Эротические рассказы

Pamiętnik pani Hanki. Tadeusz Dołęga-mostowiczЧитать онлайн книгу.

Pamiętnik pani Hanki - Tadeusz Dołęga-mostowicz


Скачать книгу
w jaki sposób wyszło na jaw, że oddałam tę kopertę. Pułkownik mi wyjaśnił, że już u mnie w domu przeprowadzono dochodzenie. Badano ciotkę Magdalenę i służbę. Na zakończenie zaczął dopytywać się, kim jest ten starszy przystojny pan, który podawał się za pośrednika sprzedaży placów.

      Tu już opanowała mnie wściekłość. Z trudem pohamowałam się, by nie wybuchnąć. Ta głupia ciotka znowu nawarzyła mi piwa. Gotowi jeszcze posądzić stryja Albina, że jest pomocnikiem szpiegów. To niesłychane, co ta baba wyprawia! Tak czy owak skończy się sprawa Jacka, ale po jej skończeniu postawię mu warunek: albo odeśle ciotkę na wieś, albo ja z nim zrywam. (Oczywiście o prawdziwym zerwaniu nie myślałam ani na chwilę, ale mogę go przecież nastraszyć).

      Powiedziałam tym panom, że był to prawdziwy pośrednik i że widziałam go wszystkiego dwa razy w życiu. Wtedy zaczęli dopytywać się, czy nie rozmawiał ze mną o Jacku i o jego podróży. Zapewniłam, że nie, ale wydaje mi się, że nie bardzo ich przekonałam i że będą się starali odszukać stryja Albina. By ich trochę ułagodzić, zaprosiłam ich na obiad, lecz wymówili się pilnymi sprawami i wyjechali.

      Długo nie mogłam przyjść do siebie, a wieczorem przyszła depesza z Warszawy od – Jacka.

      Okazało się, że w związku z tą głupią kopertą wezwano go i przyleciał aeroplanem na kilka godzin i że zaraz wieczorem musi wracać do Paryża. Był widocznie tak zaabsorbowany sprawą szpiegów, że zapomniał nawet zapytać w depeszy o zdrowie ojca. Widziałam, jaką to przykrość ojcu sprawiło.

      Byłam w fatalnym położeniu, bo o wyjeździe z Hołdowa nie mogło być mowy, a tymczasem Jacek na pewno znajdzie dość wolnego czasu, by się zobaczyć z tą swoją wydrą. Bóg jeden wie, co mogą sobie uradzić.

      Natychmiast po otrzymaniu depeszy wysłałam po niego samochód i napisałam, że stan ojca jest fatalny i że koniecznie musi przyjechać bodaj na pół godziny. Przed wieczorem jednak szofer wrócił z niczym, a raczej z kartką od Jacka, że absolutnie wyrwać się z Warszawy nie może.

      Te wszystkie historie tak wytrąciły mnie z równowagi, że na noc musiałam wziąć brom, chociaż wiem, jak bardzo mi szkodzi na cerę. W dodatku pod prawym uchem zrobił mi się pryszczyk. A ta roztrzepana Waleria rozlała lakier do paznokci i moje ręce wyglądają fatalnie. Jeszcze nigdy nie przeżywałam tak złej passy. Wszystko przeciwko mnie się sprzysięgło.

      Na szczęście dziś rano przyjechała Danka i mogłam natychmiast wrócić do Warszawy. Z ciotką przywitałam się w sposób aż nader wymowny. Zdawkowy uśmiech i sztywne podanie ręki. By jeszcze dobitniej zaakcentować, że ja tu jestem panią, kazałam pootwierać wszystkie okna w jadalni, w salonie, w szafirowym i w kredensie. To zupełnie uniemożliwiło tej jędzy cyrkulowanie po domu. Inna rzecz, że zrobiło się okropnie zimno. Na szczęście musiałam zaraz wyjść, by zobaczyć się ze stryjem.

      Tak jak i przewidywałam, nie zastałam go w domu. Nie mając innego wyboru, usiadłam przy oknie w małej obrzydliwej mleczarence naprzeciw jego domu i czekałam, popijając herbatę. Oprócz mnie i pochrząkującej za ladą właścicielki był tylko jakiś bardzo znużony jegomość o nieciekawym wyglądzie. Nie zwróciłabym nań w ogóle uwagi, gdyby nie to, że jego sposób jedzenia i zachowania się drażnił w najwyższym stopniu. Najpierw pochłonął olbrzymi talerz jajecznicy, a później ohydnie dłubał w zębach, drugą ręką zasłaniając jamę ustną. Przy tym bezmyślnie gapił się w okno z taką miną, jakby zaraz miał się rozpłakać. Nie rozumiem, po co tacy ludzie egzystują na świecie.

      Była już czwarta, gdy zobaczyłam stryja. Zajechał taksówką i zniknął w bramie. Natychmiast uregulowałam rachunek i wyszłam. Stryja dopędziłam, gdy otwierał drzwi.

      Powitał mnie jak zawsze komplementami. Był w świetnym nastroju i to już nieco mnie uspokoiło.

      – Czy ma stryjaszek coś nowego? – zapytałam pełna nadziei.

      Poprawił monokl i zrobił do mnie oko.

      – A jeżeli dobry stryjaszek ma dużo, bardzo dużo nowin, to co za to dostanie?

      – Uściskam stryjaszka, zwłaszcza w tym wypadku, jeżeli nowiny będą tak dobre, jak on sam.

      – Wyśmienite, ale honorarium inkasuję z góry.

      To powiedziawszy objął mnie i pocałował w usta. Chociaż było to całkiem niespodziewane, wcale nie mogę powiedzieć, by było przykre. Ci starsi panowie mają jednak swoją klasę w stosunku do kobiet i umieją pozwolić sobie nawet na bardzo śmiałe gesty w sposób jakiś naturalny i ujmujący.

      – Czy wiesz, skąd wracam? – zapytał przysuwając mi fotel.

      – Skądże mogę wiedzieć.

      – Otóż byłem na uroczym spacerze, na przeuroczym spacerze z pewną czarującą damą. Rzadko która dziewczyna ma tyle wdzięku. A w dodatku inteligencja! Nieprzeciętna, nic nie przesadzę, gdy powiem, że nieprzeciętna. Jak na Angielkę zwłaszcza. Bo ze smutkiem muszę ci wyznać, że dotychczasowe doświadczenia nie wyrobiły we mnie zbyt wygórowanego mniemania o inteligencji Angielek.

      Serce zaczęło mi mocno walić w piersi:

      – Stryju – szepnęłam – stryj ją poznał?

      Zrobił zdziwioną minę.

      – Tę panią, z którą byłem na przechadzce?… Ależ oczywiście, moja mała. Czy wyobrażasz sobie, że damy, których towarzystwa szukam, mogą należeć do kategorii kobiet spacerujących z nieznajomymi panami?

      – Niechże stryj mnie nie męczy – jęknęłam żałośnie. – Czy ta pani to ona?

      – Nie wiem, kogo masz na myśli, ale nie potrzebuję z tego robić żadnej tajemnicy. Angielka owa nosi dźwięczne imię Elisabeth i używa nazwiska Normann.

      – Ach, mój Boże! I jakże stryj ją poznał? Jaka ona jest? Co mówiła? Czy nie wspomniała o Jacku?

      – Zaczekaj, mała – uśmiechnął się. – Najpierw ustalmy chronologię i hierarchię twoich pytań. Więc przede wszystkim jesteśmy z nią jeszcze (mam nadzieję, że wolno mi użyć pocieszającego słówka „jeszcze”), jesteśmy z nią jeszcze na stopie bardzo oficjalnej. Jak się pani podoba Warszawa?… Czy pani dużo podróżuje? I tak dalej w tym guście. Toteż na jakieś wspominanie o Jacku co najmniej za wcześnie. Chociaż nastręczała się do tego wspaniała i całkiem niespodziewana okazja. Czy ty wiesz, że Jacek jest w Warszawie?

      – Jak to jest? – zaniepokoiłam się poważnie.

      – Najzwyczajniej w świecie. Widziałem go przedwczoraj na własne oczy, gdy wsiadał w „Bristolu” do windy i następnie, gdy z tejże windy wysiadał wraz z miss Elisabeth Normann.

      – Więc widział się z nią!

      – Sądzę, że dość dokładnie, i mam prawo przypuszczać, że nie odmawia sobie tej przyjemności w dalszym ciągu.

      – Myli się stryj – odpowiedziałam trochę zirytowana. – Jacek bawił w Warszawie dosłownie kilka godzin. Wezwano go z Paryża w sprawie jakichś dokumentów i musiał tegoż wieczora wracać. Z całą pewnością wiem, że wyjechał.

      – Mniejsza o to – zgodził się stryj Albin. – W każdym razie widział się z nią.

      Z wielkim trudem zdobyłam się na pytanie:

      – A czy… czy długo był u niej?…

      Stryj niedelikatnie zaśmiał się.

      – Ach, o to ci chodzi! No, jakby ci to określić? Zabawił w jej pokoju coś około godziny. Znając go lepiej ode mnie, łatwiej wysnujesz z tego jakieś wnioski.

      Spojrzałam nań prawie ze złością. Cieszył się, najwyraźniej cieszył się moim niepokojem. Widocznie wyobrażał sobie, że jestem zazdrosna. Wcale nie jestem, ale to przecie nie


Скачать книгу
Яндекс.Метрика