Hrabina Cosel. Józef Ignacy KraszewskiЧитать онлайн книгу.
widocznie starała się na wszelki sposób króla usidlić, lecz sama stawiła mu się prawie coraz zimniejszą, śmielszą i nieprzystępniejszą. Zamiast postępować jak zwykle z Jowiszowém szczęściem, przyspieszonemi kroki do celu, król August widział się coraz daléj od niego.
W końcu rozmowy, gdy się stał natarczywszym i nie osłaniając swego zapału, dopraszał się kącika w sercu… pięknéj pani, zupełnie już z nim oswojona Anna, odpowiedziała dobitnie:
– N. Panie, daruj mi, lecz zmuszasz do nie miłego wyznania. Jestem jedną z tych nieszczęśliwych słabych istot, którym duma służy za całą ich siłę. Jeśli W. kr. Mość sądzisz iż olśniona urokiem, którego potęgę wyznaję, zapomnę com sobie winna, że mnie chwilowy szał owładnie i dla uroków jego przyszłość mi zniknie z oczów, mylisz się N. Panie: Anna Hoym nie będzie nigdy niczyją, nawet królewską kochanką chwilową… Serce moje odda się całe, na zawsze, lub… nigdy..
To mówiąc wstała od stołu szybko i przeszła do salonu.
Wkrótce potém król z Fürstembergiem wymknął się z mieszkania hr. Reuss, która dostrzegłszy go wybiegła za nim na wschody. Na twarzy Augusta nie było wesołości i nadziei, pochmurny był i smutny. Hrabina Reuss poznała z wyrazu twarzy jak się rozeszli z Hoymową, udała niezmierne ubolewanie nad tém, lecz w rzeczy nie była wcale gniewną na Annę, stosunek jéj z królem trudniéj zawarty, stalszym być obiecywał. Miłostki krótkie, któreby ks. Teschen nie obaliły wcale, nie odpowiadały jéj myśli; przez Annę spodziewała się i ona pewniejszy wpływ pozyskać.
– Kochana hrabino – szepnął król odchodząc – staraj się zmiękczyć ten posąg. Piękna jest jak Venus, to prawda, lecz i serce ma z marmuru.
Nim pani Reuss odpowiedziała, król począł schodzić ze wschodów. Rozmowa z poufnym przyjacielem jak Fürstemberg w innym już była tonie.
– Kobiéta jest zachwycająca – rzekł król – ale przerażająca razem, jak lód zimna…
– N. Panie trzeba czasu… Kobiéty są różnych umysłów i temperamentów, cóż dziwnego że się broni…
– Broni! ale ona wyraźnie mówi, że wiekuistych chce ślubów…
– Każda miłość z początku myśli że powinna być wiekuistą, i każdéj się ona przyrzeka…
– Z tą nie przyjdzie łatwo – dodał August. – Teschen była daleko powolniejszą.
– N. Panie, ale między niemi porównania niema…
– Niestety! to prawda… Teschen jéj nie dorównywa… Poślijcie Hoymowi rozkaz aby mi się wracać nie ważył…
– Ale cóż on tam robić będzie? – rozśmiał się książe.
– Niech robi co chce – przerwał król – nadewszystko niech zbiera jak najwięcéj pieniędzy, bo mam przeczucie że moja nowa miłość wiele ich kosztować będzie. Taki brylant musi być koniecznie w złoto oprawnym…
– Jakto? N. Panie, już miłość?
– Wściekła!! Fürstchen, rób co chcesz… Anna być musi moją…
– A Urszula…
– Żeń się z nią.
– Dziękuję…
– Ożeń z nią kogo chcesz… zrób co ci się podoba… to rzecz skończona…
– Już! N. Panie? – zapytał książę ze źle utajoną radością.
– Zrywam… zerwę… Hoyma ozłocę… ciebie… ją…
– Ale zkąd tyle złota weźmiemy!
– Na to Hoyma rozum, – odparł król – piszcie mu niech sam się o akcyzę rozprawia, niech śledzi, bada, jeździ, exekwuje, byle nie wracał.
– Aż gdy już nie będzie miał po co! – szepnął książe – to się rozumie.
Król westchnął… weszli do pałacu, a August wprost udał się do sypialni, smutny i zamyślony. Ostatnia kampania nie tyle go zgryzła, co niepowodzenie tego wieczora.
VII
W ten sposób rozpoczęło się jedno z panowań kobiecych na dworze Augusta II-go, które dłużéj nad inne trwać miało.
Całe miasto i dwór śledzili z niespokojném zajęciem przebieg sprawy, któréj koniec łatwym był do odgadnięcia.
Nie przyszedł im jednak tak rychło jak ludzie sądzili, z innych wnosząc wypadków. Hoyma posyłanemi doń kuryerami wstrzymywano coraz dłużéj, nie dozwalając mu powracać.
Codzień hr. Reuss, pani Vitzthum, książe wymyślali najrozmaitsze pozory dla zbliżenia króla do pięknéj Anny; codzień pani Hoym była z nim śmielszą i poufalszą, ale August od owego wieczora u hr. Reuss nie postąpił ani na krok, nie usłyszał nic innego nad to co mu naówczas zapowiedziała. Piękna Anna nie ustępowała wcale, a chłód jéj, przytomność i panowanie nad sobą w końcu wszystkich niepokoić zaczynały. Obawiano się aby się król nie zraził, nie odstąpił, aby nie skorzystano ze znużenia jego dla ułatwienia innego wyboru. Pani Hoym ilekroć ją badano odpowiadała chłodno, że może być żoną, lecz nie chce zostać kochanką. Wymagała jeśli nie ożenienia, któremu stała na przeszkodzie królowa Krystyna Eberhardyna, to uroczystego zapewnienia iż król ją poślubi jeśli owdowieje.
Warunek był zaprawdę dziwny i niezwyczajny; w innym czasie, na innym dworze, wśród mniéj płochych ludzi, byłby się wydawał niemożliwym, przecież król August, gdy mu pierwszy raz o nim doniósł Fürstemberg, nie odpowiedział ani słowa.
– Przyznam ci się, – rzekł do niego w kilka godzin potém, – żem zmęczony temi przedłużonemi konkurami: raz przecie skończyć to potrzeba…
– Zerwać? – spytał książe.
– Zobaczymy – lakonicznie odezwał się król.
Więcéj nawet zwykły jego powiernik nie mógł się dowiedzieć.
Tegoż dnia król August kazał ze skarbu przynieść do gabinetu sto tysięcy talarów w złocie. Wór był ogromny, i dwóch go ludzi musiało dźwigać, choć silnych i barczystych. Gdy go złożono na ziemi, król rękę wyciągnął, chwycił za sznury i brzegi i podniósł bez trudności. Była to próba tylko… Fürstemberg nie śmiał się dopytywać o przeznaczenie tego skarbu, bo król był chmurny i opryskliwy… Wprzeddzień August się widział z Hoymową w Bażantarni, dokąd ją przyjaciółki na przechadzkę wywiozły. Mówił z nią chodząc długo, był niezmiernie czuły; lecz pani oblewała go chłodem i gdy odjeżdżał Vitzthumowa zapewniała że na twarzy jego wprawdzie skrywanego, lecz tak strasznego gniewu nie widziała nigdy jeszcze.
Widoczném było dla wszystkich iż się stanowcze wypadki zbliżały. Król był milczący. Jeździł niemal codzień do ks. Teschen, która tonęła we łzach gdy jéj donoszono o Hoymowéj i osuszała je zobaczywszy Augusta. W téj niepewności przeszło kilka tygodni, czas który się dworskim wydał niezmiernie długim. Nie wiedzieli komu się kłaniać i dokąd iść z hołdami i plotkami. Naostatek Hoymowi już nie pozwolono ale nakazano wracać, bo w skarbie dawała się czuć niebytność jego: on go najskuteczniéj zasilał.
Właśnie tego dnia gdy się z powrotem spodziewano ministra, król z owemi stu tysięcami talarów w karecie, kazał wieczorem jechać do pałacu Hoyma…
Była szara godzina i dzień jesienny a mglisty. Hrabina Hoym sama jedna w domu chodziła zamyślona po swoim saloniku, dość niewykwintnie przybranym. Nie przyjmowała u siebie innych odwiedzin nad kobiece, zdziwiona była mocno usłyszawszy męzkie głosy na