Emancypantki. Болеслав ПрусЧитать онлайн книгу.
najwyższe marzenie – mówiła. – Już pamiętam ich kilka. W szóstej klasie marzyłaś o klasztorze, w piątej myślałaś o śmierci i o tym, ażeby cię pochowano koniecznie w bladoniebieskiej trumience, a w trzeciej klasie, jeżeli mnie pamięć nie zwodzi, chciałaś koniecznie zostać chłopcem.
– Ach, pani… pani!… – wzdychała Madzia zasłaniając rękoma twarz zarumienioną powyżej czoła. – Ach, jaka ja jestem… ach, ze mnie nic nigdy nie będzie…
– Owszem, będzie, tylko pierwej wyrzekniesz się niejednego projektu, a przede wszystkim tej pensji.
– To, proszę pani, będzie tylko wstępna klasa…
– Coraz lepiej! – uśmiechnęła się pani Latter. – Nim jednak założysz ową wstępną klasę, napisz listy do rodziców, wujów i ciotek naszych panienek. Pisz według tego szematu: u góry – Szanowny Panie lub Szanowna Pani, a niżej: Załączając stosownie do życzenia pani (czy pana) kwit za pierwsze półrocze, mam honor przypomnieć, że do uzupełnienia rachunku należy nam się rubli… I liczbę wypiszesz wedle tej kartki.
– To oni aż tyle są winni?… – zawołała z przestrachem Madzia przeglądając notatkę.
– Winni mi dwa razy więcej – odpowiedziała pani Latter. – Tylko niektórzy zwrócą dopiero po Nowym Roku, a znajdą się i tacy, którzy nie zwrócą nigdy.
Zerwała się z fotelu i założywszy ręce na piersiach zaczęła chodzić po gabinecie.
– Oto masz pensję, o której marzysz – mówiła siląc się na spokój w głosie. – Oto są świetne dochody, za które panna Howard chce tu wprowadzać buchalterię, naukę rzemiosł, gimnastykę… Wariatka!… – syknęła pani Latter.
– A ja myślałam, że ona taka rozumna… – wtrąciła tonem zdziwienia panienka. – Ach, jak ona pięknie mówi!… Jak ona tłomaczy, że dzisiejsza kobieta jest ciężarem dla społeczeństwa i niewolnicą rodziny, że kobiety powinny pracować na równi z mężczyznami, że powinny mieć te same prawa i że całe wychowanie powinno być zmienione…
Drżąca z gniewu pani Latter zatrzymała się przed Madzią i poczęła mówić stłumionym głosem:
– Dowiedzże się ty przynajmniej, co warte gadaniny tej… szalonej!… Widzisz, ile tysięcy rubli winni mi są i domyślasz się, ile tysięcy rubli ja potrzebuję mieć do Nowego Roku, ażeby nakarmić dzieci i zapłacić nauczycielom… Jeżeli więc dziś zachodzę w głowę… Ach! co ja plotę!… – szepnęła trąc czoło. – Więc sama obrachuj: skąd w tych warunkach wziąć pieniędzy na wykłady nowych przedmiotów, skąd dzieci znalazłyby czas na naukę?… Głowa mnie boli!…
Przeszła się kilka razy, a potem wziąwszy za ręce przestraszoną nauczycielkę rzekła spokojniej:
– Jestem trochę chora i zirytowana, a tobie ufam moje dziecko, więc rozgadałam się. Wiem jednak, że…
– Pani… czy pani mogłaby przypuścić, że ja powtórzę?… – spytała Madzia. A potem spoglądając na panią Latter oczyma pełnymi łez i całując jej ręce dodała:
– Proszę pani, to… to ja zrzekam się mojej pensji…
Przełożona przycisnęła usta do jej rozgorączkowanej głowy.
– Dzieciaku, dzieciaku!… Jakąż różnicę może mi zrobić twoja biedna pensyjka, twoje piętnaście rubli miesięcznie? Ani myśl o niczym podobnym…
W oczach Madzi błysnęła wielka myśl. Łzy jej obeschły.
– Więc dobrze, proszę pani, ja będę brała pensję, ale pani mi zrobi jedną wielką łaskę…
I nagle uklękła przed panią Latter, która śmiejąc się podniosła ją.
– Cóż to za łaska?
– Ja mam po babci – szepnęła Madzia spuszczając oczy – ja mam… trzy tysiące rubli. Więc pani będzie taka dobra… taka kochana…
– I wezmę od ciebie te pieniądze, czy tak?… Ach, ty niepoprawna! Przypomnij sobie, ile już przeznaczeń miały twoje pieniądze? Masz założyć pensję…
– Już nie założę…
– Wybornie; szybko się decydujesz. Miałaś pożyczyć pannie Howard tysiąc rubli… Chciałaś wziąć na swój koszt aż do ukończenia edukacji…
– Pani śmieje się ze mnie! – załkała Madzia.
– Nie, ja tylko rachuję. Bo przecie masz jeszcze jechać za granicę i znowu na swój koszt wziąć Helenkę…
– Ach, pani, pani… – szlochała Madzia.
– Całe szczęście, że ani tych pieniędzy nie masz w ręku, ani nie masz prawa rozporządzać nimi. Gdybyś była tak majętna jak Ada… ha!… – rzekła jakby do siebie pani Latter.
Twarz Madzi znowu ożywiła się i oczy jej błysnęły radością.
– No, ale dość tego, moje dziecko. Idź na górę przez mój pokój sypialny, umyj buziaka i zabierz się do listów. Tylko nie popisz jakich awantur, roztrzepańcze – zakończyła pani Latter.
Zawstydzona panienka zabrała papier i wyszła do sypialni, po drodze wylewając resztę łez. Było jej strasznie smutno i z tego powodu, że tak nagle dowiedziała się o pieniężnych kłopotach swojej przełożonej, i z tej racji, że samą siebie posądzała o spełnienie tysiącznych niedorzeczności.
„Co ja naplotłam, co ja nagadałam głupstw! Nie, na całym świecie nie ma głupszego ode mnie stworzenia” – myślała szlochając.
Pani Latter patrzyła za nią. W jej wyobraźni mimowolnie zarysowały się jedna obok drugiej dwie fizjognomie: ruchliwa twarz Madzi, na której co chwilę płonęło inne uczucie, i – posągowo piękne oblicze jej córki, Heleny. Tamta współczuła wszystkiemu i wszystkim, ta była wiecznie spokojna.
„Bardzo dobre dziecko, ale Helenka ma więcej godności. Ona tak nie zapala się” – myślała pani Latter z dumą.
A tymczasem Madzia, zanim usiadła do pisania listów, odmówiła pacierz, ażeby jej Bóg pozwolił choćby ofiarą własnego życia dopomóc pani Latter. Potem przypomniała sobie wiele innych osób również mających kłopoty: chorą Zosię, okradzionego stróża; pewną uczennicę z piątej klasy, która kochała się bez nadziei w panu Kazimierzu Norskim i – znowu uczuła potrzebę ofiarowania się i dla tych nieszczęśliwych.
A ponieważ przyszło jej na myśl, że Pan Bóg nic zrobić nie zechce za modlitwę tak marnej jak ona istoty, więc pełna zwątpienia i rozpaczy usiadła do pisania listów nucąc półgłosem:
Znaszli ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa…
Zdawało się jej, że właśnie ta melodia najlepiej odpowiada jej nicestwu i niemożności poświęcenia się za cały świat w ogóle, a w szczególności za panią Latter, chorą Zosię, okradzionego stróża i nieszczęsną piątoklasistkę, która kochała bez nadziei.
3. Świtanie myśli
Od kilku dni panna Magdalena jest jakaś nieswoja. Oczy jej straciły blask, a zyskały głębię; śniada twarz pobladła, czarne włosy są prawie gładkie, co ich właścicielce nadaje wyraz żałobny.
Młoda osoba od kilku dni źle sypia i źle jada. Jeżeli śmieje się, to tylko przez pomyłkę; jeżeli śpiewa, to przez zapomnienie, a jeżeli zrobi parę tanecznych turów z którą ze swoich uczennic, to całkiem automatycznie. Dusza panny Magdaleny nie bierze udziału w żadnym z tych objawów wesołości; panna Magdalena wie o tym, że jej dusza nie bierze dziś najmniejszego