Tajemnica z Auschwitz. Nina Majewska-BrownЧитать онлайн книгу.
AK, straciłam go jeszcze bardziej.
1 Stefania Stawowy, ur. 12 lipca 1912 roku w Grodźcu (woj. kieleckie), córka Ludwika, była uczennicą Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie w latach 1923/1924–1929/1930 (AT, sygn. Sz. B II 34 – Sz. B II 40, Katalogi Główne Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie z lat 1923/24–1929/30, kolejno strony: kl. II – s. 29, kl. III – s. 30, kl. IV – s. 28, kl. V – s. 27, kl. VI – s. 28, kl. VII – s. 22, kl. VIII – s. 22).
Stefania została przyjęta do II klasy PŻGSU w Tarnowie na mocy egzaminu zdanego 26 czerwca 1923 r. i rozpoczęła naukę z początkiem roku szkolnego 1923/24 (AT, sygn. SZ. B II 51, Egzaminy wstępne do Gimnazjum 1921–1929, b.s.).
(AT, sygn. SZ B II 72, Świadectwa Dojrzałości. Prywatne Żeńskie Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie 1929/1930)
Wnętrze szkoły: Katalogi Główne Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie (AT, sygn. Fot. 21).
Dwa zdjęcia fragmentów budynku szkolnego i pensjonatu: Katalogi Główne Prywatnego Żeńskiego Gimnazjum Sióstr Urszulanek w Tarnowie (AT, sygn. Fot. 21 i AT, sygn. Fot. 3).
2 W niektórych obozach, w jakich przebywała Stefania, za nie dość staranne pościelenie łóżka groziły surowe kary, z których bicie było najłagodniejszą.
3 W tym okresie do Auschwitz przywożono ludzi masowo i na przemysłową skalę ich mordowano. Niemcom bardzo się spieszyło i, jak wspominała Stefania, część skazanych na śmierć była zaledwie otumaniona po komorze gazowej. Półprzytomnych wrzucano do pieców i do głębokich rowów wypełnionych wapnem.
4 W czasie okupacji brał czynny udział w ruchu oporu ZWZ-AK pod pseudonimem Roman. Po zakończeniu wojny pod przybranym nazwiskiem Piotr Bronikowski działał w organizacji „Wolność i Niezawisłość” w woj. olsztyńskim. W 1946 r. został aresztowany i przez rok przebywał w areszcie Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie przy ulicy Rakowieckiej. Podczas następnego aresztowania w 1948 r. przez Informację Wojskową zdołał zbiec i do 1955 r. ukrywał się pod różnymi nazwiskami (m.in. pod nazwiskiem poległego przyjaciela – Bronikowski, które potem dodał do nazwiska rodowego).
2
Ewa siedziała przed domem na hałdzie piasku i wygrzebywała w nim dziurę łyżką do zupy. Rączka już dawno się wygięła, ale dziewczynka i tak dobrze się bawiła. Była ubrana w białe majteczki i modną cieniutką niebieską sukienkę: mały karczek, od którego na wysokości ramion zaczynała się spódniczka, lekko bufiaste rękawki i guziczki na plecach od samej szyi. Kolanówka zsunęła się jej z pulchnej nóżki, a do sandałków wsypał się piasek. Małej to jednak nie przeszkadzało.
Tutaj przynajmniej nie czuła nerwowości i napięcia, które od pewnego czasu panowały w domu. Mama, choć się uśmiechała, wydawała się spięta i nieobecna, tata zaś znikał na całe dnie i noce. Zresztą nawet gdy się pojawiał, nigdy się z nią ani z jej siostrą nie bawił. Za to w mieszkaniu królowała surowa babcia Maria, ze swoimi zasadami i oczekiwaniami. Często też odwiedzała je ulubiona ciocia Zosia, która mieszkała obok, łaskotała najlepiej na świecie i zawsze miała w kieszeni cukierka.
Było słonecznie i ciepło, siedem białych kur, nowy nabytek rodziny, pogdakując, leniwie wygrzebywało robaki spod rozpadającego się drewnianego płotu, kot wylegiwał się na parapecie okna, a gdzieś w oddali było słychać ujadanie psa. Ewa lubiła zabawy na podwórku, na którym znajdowała wiele fascynujących rzeczy. Właśnie z góry piachu wygrzebała pobłyskujący w słońcu kamyk i teraz obracała go w rączce.
– Ej, nie syp na mnie – zaprotestowała nagle.
Tuż za jej plecami pojawiła się pięcioletnia Basia, która czubkiem trzewika kopała piach, wzbijając w powietrze kłęby kurzu i kamyczków.
– Bo co?
– Bo psocisz!
– I co z tego? Mogę robić, co chcę. – Chwyciła się pod boki, jej warkoczyki spięte gumkami z drewnianymi czerwonymi biedronkami zafalowały, po czym dziewczynka, szurając, zrobiła krok do przodu. Piach ponownie uniósł się obłokiem kurzu i spokojnie osiadł cienką warstwą na twarzach i ubraniach sióstr.
– Ale mi przeszkadzasz!
Ewa bojowo spojrzała na siostrę i zaczęła się gramolić z kolan. Była sporo mniejsza, ale postanowiła zmierzyć się z Baśką jak z równą sobie.
– To się przesuń.
– Ale ja byłam tu pierwsza!
– W takim razie wypowiadam ci wojnę! – Basia zmarszczyła czoło i przysunęła się jeszcze bliżej.
Ewa nie rozumiała, o co chodzi. W jej słowniku, odmieniane przez wszystkie przypadki przez dorosłych, pojawiły się nowe pojęcia, takie jak wojna, walka, Niemcy, a nawet gestapo i SS. Wiedziała tylko tyle, że to coś niedobrego, czego trzeba się bać.
A ona przecież i tak już się bała tylu rzeczy: ciemności, pająków, lasu, w którym mieszkały wilki, diabła, którym straszyła je babcia, gdy niezbyt entuzjastycznie modliły się wieczorem. Wczoraj babcia nawet na nią krzyknęła, bo pomyliła się w modlitwie. Znała ją na pamięć i klepała tak, jak jej kazali, rano i wieczorem, ale nie potrafiła pojąć znaczenia poszczególnych słów. Dlatego też nie rozumiała, dlaczego babcia tak się zezłościła, gdy niemal zasypiając, wyrecytowała:
Aniele boży, stróżu mój,
Ty zawsze przy mnie stój,
Rano, wieczór, we dnie, w nocy
Bądź mi zawsze ku pomocy,
Broń mnie od wszelkiego złego
I doprowadź do koryta wiecznego.
– Jakiego koryta?! Żywota! – krzyknęła oburzona Maria, tak że Ewie natychmiast odechciało się spać. – Żywota! Rozumiesz?
Nic nie rozumiała. Wiedziała za to, co to jest koryto. Stało długie i betonowe tuż obok studni z żurawiem. Nie miała pojęcia, co to jest anioł stróż, dusza, żywoto, ale doskonale zapamiętała, że diabła trzeba się bać i że, jak dowodziła babcia, czyha on na nią wszędzie, żeby popchnąć ją do złego.
– Idę powiedzieć mamie.
– Skarżypyta!
Ewa z łyżką zaciśniętą w piąstce, tak że zbielały jej kłykcie, pomaszerowała do domu w poszukiwaniu mamy. Oddychała coraz płyciej, oczy ją piekły i wreszcie pojawiła się pierwsza łza.
Nim jednak dotarła do kuchni, usłyszała przyciszone głosy dobiegające z jadalni.
– Dzieci o niczym nie powinny wiedzieć.
– Oczywiście, tak będzie bezpieczniej.
– Moim zdaniem nie powinnaś się na to godzić. – Babcia jak zwykle autorytatywnie zabrała głos.
– Mamo, ciszej!
– Widzisz, do czego doprowadziliście? W tym domu już nie można normalnie porozmawiać.
– Mamo, nie przesadzaj. – Stefania ofuknęła matkę. – Akurat lepiej by było, żeby o tym w ogóle nie mówić. Ale żyjemy w takich czasach, że nic na to nie poradzimy, w każdym domu jest jakaś tajemnica.
– Właśnie, dziecko, dobrze powiedziałaś: w domu. Ale wasza tajemnica siedzi w stodole i nam zagraża.
– Jesteś katoliczką, a nie uważasz, że człowiekowi