Wioska kłamców. Hanna GreńЧитать онлайн книгу.
się problemu. Nie masz już broni, a oczy dookoła głowy jeszcze ci nie wyrosły. Jeśli masz rację, że za zabójstwem stoi ktoś inny, to oznacza, że jest inteligentny, umie planować i zacierać ślady, więc nie licz na szkolny błąd. Tak szybko zapomniałaś, czego cię nauczono?
Diona nie zamierzała wcale prowokować zabójcy. W zasadzie nie miała żadnego planu, rzuciła więc tym pomysłem bez zastanowienia, ot tak, żeby coś powiedzieć. Dlatego nie zamierzała go bronić, dobrze wiedząc, że ojczym ma rację.
– Dobra, tatku, tematu nie było. Pojadę tam jako ja, czyli zdołowana bezrobotna ekspolicjantka, i spróbuję pogadać z ludźmi.
Imielski przytaknął, aprobując plan.
– Przede wszystkim porozmawiaj z rodzinami osadzonych, bo myślę, że oni najwięcej mogliby pomóc. Znalazłem ci dojście do teściowej Drawicza.
– Poważnie? To rewelacyjnie! – Dziewczyna aż podskoczyła z radości. – Mówiłeś też, że poszukasz mi jakiejś miejscówki w okolicach Strzygomia. Udało ci się czy mam jechać w ciemno?
– Nie martw się, szczurku, nie będziesz musiała spać w aucie. Będziesz mieszkać w samym Strzygomiu, właśnie u teściowej Drawicza. – Uśmiechnął się, ujrzawszy zdumienie pasierbicy. – Sama wiesz, jak to jest. Każdy kogoś zna i w efekcie tak naprawdę wszyscy się znają. W tym przypadku dokładnie tak jest. Mam kumpla, emerytowanego policjanta, a on ma żonę, która jest krewną nieżyjącego już teścia Drawicza. Wprawdzie daleką, ale utrzymywali kontakty i do dziś wysyłają sobie życzenia na święta i na urodziny.
Diona poczuła się lekko ogłupiała. Spojrzała uważnie na ojczyma i upewniwszy się, że mężczyzna nie żartuje, spytała niepewnie:
– Wysyła życzenia do nieboszczyka?
– Do jakiego nieboszczyka? Słuchaj uważnie – pouczył ją, zirytowany wtrętem. – Do jego żony wysyła, czyli do teściowej Drawicza.
– Jakim cudem to załatwiłeś? Genialny jesteś.
Imielski uśmiechnął się, mile połechtany.
– Zadzwoniłem do niej i umówiłem się na spotkanie. Chciałem ją poznać, zobaczyć na własne oczy, przekonać się, jakim jest człowiekiem.
– I co? Jakie wnioski wyciągnąłeś?
– Pozytywne. Mirosława Belka okazała się bardzo sympatyczną kobietą.
– Kto?! – Diona z wrażenia zakrztusiła się papierosowym dymem.
– Mirosława Belka – powtórzył spokojnie, ale w oczach zapłonęły mu wesołe iskierki. – Tak się nazywa i nic na to nie może poradzić. Powinnaś coś o tym wiedzieć – dodał nieco złośliwie.
– I co powiedziałeś tej Mirabelce, że zgodziła się użyczyć mi kwatery?
Imielski zmieszał się nieco, gdyż tę akurat część relacji wolałby pominąć. Nie popisał się, tworząc historyjkę o szukającej natchnienia pisarce, a próba oszukania kobiety i tak się nie powiodła. Teściowa Mariusza natychmiast zwietrzyła podstęp, lecz zupełnie opacznie pojęła motywy. Przekonana, że pisarka będzie chciała wyciągnąć na światło dzienne jakieś rodzinne skandale, by uzupełnić wizerunek mordercy o dodatkowe smaczki, kategorycznie odmówiła jakiejkolwiek pomocy. Ponieważ z jej słów wywnioskował, że absolutnie nie wierzy w winę zięcia i gotowa jest go bronić nawet teraz, gdy sprawa wydawała się przesądzona, postanowił uczynić ją cichym sprzymierzeńcem przybranej córki. Czym prędzej przeprosił kobietę, a następnie zdradził jej kawałek prawdy. To wystarczyło, by zgodziła się przyjąć Dionę pod swój dach i udzielić jej pomocy.
Zbyt jednak przywiązał się do swojego pomysłu, by z niego zrezygnować. Mimo niepowodzenia z Belką zaproponował go pasierbicy, doszedł bowiem do wniosku, że inni mieszkańcy Strzygomia nie będą tacy podejrzliwi jak teściowa Drawicza. Teraz widział, że plan od początku był chybiony.
Na szczęście Diona tym razem nie wykpiła jego skłonności do upierania się przy swoim, gdyż bardziej zainteresował ją wzmiankowany kawałek prawdy. Na tym gruncie emerytowany policjant czuł się pewnie, wyjaśnił więc, co miał na myśli.
– Powiedziałem, że nie wierzysz w winę tych mężczyzn. Że coś ci nie pasuje, a że byłaś policjantką, jesteś wyczulona na fałsz. Nie zdradziłem, że jesteś córką Piotra, mówiłem tylko o pokrewieństwie. Sama zdecyduj, czy możesz jej aż tak zaufać.
– W porządku. Zobaczymy, jak się sprawy potoczą. A sama wioska? Szukałam informacji w necie, ale prawie nic nie znalazłam. Tyle tylko, że to wieś. Są jakieś dane o liczbie mieszkańców i położeniu geograficznym, plus info o tym, jaka to gmina, powiat i województwo. Trochę to dziwne, że tylko tyle. – Zauważyła minę ojca i coś ją tknęło. – Dowiedziałeś się czegoś ciekawego, prawda? O co chodzi z tym miejscem?
Diona pochyliła się nad biurkiem, podparła pięścią brodę i wpatrzyła się w ojczyma, usiłując zmusić go wzrokiem do odpowiedzi. Mężczyzna uśmiechnął się, widząc złociste błyski w przygaszonych ostatnio oczach. Pasierbica wreszcie zaczęła przypominać dawną Dionę, taką, jaką była, zanim najpierw trudny rozwód, a później kłopoty w pracy i decyzja o odejściu z policji złamały w niej ducha.
– Wiesz, czemu wioska nosi nazwę Strzygom?
– Skąd mam wiedzieć? – burknęła niecierpliwie. – Mówiłam, że nie znalazłam żadnych informacji.
– Wiąże się z tym legenda mówiąca, że dawno, dawno temu tamten rejon należał do możnego pana, który miał wszystko prócz jednego. Nie mógł doczekać się męskiego potomka, mimo że dochował się siedemnastu córek.
– O dobry jeżu – jęknęła Diona, wyobraziwszy sobie udręczoną kobietę otoczoną wianuszkiem wrzeszczących dzieciaków. – Czy on był królikiem?
– Jak na ówczesne standardy tych dzieci nie było jakoś strasznie dużo, w dodatku miał je z trzema żonami.
– Jednocześnie?!
Imielski zapalił papierosa, posyłając pasierbicy kpiące spojrzenie.
– Masz zwyrodniałą wyobraźnię. Nie, ty wietrząca wszędzie występek istoto. Miał te żony po kolei, bo przejawiały dziwne predylekcje do umierania.
– Niespecjalnie im się dziwię. Jeśli musiały rodzić rok po roku, pewnie chciały wreszcie sobie odpocząć. A ten hrabia, czy kim tam był, powinien był łyknąć trochę wiedzy. Może wtedy by się…
– Nie zapędzaj się – przerwał jej rozweselony ojczym. – Mówię o czasach, gdy uważano, że dziecko rodzi się z rudymi włosami dlatego, że matka zbyt długo spoglądała na ogień. W każdym razie gdy trzecia żona znowu zaszła w ciążę, pan sprowadził do dworu trzy siostry uważane za czarownice, żeby odprawiły swoje hokus-pokus nad ciężarną.
– Pewnie doszedł do wniosku, że modlitwy się nie sprawdziły, więc trzeba wejść na wyższy level – znów wtrąciła Diona. – I co, ciemna strona mocy pomogła? Anakin twierdził, że dzięki niej można wszystko.
Ojczym roześmiał się głośno i poczochrał jej włosy.
– Nie zagaduj mnie Skywalkerem, wariatko. Ponoć czary poskutkowały, więc wiedźmy upomniały się o przyrzeczoną nagrodę, ale ten gość, niech będzie, że hrabia, był cholernie skąpy i wcale nie zamierzał dotrzymać słowa. Zaprosił czarownice do dworu, ale wcale nie chciał im zapłacić. Planował, że je po cichutku otruje i w ten sposób zaoszczędzi pieniądze przeznaczone na honorarium.
– O, to mamy też wątek kryminalny! – zawołała rozbawiona. – W sam raz dla dwojga eksgliniarzy.
–