Mag bitewny. Księga 1. Peter A. FlanneryЧитать онлайн книгу.
gdy Darius złożył się do ciosu. Jeszcze jeden krok i smoczy łeb zostanie odrąbany od ciała.
Nie! – pomyślał Falko. Nie wolno!
Darius już miał uderzyć, lecz Falko, zanim sam się zorientował, co właściwie robi, rzucił się naprzód.
– NIE! – wrzasnął. Zanim jeszcze słowo opuściło jego usta, wiedział już, że popełnił straszny błąd.
Smok poderwał łeb i odnalazł go wzrokiem, a furia płonąca w jego oczach była jak uderzenie pięści.
– Coś ty zrobił? – zawołał za nim Meredith. – Rozproszyłeś zaklęcie maskujące! Coś ty zrobił, na księżyc i gwiazdy?!
Falko nie mógł odpowiedzieć. Nie mógł się poruszyć. Nie potrafił oderwać oczu od bijącej w niego wzrokiem czarnej kreatury. Na obrzeżach swojego pola widzenia zarejestrował ruch – to Darius rzucił się naprzód, by zaatakować potwora, lecz ostrzeżenie Falka złamało czar, który czynił ludzi niewidocznymi dla smoczych ślepi.
Tutaj są ludzie.
Teraz mógł ich zobaczyć.
Smok cofnął się z zatrważającą szybkością. Miecz maga bojowego zarysował łuski u nasady szyi, ale cięcie było płytkie i smok odniósł tylko powierzchowną ranę. Darius zamachnął się po raz wtóry, ale stwór zadał cios ogonem. Jego ostry szpikulec z potworną prędkością pomknął w stronę maga.
Darius sparował uderzenie tarczą i odskoczył poza zasięg szczęk, ale bestia dopiero wtedy zaatakowała z całą zaciekłością. Falko nie wierzył, że ktoś mógłby przeżyć tak morderczy cios. Potwór rzucił się na maga bitewnego z furią dzikiej pantery, szpony jego przednich łap cięły powietrze z taką zapalczywością, że każdy z ciosów zabiłby na miejscu dorosłego mężczyznę. Darius cofnął się jednak, pozwalając bestii zagarnąć kilka jardów przestrzeni, wirował między rozśmiganymi szponami, aż nadeszła jego kolej na atak.
Odtrąciwszy smoczy pysk tarczą, raz jeszcze spróbował rozorać mu gardło. Potwór zwinął się, by uniknąć morderczego ostrza, po czym niespodziewanym ciosem pazurzastej łapy wybił magowi miecz z ręki.
Rozdziawiona, najeżona zębami paszcza znów pomknęła mu na spotkanie, lecz wtedy z wyciągniętej ręki Dariusa wystrzelił gorejący pocisk magicznej energii. Smok odskoczył do tyłu, rycząc z bólu, gdy uderzenie zerwało mu łuski i rozszarpało skryte pod nimi ciało u nasady żuchwy, tymczasem Darius puścił się naprzód, wznosząc miecz do ostatecznego ciosu. Już miał zanurzyć go w smoczym ciele, gdy bestia trafiła go druzgoczącym cięciem szponiastej łapy.
Mag przyjął uderzenie na tarczę, ale jego siła posłała go na skraj Smoczego Kamienia. Złapał leżący tam miecz i dźwignął się na kolano, a szyja smoka zwinęła się w powietrzu niczym atakująca kobra i z zakrwawionego pyska bestii chlusnęły płomienie. Darius zasłonił się tarczą, huczący ogień omył go i spełzł z niewidocznej bańki energii, która uformowała się wokół maga.
Odpędziwszy od siebie przeciwnika, smok chciał ponownie wzlecieć w powietrze, lecz powstrzymała go ochronna bariera roztoczona przez pozostałych magów. Bestia odbiła się od niej jak od niewidzialnego sklepienia i runęła ciężko na płytę czarnego granitu.
Przez krótką chwilę stwór wydawał się pokonany, przyciśnięty do skały własnym ciężarem, lecz smoki nieprędko się poddają, a siła zaklęcia magów była mocno nadwątlona wybrykiem Falka. Smok z wielkim wysiłkiem podniósł się na nogi i wbił wzrok w cieniste zręby wznoszące się wokół kamienia. Teraz, zebrawszy całą siłę woli, dojrzał skryte na nich postacie – stojących siedmiu magów z twarzami wykrzywionymi strachem i wysiłkiem.
Smok rozejrzał się, jakby chciał zdecydować, kogo rozszarpać w pierwszej kolejności. Może wybrał tego po swojej prawej, bo wyczuł w nim słabość, uznał za najsłabsze ogniwo otaczającego go energetycznego łańcucha. Pierś bestii rozdęła się i z rozwartej paszczy wystrzeliła w kierunku maga pozioma kolumna ognia. Ten przerażony uniósł ręce, nieudolnie próbując zasłonić się przed płomieniem, ale zrobił to niepotrzebnie – Darius w porę przyskoczył do niego i otoczył go kopułą ochronnego światła. Ogień uderzył o nią, a potem rozproszył się w chłodnym wieczornym powietrzu. Mag odetchnął z ulgą, ale smokowi udało się zaburzyć jego koncentrację. Nie wspierał już swoimi siłami magicznej bariery, utrzymywanej jeszcze przez pozostałą szóstkę.
Smoczy łeb skierował się na Dariusa, smok przez krótką chwilę wiercił go wzrokiem. Na trybunie powyżej poruszały się prędko usta Morgana Sakera, który usiłował zgromadzić dość energii, by zabić smoka. Wiedział, że nie ma wystarczająco dużo czasu. Ostatnim razem dwa tygodnie przygotowywał czar, którym zabił podobną bestię.
Ale musiał spróbować.
Darius ruszył bokiem po obrzeżu kamienia, a smoczy łeb podążył za nim niczym wskazówka zegara. Bestia nagle skoczyła w powietrze i tym razem magiczna bariera okazała się za słaba, by przydusić zwierzę do ziemi. Smok zawisł nad Dariusem i już miał spalić go swoim płomieniem, gdy nagle mag bitewny przyłożył miecz do tarczy, zamknął skryte w cieniu hełmu oczy i zmarszczył czoło w koncentracji. Jego tarcza błysnęła oślepiająco i Darius posłał świetlisty rozbłysk w kierunku zbierającego się do ataku potwora. Smok rzucił się w lewo, ale świetlista klinga naznaczyła łuski na jego piersi i wypaliła długą na stopę dziurę w błonie prawego skrzydła.
Darius rzucił się naprzód w momencie, gdy smok zwalił się na ziemię, ale zanim zbliżył się na tyle, by sięgnąć go mieczem, ogon potwora odnalazł szczelinę w pancerzu osłaniającym okolice kolana. Mag poleciał naprzód, ale w porę przekoziołkował i lądując na drugim kolanie, zamachnął się i chlasnął smoka głęboko przez ramię. Bestia zawyła i cofnęła się, unikając drugiego ciosu.
Wstając, Darius nieopatrznie oparł ciężar ciała na rannym kolanie i zachwiał się, a wówczas potężny cios smoczej łapy trafił go prosto w pierś. Mag poleciał w powietrze, uderzył ciężko o skały na obrzeżu Smoczego Kamienia i przetoczył się twarzą do ziemi. Krew skropiła czarny granit i mag bitewny zastygł w bezruchu.
Strzepnąwszy skrzydłami tylko raz, smok runął na nieprzytomną ofiarę. Uszkodzone skrzydło wykrzywiło tor jego lotu, ale przecież przeciwnik donikąd się nie wybierał. Wydawało się, że nic nie uchroni Dariusa Voltaria od śmierci w smoczych szponach, lecz właśnie w tym momencie emisariusz zaatakował potwora od tyłu.
Wkładając w cios całą swoją siłę, Nieugięty wbił miecz w tylną nogę stwora. Smok ryknął przeraźliwie i okręcił się, by stawić czoła nowemu przeciwnikowi.
Wcześniej, stojąc za Falkiem i Meredithem, emisariusz obserwował przebieg starcia, lecz gdy stało się jasne, że szala przechyla się na korzyść smoka, zeskoczył z trybun i czym prędzej pobiegł po okręgu, by zajść bestię od ogona. Na upatrzonej pozycji znalazł się za późno, by zapobiec uderzeniu, które powaliło Dariusa, lecz teraz gotował się do walki, czując na sobie nienawistny smoczy wzrok. Jako rycerz w służbie Illicji, emisariusz walczył już z demonami, lecz ze smokiem mierzył się po raz pierwszy i choć potwór nie emanował taką miażdżącą aurą zła, wcale nie był przez to mniej przerażający.
Emisariusz złapał miecz oburącz. Nie miał zbroi ani żadnej mistycznej mocy, na którą mógłby się powołać. Jeśli smok postanowi zaatakować ogniem, nic nie uchroni go przed spłonięciem. Smoczy ogon wystrzelił naprzód, emisariusz uchylił się, a kolec syknął w powietrzu nad jego głową. Gdy smok zamachnął się przednią łapą, rycerz odskoczył w tył. Pazury bestii dwa razy przeorały powietrze wokół niego, ale gdy złożyła się do trzeciego ciosu, Chevalier sam zaatakował mieczem – jego klinga wżarła się w skórę między palcami smoczej łapy i potwór zasyczał z bólu. Jego pierś