Ballada ptaków i węży. Suzanne CollinsЧитать онлайн книгу.
podprowadził Lucy Gray pod pręty.
– Czy mogę ci przedstawić pannę Lucy Gray Baird?
Widownia zdążyła ucichnąć, podenerwowana niewielką odległością Lucy Gray od dzieci, ale i ciekawa, co też powie ta dziwna trybutka. Lucy Gray przyklękła na kolanie jakieś trzydzieści centymetrów od prętów.
– Cześć – powiedziała. – Jestem Lucy Gray. A ty jak masz na imię?
– Pontius – odparł chłopiec i zerknął na matkę, szukając otuchy. Kobieta wpatrywała się nieufnie w Lucy Gray, ale ta nie zwracała na nią uwagi.
– Jak się miewasz, Pontius? – spytała.
Jak każdy dobrze wychowany kapitoliński chłopiec, Pontius wyciągnął rękę. Lucy Gray uniosła swoją, ale nie wystawiła jej za pręty, żeby go nie wystraszyć. W rezultacie to chłopiec sięgnął do klatki, a wtedy ciepło uścisnęła jego rączkę.
– Bardzo miło cię poznać. Czy to twoja siostra? – Lucy Gray wskazała głową małą dziewczynkę obok Pontiusa, która wpatrywała się w nią oczami jak spodki, ssąc palec.
– To Venus – oznajmił. – Ma tylko cztery lata.
– Moim zdaniem to piękny wiek – powiedziała Lucy Gray. – Miło mi cię poznać, Venus.
– Podobała mi się twoja piosenka – szepnęła Venus.
– Naprawdę? To urocze. Wobec tego oglądaj mnie, złotko, a ja spróbuję zaśpiewać ci następną piosenkę, dobrze?
Venus skinęła głową i ukryła twarz w fałdach spódnicy matki, co zostało przyjęte życzliwym śmiechem i kilkoma: „ooo” w tłumie.
Lucy Gray ruszyła wzdłuż ogrodzenia, wciągając dzieci w rozmowę. Coriolanus trzymał się z tyłu, żeby dać jej nieco przestrzeni.
– Przywiozłaś ze sobą węża? – spytała z nadzieją dziewczynka z rozpuszczającym się mrożonym sorbetem truskawkowym w dłoni.
– Żałuję, że nie mogłam. Byłam do niego bardzo przywiązana – odparła Lucy Gray. – A ty masz zwierzątko?
– Rybkę – powiedziała dziewczynka i wychyliła się w stronę klatki. – Ma na imię Bąbel. – Przełożyła sorbet do drugiej dłoni i włożyła rękę między pręty. – Mogę dotknąć twojej sukienki?
Strużki rubinowego syropu ciągnęły się od jej pięści do łokcia, jednak Lucy tylko się roześmiała i uniosła sukienkę. Dziewczynka z wahaniem przejechała palcem po falbanach.
– Ładna.
– Mnie się podoba twoja. – Sukienka dziewczynki, wzorzysta i spłowiała, była całkiem zwyczajna, ale Lucy Gray dodała: – Groszki mnie uszczęśliwiają.
Dziewczynka natychmiast się rozpromieniła.
Coriolanus wyczuł, że widownia zaczyna się przekonywać do jego trybutki, i już nie starał się zachowywać dystansu. Łatwo było manipulować ludźmi, gdy w grę wchodziły ich dzieci. Cieszyli się, kiedy one się cieszyły.
Lucy Gray zdawała się to instynktownie wyczuwać, gdyż ignorowała dorosłych, idąc wzdłuż ogrodzenia. W końcu niemal dotarła do jednej z kamer i stojącego obok reportera. Raczej się połapała w sytuacji, ale kiedy uniosła głowę do kamery, która znajdowała się tuż przed jej nosem, drgnęła z udawanym zaskoczeniem, po czym się roześmiała.
– O, cześć. Jesteśmy w telewizji?
Reporter z Kapitolu, młody człowiek marzący o dobrym materiale, wychylił się ku niej z wygłodniałym wyrazem twarzy.
– Zdecydowanie – odparł.
– A z kim mam przyjemność? – spytała.
– Jestem Lepidus Malmsey z kapitolińskich wiadomości. – Błysnął zębami w uśmiechu. – No więc, Lucy, jesteś trybutką z Dwunastego Dystryktu?
– Nazywam się Lucy Gray i tak naprawdę nie jestem z Dwunastego Dystryktu – odparła. – Należę do Trupy, z zawodu jesteśmy muzykami. Po prostu pewnego dnia źle skręciliśmy i kazano nam zostać.
– Och. No to z którego dystryktu jesteś? – chciał wiedzieć Lepidus.
– Z żadnego konkretnie. Jeździmy z miejsca na miejsce, tam, dokąd mamy kaprys. To znaczy jeździliśmy – poprawiła się. – Dopóki Strażnicy Pokoju kilka lat temu nie zagonili nas w jedno miejsce.
– Czyli teraz jesteście mieszkańcami Dwunastego Dystryktu – upierał się.
– Skoro pan tak twierdzi. – Spojrzenie Lucy Gray powędrowało z powrotem do widzów, całkiem jakby przewidywała, że zaraz zaczną się nudzić.
Reporter wyczuł, że mu się wymyka.
– Twoja sukienka zrobiła furorę w Kapitolu!
– Naprawdę? Ludzie z Trupy kochają kolory, a ja to już najbardziej. Ale to sukienka mamy, więc jest dla mnie wyjątkowa – odparła.
– Mama jest w Dwunastym Dystrykcie? – spytał Lepidus.
– Tylko jej kości, mój drogi. Tylko jej perłowobiałe kości. – Lucy Gray patrzyła prosto w oczy reportera, który chyba miał problem ze sformułowaniem następnego pytania. Przez chwilę obserwowała, jak się męczył, po czym wskazała dłonią Coriolanusa. – Zna pan mojego mentora? Mówi, że nazywa się Coriolanus Snow. To chłopak z Kapitolu i najwyraźniej trafiło mi się ciastko z kremem, bo żaden inny mentor nie raczył się pojawić, żeby przywitać swojego trybuta.
– Wszystkich nas zaskoczył. Czy nauczyciele kazali ci tu przyjść, Coriolanusie? – spytał Lepidus.
Coriolanus zrobił krok w kierunku kamery, przybierając pozę sympatycznego łobuziaka.
– Nie zakazali mi tu przychodzić. – Z tłumu dobiegł go śmiech. – Ale pamiętam, jak mówili, że mam zaprezentować Lucy Gray Kapitolowi, a ja poważnie traktuję swoje obowiązki.
– I bez cienia wątpliwości wskoczyłeś do klatki z trybutami? – dopytywał się reporter.
– Wątpliwości pewnie dopiero przyjdą, i to już niedługo – przyznał Coriolanus. – Ale jeśli ona ma w sobie dość odwagi, żeby tu być, to ja chyba też powinienem?
– Żeby było jasne, ja nie miałam wyboru – wtrąciła Lucy Gray.
– Żeby było jasne, ja też nie – powiedział Coriolanus. – Po tym, jak usłyszałem twój śpiew, nie mogłem trzymać się z dala. Przyznaję, jestem twoim fanem.
Lucy Gray poruszyła sukienką, kiedy na widowni rozległy się pojedyncze brawa.
– Ze względu na ciebie mam nadzieję, że Akademia nie ma nic przeciwko, Coriolanusie – oświadczył Lepidus. – Pewnie zaraz się dowiesz.
Coriolanus odwrócił się i zobaczył, że na tyłach małpiarni otwierają się metalowe drzwi o zakratowanych okienkach. Wmaszerowało przez nie czterech Strażników Pokoju i ruszyło prosto do niego. Coriolanus popatrzył z powrotem w kamerę. Zamierzał mieć mocne wyjście.
– Dziękuję, że byliście dzisiaj z nami – powiedział. – Pamiętajcie, to Lucy Gray Baird z Dwunastego Dystryktu. W wolnej chwili wpadnijcie do zoo, żeby się przywitać. Daję wam słowo, że dla niej warto.
Lucy Gray wyciągnęła do niego swobodnie opuszczoną rękę, jakby sugerując pocałunek. Zrobił to, a kiedy dotknął ustami skóry jej dłoni, poczuł przyjemne mrowienie. Po raz ostatni pomachał do widzów, po czym spokojnie ruszył na spotkanie Strażników Pokoju. Jeden z nich lekko skinął głową, a Coriolanus bez słowa