Oczy wilka. Alicja SinickaЧитать онлайн книгу.
na wodzy. Wzięłam głęboki wdech. Może przyjaciółka miała rację? Może ten Kornel wcale nie jest taki zły?
Krzysiek objął Jolkę w pasie i poszli przed nami. Nowy kolega tymczasem nachylił się do mnie tak, jakby chciał, żebym złapała go za ramię. Bez przesady – pomyślałam i zaczęłam „szukać szminki” w torebce, licząc na to, że zrozumie aluzję. Wolałam zachować dystans.
– Rozumiem, rozumiem – skwitował, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Spodobało mi się to, że bez żadnego skrępowania szedł w tym śmiesznym stroju przez miasto, kompletnie nie zwracając uwagi na zaskoczone miny przechodniów. Gdzieniegdzie widziałam też przebrane osoby, które pewnie tak jak my zmierzały do Carlosa.
– Może zaczniemy imprezę w parku? – Kornel zaproponował podniesionym głosem, tak żeby Jolka i Krzysiek też go słyszeli.
Krzysiek się odwrócił.
– To znaczy?
– Wiesz, co to znaczy – odpowiedział, kiwając głową w kierunku sklepu monopolowego po drugiej stronie ulicy.
– Ja jestem za – przytaknął Krzysiek.
– Okej, to idę – powiedział, nie pytając już mnie i Jolki o zdanie.
Przyjaciółka skwitowała to słowem:
– Normalka.
Po chwili wyszedł z przezroczystą torebką, przez którą przebijała butelka wyborowej, jakiś sok w kartonie i chyba plastikowe kubeczki. To ładnie – pomyślałam. Niezły początek.
Weszliśmy na drogę prowadzącą do parku. Pomimo tego, że na dworze było ciemno, latarnie dobrze go oświetlały. Już z daleka widziałam, że przebywa w nim sporo ludzi. Prawie każda ławka była zajęta. Po chwili znaleźliśmy jedną wolną, ale niestety w dość uczęszczanym miejscu.
– Trochę głupio tak tu pić – stwierdziłam, rozglądając się.
– Daj spokój, Lenka – odparł Krzysiek. – Piliśmy tu z klasą przez cały ogólniak, a zresztą zobacz, tu wszyscy to robią.
Mówiąc to, wskazał ręką na ludzi zajmujących sąsiednie ławki. Większość z nich, oprócz tego, że głośno rozmawiała i paliła papierosy, dyskretnie popijała piwo, wódkę i inne trunki w dużych ciemnych butelkach.
– To co? – zapytał Kornel, uderzając łokciem w spód flaszki. – Za bezpieczny weekend.
Mnie i Jolce zrobił po drinku, a sobie i Krzyśkowi nalał sporo czystej wódki. Wypili na raz i chwilę później uzupełnili kubeczki.
– Dziewczyny, nie ociągać się! – ponaglił, patrząc na nas.
Nigdy nie byłam zwolenniczką picia alkoholu w takich warunkach, jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że z dodatkowymi procentami w krwiobiegu łatwiej mi będzie przekroczyć próg klubu, do którego zmierzaliśmy.
Stuknęłyśmy się z Jolką kubkami, żeby zachować choć odrobinę elegancji, i zaczęłyśmy konsumować pomarańczowe napoje. Były mocne. Gdy wypiłyśmy po jednym, Kornel podszedł i zrobił nam dolewkę. Usiadłyśmy na ławce i zaczęłyśmy rozmawiać o głupotach. Z każdym kolejnym łykiem robiło mi się weselej. Po chwili wstałam i poczułam uderzenie gorąca. Ciągle panowałam nad wszystkimi odruchami, jednak miałam wrażenie, że alkohol zaczął ubarwiać moją percepcję. Kornel opowiadał o konikach morskich, próbując je naśladować. W tym zielonym garniturze i koszuli z żabotem wychodziło mu to idealnie. Krzysiek ze śmiechu aż trzymał się za brzuch. Jolka zaczęła palić papierosa. To był znak, że i ona czuje już dodatkowe procenty we krwi. Po chwili zauważyłam, że humor dopisywał nie tylko nam. Ludzie zajmujący ławki obok też świetnie się bawili. Miałam wrażenie, że park był osobną imprezą, na której młodzi mieszkańcy Głębi, w otoczeniu bujnych krzewów i drzew, cieszyli się z sobotniego wieczoru.
Moją uwagę przykuli czterej mężczyźni rozmawiający na bocznej ścieżce, około stu metrów od nas. Byli jedyną grupką, która nie krzyczała, nie zachowywała się w dziwny, nieprzyzwoity sposób. Nagle między dwoma z nich doszło do szarpaniny. Gdy przyjrzałam się im dokładniej, rozpoznałam w jednym Waldiego, czyli „człowieka Artura”. W pewnym momencie wykonał gest, jakby chciał coś wyjąć spod kurtki. Skojarzyło mi się to jednoznacznie z odruchem wyciągania broni, jaki można zauważyć u bohaterów kina akcji. Pozostali zaczęli go natychmiast uspokajać. Zrezygnował. Poprawił kurtkę. Powiedział coś jeszcze, wskazując palcem na człowieka, z którym się szarpał, i wraz z dwoma innymi odszedł.
Wędrowali wzdłuż głównej drogi biegnącej obok naszej ławki. Moi towarzysze, zajęci rozmową i wygłupami, nie zauważyli całego zajścia. Jolka z Krzyśkiem odeszli na chwilę, żeby przywitać się z siedzącymi nieopodal znajomymi. Kornel tymczasem zbliżył się do mnie i chciał pokazać mi jakieś zabawne zdjęcie w telefonie. Ja jednak nie mogłam oderwać wzroku od trzech mężczyzn przechodzących tuż obok nas. Waldi popatrzył w moją stronę i przystanął.
– Proszę, proszę, kogo my tu mamy – powiedział z lekką ironią w głosie.
– O, cześć. – Udałam zaskoczenie, po czym odruchowo popatrzyłam na jego kurtkę.
Nie, niemożliwe, żeby miał tam broń. Skarciłam się w duchu za wybujałą wyobraźnię.
Waldi tymczasem rzucił Kornelowi pełne pogardy spojrzenie i zażądał:
– Dawaj fajkę.
Kornel natychmiast wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i podał ją mężczyźnie. Ten wrócił wzrokiem do mnie.
– Dobrze się tu bawisz? – zapytał, odpalając papierosa.
– Nie najgorzej – odrzekłam cicho.
– Artur nie będzie zadowolony, kiedy mu powiem.
– Ale o czym?
Starałam się zapanować nad drżeniem głosu. Samo jego imię działało na mnie jak linia wysokiego napięcia.
– O tym, że zamiast odebrać od niego telefon, imprezujesz w parku.
– Słucham? – zapytałam, po czym sięgnęłam do torebki i spojrzałam na mój stary telefon z zielonym ekranikiem. Miałam dwa nieodebrane połączenia od nieznanego numeru. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie przywróciłam normalnego trybu głośności w telefonie po tym, jak go wyciszyłam dziś rano.
– Nieładnie, Lena. – Pokręcił głową. – Nieładnie. Lepiej do niego oddzwoń.
– Dobrze – odparłam niezbyt miłym tonem.
W odpowiedzi mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. Jeszcze raz spojrzał na Kornela i nic już nie mówiąc, wrócił do czekających na niego mężczyzn, po czym odeszli.
Mój nowy kolega zapytał, nie kryjąc zdziwienia:
– Skąd go znasz?
– Nieważne – odparłam, machając ręką.
Kornel jednak wciąż patrzył na mnie pytająco. Po chwili dołączyli do nas Jolka z Krzyśkiem. Najwyraźniej nie widzieli, że rozmawialiśmy z Waldim.
Kornel od razu zaczął gadać:
– Ej, Lena przed chwilą… – Nie zdążył dokończyć, bo dostał ode mnie dyskretnego kuksańca w bok.
– Co?
– Nic. – Popatrzyłam na niego złowrogo.
Chyba się wystraszył. Nie wiem, czy bardziej mnie, czy całej sytuacji, ale nagle zmienił ton i dokończył:
– Lena przed chwilą powiedziała, że bardzo chce iść już do Carlosa.