Faraon. Болеслав ПрусЧитать онлайн книгу.
od Fenicjan…”
W tej chwili błysnęło w duszy Ramzesa dosyć dziwne pojęcie, że – między chłopstwem i kapłanami istnieje jakiś głęboki antagonizm.
„Przez Herhora – myślał – powiesił się tamten chłop na granicy pustyni… Na utrzymanie kapłanów i świątyń ciężko pracuje ze dwa miliony ludu egipskiego… Gdyby majątki kapłańskie należały do skarbu faraona, ja nie musiałbym pożyczać piętnastu talentów i moi chłopi nie byliby tak strasznie uciskani… Oto gdzie jest źródło nieszczęść Egiptu i słabości jego królów!…”
Książę czuł, że chłopom dzieje się krzywda, więc doznał niemałej ulgi odkrywszy, że sprawcami złego są – kapłani. Nie przyszło mu do głowy, że jego sąd może być mylny i niesprawiedliwy.
Zresztą on nie sądził, tylko oburzał się. Gniew zaś człowieka nigdy nie zwraca się przeciw niemu samemu; jak głodna pantera nie żre własnego ciała, lecz kręcąc ogonem i tuląc uszy, dokoła siebie wypatruje ofiary.
Rozdział XIII
Wycieczki następcy tronu, podjęte w celu odkrycia kapłana, który ocalił Sarę, a księciu udzielił porady prawnej, miały nieoczekiwany rezultat.
Kapłan nie znalazł się, natomiast między egipskim chłopstwem zaczęły o Ramzesie krążyć legendy.
Jakiś człowiek pływał wieczorami ode wsi do wsi w drobnym czółenku i opowiadał chłopom, że następca tronu uwolnił ludzi, którym za napad na jego dom groziły kopalnie. Oprócz tego zbił urzędnika, który od chłopów chciał wydobyć niesprawiedliwy podatek. Dodawał w końcu nieznany człowiek, że książę Ramzes znajduje się pod szczególną opieką boga Amona z pustyni zachodniej, który jest jego ojcem.
Prosty lud chciwie słuchał wieści, raz dlatego, że zgadzały się z faktami, po wtóre, że opowiadający je człowiek sam wyglądał na ducha: przypływał nie wiadomo skąd i znikał.
Książę Ramzes wcale o swoich chłopach nie mówił z Dagonem, nawet nie wzywał go do siebie. Czuł wstyd wobec Fenicjanina, od którego wziął pieniądze i jeszcze nieraz mógł ich potrzebować.
Ale w kilka dni po awanturze z pisarzem Dagona bankier sam odwiedził następcę tronu, trzymając coś zasłoniętego w rękach. A gdy wszedł do pokoju księcia, ukląkł, rozwiązał białą chustkę i wyjął z niej prześliczny złoty kielich.
Kielich był wysadzany różnokolorowymi kamieniami i pokryty płaskorzeźbą, która na podstawie przedstawiała zbieranie i tłoczenie winogron, a na czaszy – ucztę.
– Przyjmij ten kielich, dostojny panie, od niewolnika twego – mówił bankier – i używaj go sto… tysiąc lat… do skończenia wieków.
Ale książę zrozumiał, o co chodzi Fenicjaninowi. Nie dotykając przeto złotego daru, rzekł z twarzą surową:
– Czy widzisz, Dagonie, te purpurowe blaski wewnątrz kielicha?…
– Zaprawdę – odparł bankier – jakżebym nie miał widzieć tej purpury, która dowodzi, że kielich jest z najczystszego złota.
– A ja ci mówię, że to jest krew dzieci zabieranych rodzicom – odpowiedział gniewnie następca tronu.
Odwrócił się i wyszedł do dalszych pokojów.
– O Astoreth! – jęknął Fenicjanin. Usta mu posiniały, a ręce zaczęły drżeć tak, że ledwie zdążył owinąć swój kielich w białą chustę.
W parę dni później Dagon popłynął ze swoim kielichem do folwarku Sary. Ubrał się w szaty przetykane złotem, w gęstej brodzie miał szklaną kulkę, z której ciekły wonności, a do głowy przypiął dwa pióra.
– Piękna Saro – zaczął – oby Jehowa zlał na twoją rodzinę tyle błogosławieństw, ile dziś płynie wody w Nilu. My, Fenicjanie, i wy, Żydzi, jesteśmy przecie sąsiadami i braćmi. Ja zaś takim żarem miłosnym płonę do ciebie, że gdybyś nie należała do najdostojniejszego pana naszego, dałbym za ciebie Gedeonowi (oby zdrów był!) dziesięć talentów i pojąłbym cię za prawą małżonkę. Taki jestem namiętny!…
– Niech mnie Bóg zachowa – odparła Sara – ażebym potrzebowała mieć innego pana aniżeli ten mój, który jest. Ale skądże to, zacny Dagonie, przyszła ci ochota nawiedzić dzisiaj służebnicę pańską?
– Powiem ci prawdę, jakbyś była Tamarą, żoną moją, która, choć rodowita córka Sydonu, choć wniosła mi duży posag, jest już stara i niewarta zdejmować ci sandałów…
– W miodzie, płynącym z ust waszych, jest dużo piołunu – wtrąciła Sara.
– Miód – prawił Dagon siadając – niech będzie dla ciebie, a piołun niech moje zatruwa serce. Pan nasz, książę Ramzes (oby żył wiecznie!), ma lwie usta i sępią przebiegłość. Raczył mi wypuścić w dzierżawę swoje majątki, co żołądek mój napełniło radością; ale nie ufa mi tak, że ja ze zgryzoty po całych nocach nie sypiam, tylko wzdycham i łzami oblewam łoże moje, w którym obyś ty wespół ze mną spoczywała, Saro, zamiast mojej małżonki Tamary, która pożądliwości już we mnie rozbudzić nie może.
– Nie to chcieliście mówić – przerwała zarumieniona Sara.
– Ja już nie wiem, co chcę mówić od czasu, gdym ujrzał ciebie i gdy nasz pan, śledząc moje czynności na folwarkach, pobił kijem i odebrał zdrowie mojemu pisarzowi, który zbierał od chłopów podatek. Przecie ten podatek nie dla mnie, Saro, tylko dla naszego pana… Przecie nie ja będę jadł figi i pszenne chleby z tych dóbr, tylko ty, Saro, i nasz pan… Przecie ja dałem pieniądze panu, a tobie klejnoty, więc dlaczego podłe chłopstwo egipskie ma zubożać naszego pana i ciebie, Saro?… Ażebyś zaś zrozumiała, jak mocno wzburzasz moją krew dla siebie, i ażebyś dowiedziała się, że z tych pańskich majątków ja nic mieć nie chcę, tylko wam wszystko oddaję, weźmij106, Saro, ten kielich szczerozłoty, wysadzany kamieniami i okryty rzeźbą, której dziwiliby się sami bogowie…
To mówiąc, Dagon wydobył z białej chusty kielich nie przyjęty przez księcia.
– Ja nawet nie chcę, Saro – mówił – ażebyś ty ten złoty kielich miała w domu i dawała z niego pić naszemu panu. Ty oddaj ten szczerozłoty kielich twojemu ojcu Gedeonowi, którego kocham jak brata. I ty, Saro, powiedz ojcu twemu takie słowa: „Dagon, twój bliźnięcy brat, nieszczęśliwy dzierżawca majątków następcy tronu, jest zrujnowany. Więc pij, mój ojcze, z tego kielicha i myśl o twoim bliźniaczym bracie Dagonie, i proś Jehowy, ażeby nasz pan, książę Ramzes, nie rozbijał jemu pisarzów107 i nie buntował chłopów, którzy już i tak nie chcą płacić podatku.” Ty zaś, Saro, wiedz o tym, że gdybyś kiedy dopuściła mnie do poufałości ze sobą, dałbym tobie dwa talenty, a twemu ojcu talent. I jeszcze wstydziłbym się, że daję ci tak mało, boś ty warta, ażeby pieścił cię sam faraon i następca tronu, i dostojny minister Herhor, i najwaleczniejszy Nitager, i najbogatsi bankierowie feniccy. W tobie jest taki smak, że ja, gdy widzę cię – omdlewam, a gdy cię nie widzę, zamykam oczy i oblizuję się. Ty jesteś słodsza od fig, bardziej pachnąca od róż… Ja bym dał tobie pięć talentów… Weź ten kielich, Saro…
Sara usunęła się ze spuszczonymi oczyma.
– Nie wezmę kielicha – odparła – bo pan mój zabronił mi od kogokolwiek przyjmować darów.
Dagon osłupiał i patrzył na nią zdziwionymi oczyma.
– Ty chyba nie wiesz, Saro, co jest wart ten kielich?… Wreszcie ja daję go twojemu ojcu, memu bratu…
– Nie
106
107