Grzechy młodości. Edyta ŚwiętekЧитать онлайн книгу.
różne psikusy, ona zmęczona. Coraz łatwiej wpadała w irytację, zaczynało jej brakować cierpliwości do różnego rodzaju wymówek, które miały tuszować lenistwo, zapominalstwo czy bezmyślność.
Nim dotarła do pokoju nauczycielskiego, skorzystała z toalety. Myjąc dłonie, zerknęła w lustro. Rano odpuściła sobie zrobienie makijażu i układanie włosów, więc tafla demaskowała wszystkie mankamenty jej urody. Odbijała smutną, poszarzałą twarz trzydziestosześciolatki z podkrążonymi oczami. Rzeczywiście Kostowa wyglądała źle, a jasne kosmyki gładko uczesanych zazwyczaj włosów postrzępione były na końcach i chaotycznie sterczały.
Co takiego ten idiota we mnie widzi, że od lat nie daje mi spokoju? Naprawdę musiał rozwalić moje małżeństwo?
– Cześć, Agato! – przywitała ją Kornelia Stolarska. – Nie widziałam cię wcześniej. Dopiero teraz przyszłaś?
– Nie. Mam zajęcia od ósmej.
– No to gdzie przepadłaś na niemalże cały dzień? – Obrzuciła Kostową uważnym spojrzeniem. – Szewski poniedziałek był wczoraj – skomentowała skwaszoną minę polonistki.
– Ja mam szewski wtorek – stwierdziła.
– Słyszałam coś na ten temat – zachichotała Wanda Michalak, fizyczka. – Miałam teraz godzinę wychowawczą. Podobno dałaś w kość mojej klasie, fundując im solidny sprawdzian.
– Wakacje dobiegły końca. Czasami trzeba ściągnąć młodzież z obłoków na ziemię. Może nikt nie potłucze sobie przy tym tyłka.
Wystarczy, że ja jestem poturbowana – dokończyła w duchu.
ROZDZIAŁ 2
Jeśli nie czujesz nic, to już nie czekaj na świt,
W tobie nigdy nie kończy się mrok, a wciąż trwa[3]
[3] Fragment tekstu piosenki Sekret z repertuaru grupy Budka Suflera. Słowa: Tadeusz Kwiatkowski-Cugow, muzyka: Romuald Lipko.
Oczekiwanie
Niemal dwa lata minęły od chwili, gdy Maria zamieszkała na Miedzyniu. W tym okresie ostatecznie rozluźniło się jej koleżeństwo z Anią i Jadzią. Nastolatka długo nie mogła tego zaakceptować. W każdej wolnej chwili zaglądała na Kapuściska i próbowała ratować starą znajomość. Niestety, nie była w stanie spędzać z dziewczynami tyle samo czasu co dawniej, więc w pewnym momencie odkryła, że jest dla nich piątym kołem u wozu. Nawet w szkole, wszak cała trójka wybrała to samo liceum, przyjaciółki zaczęły częściej przebywać tylko we dwie, unikając Trzeciakówny. Szeptały o czymś po kątach, a gdy do nich podchodziła, milkły. Najgorsze było jednak to, że zaczęły rozmawiać z przebrzydłą glistą Leśniewską i – o zgrozo! – chyba ją polubiły.
Chcąc nie chcąc, musiała poszukać sobie nowego towarzystwa. Na Miedzyniu po sąsiedzku mieszkał wujek Romek. Oczywiście wujkiem nazywano go u Trzeciaków jedynie z grzeczności – z uwagi na przyjaźń łączącą Derenia i ojca. Matka z Janiną też trochę się kolegowały, lecz w znacznie mniejszym stopniu. Niestety, ich dzieci, choć były w zbliżonym wieku, nie miały ochoty przestawać z Marią. Magdalena miała własny krąg przyjaciółek, zresztą była typem wrednej intelektualistki, która wciąż siedziała z nosem w książkach, nosiła okulary i choć wcale nie była ładna, miała za nic córkę sąsiadów. Nie chciała bawić się na dyskotekach. Nad kawiarnię przedkładała wyjścia do księgarni bądź wizyty w bibliotece, z której przynosiła całe sterty zakurzonych tomiszczy. Podczas rozmowy potrafiła sprawiać, że Maria czuła się przy niej jak idiotka. Natomiast Paweł Dereń wyjechał do Szczytna, gdzie zdobywał wykształcenie w Wyższej Szkole Oficerskiej. Gdy przyjeżdżał do domu, chodził napuszony jak paw. Trudno więc było o przyjemność z przebywania wśród takich ważniaków.
Ta samotność stała się okropna, wręcz destrukcyjna, więc z braku laku Maria więcej czasu spędzała z Manuelą. Przynajmniej jedną kuzynkę miała dość fajną i udaną. Reszta się nie liczyła, Maria uważała Beatę Kost za nudziarę, a Jolę od wujka Gienka za smarkulę. Zresztą wstyd było przyznawać, że człowiek ma w rodzinie przestępcę, który uciekł z aresztu. A opinia na temat ojca rzutowała mocno na potomków.
Nie na darmo babcia Wilimowska, której Maria już od lat nie nazywała kapeluszniczką – wszak trzeba kiedyś dorosnąć i nabrać powagi – mawiała, że należy sobie starannie dobierać towarzystwo i nie wolno przestawać z byle hołotą. Robactwo ludzkie niech sobie pełza po ziemi. Maria była motylem stworzonym do fruwania wśród kwiatów.
Z Manuelą można było pójść we wszystkie miejsca, do których tak bardzo ciągnęło Marię. Bo Manuela nie dość, że miała poczucie humoru oraz luz, to jeszcze charakteryzował ją dość istotny walor: była znacznie brzydsza od Marii. A przecież to oczywiste, że może być tylko jedna królowa i na dodatek winna posiadać fraucymer. Choćby w postaci pojedynczej dwórki: niskiej wzrostem, krzywonogiej i ogólnie niezgrabnej. Sęk w tym, że i kuzynka nie miała zbyt wiele czasu: ją także czekało zdawanie matury, ponadto często spotykała się z własnymi koleżankami, a tych akurat Trzeciakówna nie polubiła. Prócz tego, w przeciwieństwie do Marysi, miała mnóstwo nudnych i głupich obowiązków domowych.
– No i po co tak harujesz? – pokpiwała z niej Maria. – Szkoda życia na zakuwanie.
– Muszę zdać maturę – oświadczyła kuzynka, przypalając sobie papierosa. – Chcę pójść na studia. Spróbuję dostać się do łódzkiej filmówki. Zamierzam zostać aktorką. Mama twierdzi, że mam predyspozycje – zachichotała i obciągnęła sweterek, pod którym wyraźnie widać było dwie wspaniałe wypukłości.
Aktorka z takimi nogami? Porażka! – pomyślała Trzeciakówna. Manuela nie pierwszy raz wspominała o swoim marzeniu, ku przygnębieniu Marii, która wolałaby ją widzieć w jakiejkolwiek innej szkole wyższej, byle w Bydgoszczy. Jeszcze tego brakowało, żeby pojechała w diabły. Przecież wtedy już w ogóle nie będę miała do kogo otworzyć ust! Tylko jak zniechęcić kogoś takiego do realizacji życiowych planów?
– Ale serio kręci cię aktorstwo? – dociekała. – Chce ci się spoufalać z różnymi obleśnymi dziadami, którzy decydują o tym, kto zagra jakąś rolę? Im chodzi tylko o jedno: by zaliczyć kolejną naiwną.
– Ech… Co ty tam wiesz! – odparła lekceważąco Manuela. – Jak ktoś ma prawdziwy talent, to nie musi prowadzać się z żadnym starym ramolem. A mamcia mówi, że mam czym błysnąć. Bo potrafię śpiewać i pamięć mam dobrą, i dykcję.
– I cycki masz odpowiednie – stwierdziła kąśliwie Marysia, która od dawna zazdrościła kuzynce walorów damskiej figury. Sama do tej pory musiała korzystać z wypróbowanych sposobów poprawienia wizerunku poprzez wetknięcie w stanik zwiniętych skarpetek lub chusteczek. Marzyła o dorodnym biuście, lecz matka natura wyjątkowo oszczędnie ją obdarowała. Za to tyłek ostatnio zaczął jej rosnąć, ot efekt uboczny rezygnacji z nauki w szkole tańca i folgowania słodkim zachciankom. Teraz także Maria delektowała się zacną wuzetką. – Może nawet zbyt obfite, jak przy tak mikrym wzroście – uzupełniła wcześniejszą myśl.
– Z całą pewnością nie będę sobie nimi torowała drogi do sukcesu. Na seksbombę i tak nie pasuję, bo jestem zbyt niska i mam za krótkie nogi – oceniła krytycznie własny wygląd kandydatka na gwiazdę. – Ale mama mówi, że do zrobienia kariery wcale nie potrzeba nieprzeciętnej urody. Dziewczyny o mniej wyrazistej powierzchowności też są istotne czy to na scenie, czy w filmie. Mnie nie zależy na głównych rolach, mogę grać drugoplanowe. Albo czarne charaktery, te bardzo mnie pociągają – oświadczyła, wymachując