Szczyty Chciwości. Edyta ŚwiętekЧитать онлайн книгу.
z Bartkiem na czele, mieli go za nic. Od dawna znajdował się na celowniku. Zdecydowanie nie należał do lubianych osób. Zapewne tolerowali go i powstrzymywali się przed okazywaniem antypatii lub wręcz niechęci wyłącznie dlatego, że był zięciem dyrektora.
A co, jeśli Mirella zamydliła mi oczy? Mogła wiedźma wiedzieć, że nici z awansu! – jęknął w duchu. Jak wrócę z pracy, znowu parsknie mi śmiechem w twarz. Będzie rechotać jak ropucha. Ja pierdolę! Rozwiodę się z nią, jak Boga kocham! Nie wytrzymam dłużej z tym babskiem! Ona nie jest warta żadnych upokorzeń.
A potem przypomniał sobie, że za kilka dni przyjdzie na świat jego dziecko. Westchnął jak człowiek przytłoczony ogromnym brzemieniem. Zgarbił plecy i noga za nogą poczłapał w stronę swojego pokoju. Do audiencji u teścia zostało mu jeszcze trochę czasu. Jedyne, co mógł zrobić, to zaszyć się na chwilę w kąt i wypalić kolejnego papierosa.
[4] Marian Rejewski (1905-80) urodzony w Bydgoszczy matematyk i kryptolog. Przyczynił się do złamania kodu maszyny szyfrującej Enigma.
[5] Zdzisław Wrona (ur. 12 stycznia 1962 r.) – polski kolarz szosowy, mistrz Polski.
[6] Ryszard Jan Szurkowski (ur. 12 stycznia 1946 r.) – wybitny polski kolarz szosowy, medalista, mistrz świata.
ROZDZIAŁ 3
Nikt, tylko ty,
nikt nigdy nie był tak potrzebny,
kochany, złoty, cudny, srebrny,
nikt, tylko ty[7]
[7] Fragment tekstu piosenki Nikt, tylko ty z repertuaru Anny Jantar. Słowa polskiej wersji: Marian Hemar muzyka: Arthur Johnston.
Barwy miłości
Aleksander wracał do domu z dławiącym uczuciem porażki. Podczas spotkania w gabinecie teścia usłyszał, że nie dostał awansu, gdyż Tymoteusz nie może pozwolić sobie na pomówienia o kumoterstwo. Poza tym Bartłomiej radzi sobie zdecydowanie lepiej. Jest szanowany i lubiany przez współpracowników. Ma autorytet, którego brakuje Olkowi. Niech więc zięć nie chodzi z tego powodu nadęty, tylko bierze przykład z kolegi. Być może przyjdzie czas na to, by i on został doceniony. Na otarcie łez szef dał mu niewielką podwyżkę – tyle, co kot napłakał. Wszak Olek i tak ma u niego darmowy dach nad głową, wikt i opierunek, więc żadna krzywda mu się nie dzieje.
W domu bez apetytu zjadł obiad. Przy stole milczał, choć zazwyczaj usiłował prowadzić pogawędkę z domownikami. Nawet nie podziękował za posiłek. Po prostu wstał i odszedł, nie zwracając uwagi na ślubną.
Łaził bez celu po pokojach. Dopiero po dłuższej chwili zauważył Mirellę, która widząc jego ponury nastrój, przyczłapała za nim na piętro.
– Co jest? – zapytała. – Muchy w nosie?
– Tatkę zapytaj – burknął.
Kobieta przyglądała mu się uważnie, jakby chciała z jego oczu wyczytać to, czego nie powiedział wprost.
On też obrzucił ją wnikliwym spojrzeniem. Już dawno tak na nią nie patrzył. Wyglądała okropnie z tym pękatym brzuchem, nadmiernie rozrosłymi biodrami i piersiami, ze sklejonymi w strąki kosmykami blond włosów, które zmatowiały i straciły swą naturalną sprężystość. Obrzmiała na twarzy i z zapuchniętymi nogami wydała mu się teraz najbardziej odrażającym stworzeniem świata.
Ależ ona jest zapasiona! Jak brałem z nią ślub, to przynajmniej była piękną kobietą. Teraz mam w domu maszkarona przemieszanego z diabłem. Na jaką cholerę mi to było?
– Nie dostałeś awansu. – To nie było pytanie, lecz stwierdzenie. Kropla, która przelała czarę goryczy.
– Nie. Twój tatko wystrychnął mnie na dudka! Awansował Tyszkiewicza – oznajmił.
– Ty nieudaczniku! Musiałeś coś spierdolić! – warknęła. – Dupa z ciebie nie facet!
– Wiesz co, Mira? – zaczął zaczepnie.
– Co? – zapytała głupio.
– Pierdol się! Ja mam cię po prostu dosyć! – dokończył zadziwiająco chłodnym tonem.
Nagle ulotnił się cały gniew, który wcześniej nim targał. Olek już wiedział, co zrobi. Jego kumpel pracował na jakimś ciepłym stołku w Bydgoskiej Fabryce Kabli. Czas poszukać szczęścia w świecie. Do domu rodzinnego nie miał po co wracać, wszak nie po to uciekł od tej biedy z nędzą i syfu. Miał w portfelu niemalże całą wypłatę. Poradzi sobie przez kilka tygodni. Wyprowadzi się natychmiast. Byle jak najdalej stąd.
Ominął rozhisteryzowaną połowicę i wszedł do garderoby. Wyjął z szafy neseser, rzucił go na łóżko w sypialni i zaczął do niego metodycznie wkładać ubrania. Nie mógł sobie pozwolić na chaos lub pominięcie czegoś ważnego. Przypuszczał, że gdy odejdzie, ta idiotka zniszczy to, co on pozostawi.
– Co ty robisz?! – wrzasnęła mu tuż nad uchem.
– Odsuń się, bo nie ręczę za siebie – wycedził. – Mam już tego dosyć. Żądam rozwodu. Nie będziesz mną pomiatała!
Słysząc jego stanowcze oświadczenie, kobieta radykalnie zmieniła front. Zaczęła go przepraszać i żądać, by rozpakował rzeczy. Zapewniała, że porozmawia z ojcem i wyjaśni tę sprawę. Olek obstawał przy swoim. Mówił, że ma już dość takiego podłego traktowania. Nie chce być członkiem rodziny, w której mają go za nic. Żona przypominała mu, że za moment ta rodzina się powiększy. Apelowała do rodzicielskiej odpowiedzialności i uczuć. Jęczała, że tylko najpodlejsza szuja zostawia na pastwę losu brzemienną małżonkę tuż przed porodem. On bronił swoich racji, twierdząc, że Mirella nie jest ani bezbronna, ani samotna. A życie z nią pod jednym dachem zdecydowanie nie jest na jego nerwy. Słychać ich było w całej willi.
Tymczasem Trzeciak zdążył przyjechać z fabryki. Gdy usłyszał dobiegające z góry odgłosy scysji, rzucił aktówkę na posadzkę w holu i czym prędzej wbiegł na piętro. Nie wyłapał wprawdzie szczegółów kłótni, lecz żywił obawy, że gnojek odreagowuje złość za brak awansu na Bogu ducha winnej żonie.
Tymoteusz zacisnął więc dłonie w pięści i postanowił, że raz na zawsze rozprawi się z tym wrzodem ropiejącym na łonie rodziny.
– Co się tutaj dzieje, do jasnej cholery?! – wrzasnął, wpadając do apartamentu córki.
Zakładał różne możliwości, tylko nie tę, że ciężarna doskoczy do niego z pazurami.
– To przez ciebie! Jak mogłeś zrobić ze mnie idiotkę?! – krzyczała w zapamiętaniu. – Przez ciebie Alex odchodzi. Rozbiłeś moje małżeństwo! Zniszczyłeś mi życie!
– Co ty wygadujesz? – zdenerwował się Trzeciak. – Na mózg ci padło? Uspokój się natychmiast! Możesz mi to wyjaśnić? – Zwrócił twarz ku zięciowi, który usiłował zapiąć walizkę.
– Odchodzę – odparł mężczyzna. – Nie wytrzymam dłużej z tą furią!
– Poczekaj. – Powstrzymał go gestem wyciągniętej dłoni.
– Widzisz?! – ryczała dalej Mirella. – To wszystko przez ciebie! Z twojej winy opuszcza mnie mąż! Obiecałeś mi, że go awansujesz! Pamiętasz? Obiecałeś! Obiecałeś! Jak mogłeś tak upokorzyć Alexa i dać awans Bartkowi? To podłość! Dla ciebie zawsze ważniejsi są obcy niż najbliższa rodzina! Każdemu pomagasz,