Doczesne szczątki. Donna LeonЧитать онлайн книгу.
przed tą rozmową Brunetti i jego podwładny dowiedzieli się, że dziewczyna zmarła wczesnym rankiem w szpitalu. Bezpośrednią przyczyną śmierci był atak astmy; obecność ecstasy we krwi wywołała dodatkowe problemy. Komisarz usłyszał, jak nogi krzesła, na którym siedział Pucetti, zgrzytają na betonowej posadzce pokoju przesłuchań. Kątem lewego oka zobaczył, że Pucetti zaraz wstanie.
Serce Brunettiego ścisnął strach, gdy pomyślał, co się może wydarzyć. Wyrzucił w górę lewą rękę, wydając z siebie ciche stęknięcie, które przeszło w ostry, coraz głośniejszy jęk, najwyraźniej wywołany bólem. Poderwał się gwałtownie z krzesła, ciężko dysząc i dalej jęcząc w udręce.
Dwaj pozostali mężczyźni zamarli z przerażenia, gapiąc się na niego. Brunetti obrócił się w lewo i broniąc się chyba przed upadkiem – uderzył Pucettiego w ramię uniesioną ręką, a następnie złapał za kołnierz i przyciągnął do siebie. Pucetti odruchowo wsparł się lewą dłonią wyprostowanej i usztywnionej w łokciu ręki o stół i podtrzymał osuwającego się nań komisarza. Odwrócił się, objął go prawą ręką i zaczął opuszczać na posadzkę, tłumiąc paniczny lęk.
– Niech pan sprowadzi pomoc! – krzyknął do Ruggieriego. Kiedy przyklęknął nad Brunettim, usiłując wyczuć puls, widział spod stołu nieruchome nogi prawnika.
– Przecież nic... – zaczął mówić Ruggieri, lecz Pucetti przerwał mu, znowu krzycząc:
– Sprowadź pomoc!
Nogi prawnika drgnęły; drzwi pokoju otworzyły się i zamknęły z trzaskiem.
Pucetti pochylił się nad zwierzchnikiem, który leżał na wznak z zamkniętymi oczami i oddychał normalnie.
– Commissario, commissario, słyszy mnie pan? Co panu jest? Co się stało?
Brunetti otworzył raptownie oczy i spojrzał na podwładnego.
– Nic panu nie jest, komisarzu? – zapytał Pucetti, usiłując zachować spokój.
– Czy wiesz, jak by się potoczyła twoja kariera, gdybyś się na niego rzucił? – odparł Brunetti zupełnie normalnym głosem, jakby czynił uwagę na temat właściwej procedury postępowania.
Rozdział 2
Pucetti cofnął się od leżącego na wznak komisarza i zapytał:
– Co pan przez to rozumie?
– Miałeś zamiar go chwycić, prawda? – odparł Brunetti z nieskrywanym wyrzutem.
Pucetti milczał, nadal wpatrzony w całkowicie odprężonego szefa. Usiłował coś powiedzieć, ale udało mu się to dopiero po chwili.
– Ta dziewczyna nie żyje, a on tak o niej mówi – wyrzucił z siebie w końcu. – Nie ma prawa tego robić. To nieprzyzwoite. Ktoś powinien zamknąć mu gębę.
– Nie ty – odparł ostro Brunetti, wspierając się na łokciu. – Uczenie go dobrych manier to nie twoje zadanie. Masz traktować go z szacunkiem, bo jest obywatelem i nie został formalnie oskarżony o żadne przestępstwo. – Po chwili namysłu komisarz się poprawił: – I nawet wtedy, gdyby był o nie oskarżony.
Pucetti miał niewzruszony wyraz twarzy, nie wiadomo, czy wskutek niezadowolenia, czy zakłopotania. Brunettiemu było to obojętne.
– Rozumiesz?
– Sì, signore – odparł młodszy policjant i wstał.
– Nie tak szybko – powstrzymał go komisarz; słyszał głosy nadchodzących ludzi. Widząc zmieszaną minę Pucettiego, dodał: – Przecież słyszałeś, co powiedział, zanim wyszedł. Że nic mi nie jest.
– Nie, panie komisarzu.
– Właśnie to zaczął mówić, zanim znowu do niego krzyknąłeś. – Głosy były coraz bliższe. – Pochyl się z powrotem, połóż dłonie na mojej piersi i zrób mi reanimację, na litość boską.
Skonsternowany i zagubiony Pucetti zrobił, co mu kazano, i uklęknął przy komisarzu, który położył się z powrotem i zamknął oczy. Policjant oparł obie dłonie na klatce piersiowej Brunettiego i zaczął uciskać, odliczając po cichu kolejne sekundy. Z korytarza doleciał głos Ruggieriego:
– Jest tam.
Brunetti rozchylił nieznacznie powieki i zobaczył, że dwie pary umundurowanych nóg wchodzą do pokoju, a tuż za nimi pojawiają się szare nogawki spodni od garnituru. Rozległ się głos porucznika Scarpy:
– Co się dzieje?
Pucetti przerwał odliczanie, nie przestał jednak rytmicznie uciskać.
– To chyba serce, poruczniku – odparł i powrócił do liczenia sekund.
– Karetka już jedzie – rzekł Scarpa.
Brunetti zobaczył, jak czyjeś nogi w mundurze zmieniają pozycję, i usłyszał głos porucznika:
– Idź na dół i zaczekaj na nią. Przyprowadź ich tutaj. – Nogi obróciły się i wyszły z pokoju. – Co się stało? – zapytał Scarpa.
– Myślałem, że mnie zaatakuje – zaczął wyjaśniać Ruggieri – ale wtedy wstał i upadł na niego.
Brunetti zdał sobie sprawę, że porucznik raczej nie zrozumie tej niejasnej relacji, więc zamknął oczy i zaczął cicho dyszeć w rytm uciśnięć „reanimującego”.
Usłyszał, że ktoś podchodzi do brzegu stołu i zbliża się do niego.
– Miał wcześniej kłopoty z sercem? – zapytał porucznik.
– Nie wiem, poruczniku. Może Vianello by wiedział.
Po długiej chwili ciszy Scarpa rzekł:
– Mam cię zmienić?
Brunetti cieszył się, że ma zamknięte oczy. Nie przestawał dyszeć.
– Nie, panie poruczniku. Złapałem rytm.
– W porządku.
Zbliżający się dwutaktowy dźwięk syreny karetki wkradł się do świadomości komisarza. Dobry Boże, co on narobił? Liczył na to, że na moment odwróci uwagę Pucettiego, żeby go powstrzymać przed zaatakowaniem prawnika, ale sytuacja wymknęła się całkowicie spod kontroli i teraz on sam leżał na podłodze, Pucetti udawał, że go reanimuje, a porucznik Scarpa proponował pomoc.
Czy będą próbowali znaleźć Vianella? Albo zadzwonią do Paoli? Kiedy wychodził tego ranka z domu, spała, więc nie rozmawiali ze sobą.
Nie rozważył konsekwencji swojego zachowania, zrobił pierwszą rzecz, która, jak mu się wydawało, ocali Pucettiego. Mógł się usprawiedliwiać tym, że nie spał zeszłej nocy albo że spał zbyt długo, tym, że coś zjadł lub czegoś nie zjadł. Że wypił za dużo kawy albo w ogóle jej nie pił. Posunął się jednak za daleko. No i skończyło się przybyciem pogotowia.
Kroki, hałas, znikający Pucetti, inne dłonie, maska na nosie i ustach, chwyt za kostki i ramiona, nosze, ambulans, syrena, uspokajające kołysanie w ruchu po wodzie, powolny dryf do nabrzeża, telepanie, przeniesienie na twardszą powierzchnię, odgłos kół na marmurowej posadzce, gdy wieziono go przez szpital. Zerknął spod zmrużonych powiek i zobaczył automatyczne drzwi i wielki czerwony krzyż Pronto Soccorso.
W środku przewieźli go szybko obok recepcji i ustawili nosze przy ścianie korytarza. Po pewnym czasie usłyszał czyjeś zbliżające się kroki. Ktoś wsunął mu poduszkę pod głowę, gdy jakaś inna osoba założyła coś na nadgarstek, został przykryty kocem podciągniętym do pasa, po czym ich kroki się oddaliły.
Przez wiele minut leżał nieruchomo z zaciśniętymi