Idę moją własną drogą. Beata PawlikowskaЧитать онлайн книгу.
z problemów!
Żyję!
Patrzę i zachwycam się
Patrzę dookoła i zachwycam się.
Jest tyle pięknych rzeczy dookoła!
Poranne smugi słońca wędrujące pieszczotliwie po ścianach i suficie.
I to, że siedzę teraz po ciepłej stronie szyby i patrzę jak na zewnątrz leje listopadowy deszcz. Jakie to fantastyczne, że mogę być tu w środku, ciepła i sucha, podczas gdy na dworze jest zimno i mokro!
Zapach świeżo pieczonego chleba.
Radośnie szmaragdowozielone wnętrze owocu kiwi.
Pocztówka z Zanzibaru.
Mruczenie kota.
Nowa komedia z moim ulubionym aktorem.
Czerwony talerz, na którym lubię jeść śniadanie.
Cieszę się tym!
To są niesamowicie ważne, dobre, pozytywne rzeczy, które mam na co dzień! Mogę ich doświadczać, mogę je smakować, mogę je podziwiać, mogę czerpać z nich radość. I to właśnie robię!
Tym bardziej, że kiedyś robiłam zupełnie inaczej.
Ciągle chciałam uciekać.
Nieważne gdzie byłam, zawsze rozglądałam się w poszukiwaniu czegoś innego.
Zawsze.
Nie dlatego, że nie podobało mi się to, co jest tu blisko mnie, bo przecież ja nawet nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanowić, żeby na to spokojnie popatrzeć i docenić jakie to jest dobre albo stwierdzić dlaczego jest złe.
Ja tylko chciałam uciekać.
W pogoni za czymś, co nie istnieje.
Chciałam tylko jak najszybciej przeskoczyć w następne miejsce. Mam teraz na myśli nie tylko miejsca w świecie, ale też w życiu.
Nigdy mi nic nie pasowało.
Zawsze chciałam czegoś innego.
I zawsze wtedy myślałam, że jak już tam się znajdę, to wreszcie zacznę naprawdę żyć.
Ale nigdy nie byłam na to gotowa.
Całe moje życie składało się tylko z żalu, że nie jestem gdzieś indziej.
Zawsze bardziej podobało mi się to, co ma ktoś inny. Zawsze wtedy myślałam, że gdybym mogła zdobyć taki dom, taki samochód, taką pracę, takie ubranie, takie zlecenie, taką rodzinę, taki ogród, taki wygląd, taką umiejętność, taki talent, takie poczucie humoru, taki bilet, taką znajomość, taką szansę, to wtedy…. to dopiero wtedy mogłabym zacząć żyć!
Nic w moim życiu nie wydawało mi się wystarczająco wartościowe.
Ale to co mieli inni – o tak, to chciałam mieć!
Żyłam więc w ciągłym poczuciu, że na razie nie mogę być szczęśliwa, ponieważ wciąż nie zdobyłam kolejnej rzeczy, którą wyznaczyłam sobie za cel.
A nawet jeśli udało mi się ją zdobyć, już chciałam mieć coś innego.
Ciągle w biegu za czymś.
Nigdy nie dość zadowolona.
Zawsze chciałam mieć coś innego niż mam.
Przez cały czas żyłam z poczuciem, że wciąż czegoś mi brakuje.
Prawda była taka, że jedyne, czego mi brakowało, to umiejętność zobaczenia tego, co już mam.
A miałam ogromnie dużo!
Tyle że nie byłam w stanie tego dostrzec, docenić ani się tym ucieszyć.
Dzisiaj patrzę i zachwycam się!
Mam życie!
Mam moje własne, fantastyczne życie, które urządzam zgodnie z moimi marzeniami.
Mam możliwości!
Mam wszystkie możliwości, jakie tylko może mi podsunąć moja fantazja.
Mogę wpadać na genialne pomysły. Mogę podejmować odważne decyzje. Mogę codziennie rano zaczynać dzień od uśmiechu do mojego własnego życia.
Czy to nie jest cudowne???!!!
Patrzę i zachwycam się.
Marzę i uśmiecham się do moich marzeń.
Cieszę się z tego, co mam.
Jestem dumna z tego, co już udało mi się osiągnąć.
Wiem, że uda mi się jeszcze wiele fantastycznych spraw.
Żyję moje życie już teraz, dzisiaj!
Seks jest dla mnie wymianą szczęścia
Seks między dwiema kochającymi się osobami to wymiana szczęścia. Pozytywnych emocji. Kosmicznej jedności i więzi.
Daje dodatkową siłę.
Jest czymś całkiem boskim. Boskim nie w znaczeniu przyjemności, ale doświadczenia absolutu, przekroczeniem ziemskich ograniczeń.
Nie jest tak dlatego, że go idealizujesz albo chcesz użyć go jako narzędzia do zdobycia pewnych emocji.
Wprost przeciwnie.
On jest właśnie taki w swojej oryginalnej, prawdziwej naturze.
Niewielu ludzi jest w stanie tak go doświadczyć, ponieważ przeszkadzają im w tym ich własne podświadome uprzedzenia i lęki.
Ja też odkryłam to dopiero niedawno.
Wcześniej seks był dla mnie czymś pożądanym i brzydkim jednocześnie. Był jak wieczna walka między czymś radosnym i smutnym, czymś skrytym i wyzwolonym, czymś dobrym i złym.
Pragnęłam go, ale w gruncie rzeczy uważałam go za coś wstydliwego, gorszącego, niewłaściwego. Czułam, że w nim tonę, zatapiam się, gubię się w nim.
Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Teraz wiem, że wtedy podświadomie chciałam przez moment należeć do kogoś.
Chciałam czuć, że jestem posiadana.
Chciałam czuć, że ktoś mnie ma w taki sposób, że bardziej nie mógłby mnie mieć. Na własność. Całą mnie, razem z ciałem i duszą.
Podkreślę jeszcze raz, że wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Wtedy czułam tylko, że lubię seks. Nadzwyczajnie go lubię. Chcę, żeby zdarzał się jak najczęściej.
To wcale nie znaczy, że byłam wtedy szczęśliwa.
Seks wywoływał we mnie uczucie radości pomieszane z dziwną tęsknotą i niewytłumaczalnym smutkiem.
Nie dawał mi spełnienia. Dawał mi tylko potrzebę na więcej.
Długo nie rozumiałam dlaczego tak było.
Teraz wiem, że moja podświadomość usiłowała w ten sposób zdobyć poczucie bezpieczeństwa.
W podświadomości – czyli w tej części umysłu, do której wtedy nie miałam dostępu i zupełnie nie wiedziałam jakimi prawami się rządzi – istniało przekonanie, że seks zawsze musi się wiązać się z niewolą i przemocą.
I jeszcze jedno: że kiedy jesteś w tej niewoli i kiedy ktoś stosuje wobec ciebie przemoc i posiada cię na własność, to znaczy, że ciebie akceptuje i kocha.
Wiem, to może brzmieć nieprawdopodobnie i pewnie sama nie mogłabym