Król Maciuś Pierwszy. Janusz KorczakЧитать онлайн книгу.
czy że poszli trochę dalej – otoczeni przez nieprzyjacielską wartę, dostali się do niewoli.
– Aha, zlękli się wasi – drwili żołnierze. – Lecieli, lecieli, hałasu narobili, a jak do nas dobiegli, to uciekli. I wcale was nie tak znów dużo.
Tak mówili nieprzyjacielscy żołnierze, bo wstyd im było, że stchórzyli i zapomnieli aż strzelać.
Po raz drugi szedł Maciuś do sztabu, tylko za pierwszym razem przebrany był i szedł jako wojenny wywiadowca, a teraz w żołnierskim płaszczu szedł jako jeniec.
– A znamy cię, ptaszku – krzyknął rozzłoszczony nieprzyjacielski oficer. – To ty byłeś w zimie, to przez ciebie prochownię naszą wysadzili w powietrze. Ho, ho! Już teraz nam nie umkniesz, jak wtedy. Weźcie starszych żołnierzy do obozu jeńców, a mały za szpiegostwo będzie powieszony.
– Jestem żołnierzem – krzyknął Maciuś. – Macie mnie prawo rozstrzelać, ale nie wieszać.
– Takiś ty mądry – krzyknął oficer – patrzcie, czego mu się zachciewa. Teraz może jesteś żołnierzem, ale wtedy byłeś Tomkiem i zdradziłeś nas. I my ciebie powiesimy.
– Nie wolno – znów upierał się Maciuś. – Ja wtedy także byłem żołnierzem, a przyszedłem tu w przebraniu i umyślnie usiadłem przed spaloną chałupą.
– No, dosyć gadania. Odprowadzić go osobno pod silną strażą do więzienia. A jutro sąd wojenny rozpatrzy tę sprawę. Jeżeli byłeś naprawdę i wtedy żołnierzem, to może ci się uda, choć wolałbym stryczek dla ciebie, niż kulę.
Na drugi dzień odbył się sąd polowy.
– Oskarżam tego chłopca – mówi oficer na sądzie – że w zimie wyszpiegował, gdzie jest nasza prochownia – i doniósł nieprzyjacielskiej artylerii. Dwanaście razy strzelili i nie trafili, a za trzynastym razem trafili i wysadzili prochownię w powietrze.
– Czy tak było, czy przyznajesz się do winy? – zapytał się siwy sędzia-generał.
– Było inaczej. Nie ja wyszpiegowałem, gdzie jest prochownia, a ten właśnie oficer mnie zaprowadził, pokazał mi wszystko i kazał iść zobaczyć, gdzie jest u nas prochownia – i dać mu znać. I za to dał mi czekoladę. Może nie tak było?
Zaczerwienił się bardzo oficer, bo źle wtedy zrobił, bo nie wolno mówić nikomu, gdzie są składy pocisków.
– Byłem żołnierzem i posłano mnie na wywiad, a wasz oficer chciał ze mnie zrobić szpiega – ciągnął śmiało Maciuś.
– A skąd ja mogłem wiedzieć? – zaczął się tłomaczyć63 oficer.
Ale jenerał64 nie dał mu dokończyć:
– Wstyd, panie oficerze, że taki mały pana oszukał. Zrobiłeś pan65 źle i będziesz za to ukarany. Ale i temu chłopcu przebaczyć nie można. Co pan powie, panie adwokacie?
Adwokat zaczął bronić Maciusia:
– Panowie sędziowie, oskarżony, który to się podaje za Wyrwidęba, to za Tomcia Palucha – nie jest winien. Był żołnierzem i musiał się słuchać. Poszedł na wywiad, bo go posłano. I myślę, że powinien być posłany tak samo do obozu jeńców, jak inni.
Generał trochę się ucieszył, bo mu żal było chłopaka. Ale nic nie mówił, bo wojskowy nie ma prawa pokazać, że kogoś żałuje, a tym bardziej nieprzyjacielskiego żołnierza.
Więc tylko schylił głowę nad książką, gdzie były napisane wszystkie prawa wojenne – i szukał, co tam napisane o szpiegach wojennych.
– Ooo, jest – powiedział nareszcie. – Szpiegów cywilnych, którzy za pieniądze zdradzają – należy wieszać od razu, szpiegów wojskowych można zaraz rozstrzelać, albo jeżeli adwokat się nie zgadza, trzeba odesłać wszystkie papiery do wyższego sądu i z rozstrzelaniem trochę poczekać.
– Więc ja żądam – powiedział adwokat – żeby posłać tę sprawę do wyższego sądu.
– Dobrze – zgodził się generał i wszyscy sędziowie.
I Maciusia odprowadzono znów do jego więzienia.
Więzienie Maciusia – to była sobie zwyczajna chałupa wiejska. Bo w polu na froncie nie ma przecież wielkich kamiennych domów z kratami w oknach. Takie wygody mają miasta, a nie – wojsko na froncie. Więc też Maciusia odprowadzono do tej chałupy, tylko że przed oknami i przed drzwiami stało po dwóch żołnierzy z nabitymi karabinami i rewolwerami.
Siedzi więc Maciuś i myśli nad swoją dolą. Ale jakoś wcale nie traci nadziei.
– Mieli mnie powiesić, a nie powiesili. Może się i od kuli wykręcę. Tyle już kul kręciło się koło mnie.
Zjadł z apetytem kolację, nawet bardzo smaczną – bo skazanych na karę śmierci dobrze żywią – już takie jest prawo. A Maciuś tak był traktowany, jak skazany na śmierć.
Usiadł Maciuś przy oknie i patrzy w niebo, jak aeroplany66 fruwają: „Nasze to czy nieprzyjacielskie?” – myśli sobie.
A tu jak nie grzmotną od razu trzy bomby, a wszystkie blisko Maciusinego więzienia.
Co było potem, Maciuś nie pamięta. Bo znów spadł cały grad bomb. Jedna uderzyła w chałupę – coś się zakotłowało. Jakieś jęki, krzyki, furczenie. Ktoś go pochwycił, ale Maciuś głowę miał zwieszoną. Potem coś klekotało nieznośnie. A kiedy się wreszcie ocknął – leżał na szerokim łóżku w jakimś pięknie umeblowanym pokoju.
– Jak się wasza królewska mość czuje? – pyta się, salutując, ten sam stary generał, który mu w zimie przypiął medal za wysadzenie prochowni.
– Jestem Tomek Paluch, Wyrwidąb, żołnierz zwyczajny, panie generale – krzyknął, zrywając się z posłania, Maciuś.
– A już – roześmiał się generał. – Zaraz się przekonamy. Hej, zawołać tu Felka.
Wszedł Felek w ubraniu lotnika.
– Powiedz, Felek, kto to jest?
– To jest jego królewska mość, król Maciuś Pierwszy.
Maciuś nie mógł się dłużej zapierać. I wcale nie potrzeba było teraz ukrywać. Przeciwnie, chwila wojenna wymagała najbardziej, żeby najgłośniej na całe wojsko i na całe państwo krzyknąć, że król Maciuś żyje i jest na froncie.
– Czy wasza królewska mość może już wziąć udział w obradach?
– Mogę – odpowiedział Maciuś.
Więc było tak. I generał opowiedział, jak to zamiast Maciusia zrobiono lalkę, jak ta lalka codziennie jeździła po stolicy samochodem, jak prezes ministrów nawet na tronie podczas audiencji sadzał tę lalkę, która za poruszeniem sznurka kiwała głową i salutowała.
Do powozu wnoszono lalkę, bo król Maciuś – tak pisali w gazetach – dał słowo, że nogą nie stąpi na ziemię, dopóki ta ziemia nie będzie całkiem wolna od ostatniego nieprzyjacielskiego żołnierza.
I długo się sztuka udawała – i ludzie wierzyli, choć dziwno im było, że król Maciuś zawsze tak samo siedzi na tronie i w powozie, nigdy się nie uśmiechnie, ani nic nie powie, tylko czasem głową kiwnie i salutuje.
Ten i ów coś podejrzewał, a było wreszcie i wielu takich, którzy wiedzieli o zniknięciu króla Maciusia.
Nieprzyjaciel też zaczął się czegoś domyślać, uprzedzony przez swoich szpiegów, ale udawał, że nic, bo co go to mogło obchodzić? Była zima, a zimą i tak siedzi się tylko
63
64
65
66