Świst umarłych. Graham MastertonЧитать онлайн книгу.
w śliskich majtkach. – Jeszcze nie spotkałem dziewczyny, która byłaby gotowa tak szybko jak ty.
Farry znów beknął. A Michael pomyślał, że po tym, co przed chwilą powiedział, nie ma o to do tego drania żalu. Jeśli miałby być szczery, dziwił się, że gość się nie porzygał.
Dotarli na koniec St Enda’s Road i skręcili w Sprigg’s, gdzie okna szeregowych domów wychodziły na rozległe porośnięte trawą zbocze. Farry podjechał do końca drogi, zatrzymał samochód i wygramolił się zza kierownicy, żeby otworzyć drzwi Gwenith. Nadal padało, ale trochę mniej. Zanim wsiadł z powrotem do toyoty, podszedł do Michaela.
– Będziesz dla niej dobry, co, Tommy? Potraktujesz ją jak księżniczkę, jasne? Żadnych numerów, bez ściemy.
– Seamus kazał ci to powiedzieć? – spytał Michael.
– Seamus nie jest ślepym kotkiem, Tommy. Wie, jaka ona jest gruba i czemu rzadko udaje się jej zaciągnąć faceta do łóżka. Jezu, to nie miss świata. Ale wyświadczasz mu przysługę, co nie? I wiesz, on ci tego nie zapomni.
– Chodź już się ciupciać, dobrze? – ponagliła go Gwenith. Czekała na Michaela na stopniach pod domem. – Robię się mokra na zewnątrz tak samo jak w środku!
Michael nie odpowiedział nic Farry’emu, ale skinął głową na znak, że rozumie, a potem przebiegł jezdnię, by dołączyć do Gwenith.
Rozdział 7
Katie zamknęła raport, nad którym pracowała, wyłączyła komputer i zdecydowała, że czas wracać do domu. Było dwadzieścia siedem po dziesiątej; dziwne, że O’Donovan jeszcze się do niej nie odezwał. Zastanawiała się, czy do niego zadzwonić, ale zawsze można było na nim polegać, więc jeśli się z nią nie skontaktował, to na pewno nie bez przyczyny.
Wzięła płaszcz z wieszaka i zapinała guziki, gdy do drzwi zapukał Bill Phinner.
– Siedzisz do tak późna, Bill. Chyba nie pokłóciłeś się z żoną, co? – zagadnęła.
– Jeśli mam być szczery, to pracowaliśmy nad pociskiem znalezionym w domu Jimmy’ego Ó Faoláina i nie zdawałem sobie sprawy, która to godzina.
Uniósł pocisk w plastikowej przezroczystej torebeczce na dowody. Wyglądał jak malutka srebrna stokrotka ze ściągniętymi do tyłu płatkami.
– I co? Zidentyfikowaliście go?
– Tak sądzimy, tak. Wróciliśmy na miejsce i zrobiliśmy trochę pomiarów, a potem przeprowadziliśmy symulację na prowizorycznym modelu. Oczywiście niepełnym, tylko dla orientacji. Z drzwiami i ścianą z kafelkami tego samego gatunku. Wystrzelaliśmy najprzeróżniejsze rodzaje pocisków przez drzwi, żeby odbiły się rykoszetem od ściany, i dokonaliśmy porównań.
– No i?
– Poczekajmy, aż dostaniemy pozostałe sześć pocisków od doktor Kelley, nim ustalimy coś ostatecznie. Bo tamte nie będą tak zdeformowane. Nie mam jednak wielkich wątpliwości. Sądzę, że to trzystapięćdziesiątkasiódemka sig hollow point. Mogłyby to być również czterdziestki smith and wesson hollow point, ale trzystapięćdziesiątkasiódemka pasuje bardziej. Próbowaliśmy wielu różnych typów broni. Z tego, gdzie trafiły pociski, i z rowkowania na płaszczu pocisku mamy niemal pewność, że strzelano z sig sauera P dwieście dwadzieścia sześć.
– Czyli jednego z najbardziej popularnych pistoletów na świecie – podsumowała Katie. – Nawet nasze regionalne grupy wsparcia takie mają.
– Jasne. Ale przynajmniej wiemy, jakiej broni szukać, i możemy poprosić, żeby każdy, kto widział u kogoś coś w tym rodzaju, dał nam znać. Jeśli będziemy mieli w ręku pistolet, bez trudu poznamy, czy to z niego wystrzelono te pociski.
– Dobra, Bill, dzięki. Nie będę mówić o igłach w stogu siana, to dopiero początek. Nie znaleźliście żadnych innych śladów w domu?
Phinner pokręcił głową.
– Nic a nic. Dość niezwykła sytuacja. Każdy zostawia coś po sobie, gdziekolwiek jest. Nawet jeśli to nie więcej jak pół śladu podeszwy, parę drobinek łupieżu, mikroskopijna smużka smarków na ścianie po kichnięciu. – Pomachał torebką z dowodem. – Ale jutro rano znów poślę Jonesa i O’Keefe’a do Woodhill Park. Każę im raz jeszcze dokładnie przebadać każdy centymetr kwadratowy Coherent TracERem. Nigdy nie wiadomo. Może jednak coś przeoczyliśmy. Jakiś rudy włos na czerwonym dywanie. Zdarza się.
– Życzę powodzenia – powiedziała Katie. – Lepiej, żebym już zbierała się do domu. Umieram z głodu. Zjadłabym konia z kopytami.
* * *
Jechała N25 w deszczu i właśnie mijała Slatty Water, gdy jej telefon zagrał melodyjkę Siúil A Rún, piosenki ze słowami Przyjdź cicho, mój ukochany, uciekniemy razem…
– Tu O’Donovan, pani nadkomisarz. Przepraszam, że tak późno dzwonię, ale razem ze Scanlan goniliśmy w kółko jak wariaci.
– I co tam, Patrick? Rozmawiałeś z panią O’Regan?
– Nie do wiary, ale nie byliśmy w stanie jej znaleźć. Pojechaliśmy na St Christopher’s Road, ale niestety, w domu nie zastaliśmy nikogo. Jeden z sąsiadów twierdzi, że widział Moirę O’Regan, jak około wpół do drugiej odjeżdżała gdzieś z dwójką dzieci rodzinnym samochodem. Od tamtej pory nie wróciła.
– Przypuszczam, że próbowaliście do niej dzwonić.
– Oczywiście, telefonowaliśmy wielokrotnie, wysyłaliśmy esemesy. Nie było jednak żadnej odpowiedzi. Najpierw więc pojechaliśmy do domu rodziców Kierana w Mayfield. Od jakiegoś tygodnia się do nich nie odzywał. A z Moirą i dziećmi nie mieli żadnego kontaktu jeszcze dłużej. Ale przynajmniej dali nam adres i numer telefonu matki Moiry, która mieszka w Togher.
– Ale i ona nie widziała Moiry?
– Córka dzwoniła do niej rano. I to było bardzo dziwne. Najwyraźniej płakała, ale kiedy matka spytała, co się z nią biedną dzieje, nie chciała powiedzieć. W kółko powtarzała tylko: „Nie mogę, nie mogę, nie wiem, co by mu zrobili”.
– I jakie są twoje wnioski? – spytała Katie, skręcając z N25 w Cork Road i kierując się na południe do Cobh.
– Trudno powiedzieć na pewno – odparł detektyw O’Donovan. – Ale jeśli ten gość bez głowy to rzeczywiście Kieran O’Regan, domyślałbym się, że został porwany przez kogoś, kto mu groził, a jego żona o tym wiedziała.
– Też tak sądzę. Musimy ją znaleźć, Patrick, i to szybko. Jeśli ma choćby najbledsze pojęcie o tym, kto go zabił, to sama jest teraz w poważnym niebezpieczeństwie.
– Jej matka dała nam listę braci i sióstr Moiry, i wszystkich przyjaciół, którzy jej tylko przyszli do głowy, więc na tym się skupiliśmy. Dzwoniliśmy albo jeździliśmy do nich. Właśnie wracamy z Mallow. Widzieliśmy się z ostatnią osobą z listy, najlepszą przyjaciółką Moiry ze Scoil Mhuire.
– Dziś wieczorem na służbie jest sierżant Mulvaney, prawda? Poinformowaliście go o wszystkim?
– Tak, jasne. Przesłaliśmy mu już najnowsze zdjęcie Moiry i dzieci, podaliśmy numery rejestracyjne jej samochodu. Granatowa honda civic, trzyletnia.
– Dobra, Patrick, dzięki. Będę jutro z samego rana, pogadamy.
Dojechała już do Carrig View. Światła Monkstown po drugiej stronie rzeki Lee migotały i połyskiwały odbite w wodzie. Tam mieszkał jej ojciec, tylko pięć minut promem stąd. Nagle poczuła wyrzuty sumienia, że nie odwiedziła go już niemal od miesiąca. Skręciła w podjazd, gdzie stało