Niespokojni. Leo LipskiЧитать онлайн книгу.
po własnych zdaniach. Co ma powiedzieć Jano w ostatecznym, błagalnym i rozpaczliwym momencie? Wraca znów z prądem słów, natrafia na ten sam zakręt. Powoli przerzuca swoją przeszłość, swoje rozmowy z dziećmi. Jest przez chwilę naciągnięty jak struna, nim się ją puści, nim wyda dźwięk.
Mały chłopiec prosi go w parku:
– Daj mi zegarek, zobaczysz, ja ci dam też, daj mi…
– Co mi dasz?
Tamten odpowiada na serio i poważnie.
Emil pisze:
„Jano krzyczy: – Proszę cię, proszę cię! Czekaj, dam ci dom i złoto!”
To była mała błyskawica, mały strach, na krótką część sekundy zatrzymane uderzenie serca. Reszta jest prawie napisana. Ludwik (ojciec Jana) staje przed murem, przed śmiercią. Jano jest zamknięty w pokoju ojca. Rozmowa Jana z ojcem, rozmowa pięcioletniego chłopca z trzydziestoletnim ojcem o śmierci.
„Ojciec:
– Dlaczego ty myślisz, że ja już nie jestem człowiek? Musisz mi pomóc, synku, musisz. Będę się opierał o ciebie i o ścianę i podejdę do okna. Potem ty wyjdziesz…”
Jano pomaga. Czuje, że ręka ojca jest bardzo ciężka. Ludwik staje przy oknie: na dole Anna i Emil trzymają się za ręce i ona uśmiecha się. Jano jest mały, a okno jest wysoko. Ale czuje wielkie napięcie między górą i dołem. Ludwik myśli o Annie i o śmierci. To jest to samo, to już wkrótce będzie to samo. Więc przestaje się wahać i nie rzuca się z okna.
Gdy matka wraca, Jano mówi tylko:
„– Mamo, tak bardzo czekałem na ciebie.
I o tej nocy nie powiedział nic więcej”.
Nareszcie. Jest zadowolony z rozmowy ojca z synem, gdy śmierć odkrywa swoją twarz. Cieszy się z męczącego crescenda18, które załamuje się wtedy, gdy Ludwik staje przy oknie, które kończy się szczytem, pianissimo19:
– Mamo, tak bardzo czekałem na ciebie.
Była godzina czwarta po obiedzie. Emil wiedział, że Krystyna schodzi teraz z leżaka i pójdzie do pokoju, że jej narzeczony załatwia coś w mieście. Dlatego poszedł do pokoju numer piętnaście.
Leżała na łóżku w białych, krótkich spodenkach i białym golfie. Na podkurczonym kolanie trzymała książkę. Ponad kostką, na nodze, miała cienki złoty łańcuszek. Była lekko opalona.
Nie poruszając głową, powiedziała: – Siadaj, mały – wskazując na łóżko.
Mały usiadł.
– Zły jestem.
– Zły jesteś? Przecież masz ładne włosy, zwłaszcza gdy je rozrzuca wiatr. Traktuję cię jak dziewczynkę, bo nią trochę jesteś. No… zresztą nie będę prawiła komplementów, bo jesteś dostatecznie zarozumiały. Gdzie są moje roentgeny? Chyba nie chcesz, abym musiała się zgrywać na panią Chauchat20?
– Przyniosłem je.
– Dobrze. Teraz powiedz, dlaczego jesteś zły?
– Bo on cię…
– …ma – dokończyła ona i zaczęła się śmiać. – Kto mię ma? Kto mię w ogóle może mieć?
Chwilę kiwała nogą, tą ze złotym łańcuszkiem.
– Z konwencjonalno-fizjologicznego punktu widzenia to on mię miał pewną ilość razy. Powiedz lepiej…
Emil tego już nie słyszał. Krew zaczęła mu napływać do głowy, podobnie jak pewnego razu w szkole, przed wielu laty, podczas historii z zadaniem o albatrosach.
Wtem otworzyły się drzwi. W drzwiach stała Ela. Krystyna powiedziała:
– Wejdź.
Ale ona nie weszła. Miała szeroko otwarte oczy.
Odnajdywała go wszędzie i ciągle, ze zwierzęcą, jasnowidzącą pewnością. Tropiła go jak pies, chodziła za nim jak lunatyczka. Krystyna powtórzyła:
– Wejdź.
Ale ona nie weszła.
Emil, nie patrząc na Elę, bo bał się jej wzroku:
– Chcę cię dzisiaj widzieć.
– Wiesz, że to niemożliwe.
– Bardzo chcę.
– Nie bądź śmieszny. Jest mi przykro, gdy się wygłupiasz.
– Chcę.
– Możesz chcieć.
Wstał i wyszedł z pokoju, omijając Elę szerokim łukiem.
Na czterech fortepianach, w czterech krańcach pensjonatu, ćwiczyli uczniowie Finsena. Książę gruziński o ukośnych oczach grał początek Wallensteinowskiej21 na przyjemnym Bechsteinie22, wśród dymu papierosów; był giętki, wysoki, trzydziestoletni. Z wściekłością wypracowywał i wyrzeźbiał precyzyjnie trzynaście pierwszych taktów, dokładność akcentów, tętniący, ukryty, zduszony rytm.
Emil stał za dużą palmą i oglądał księcia. Wczoraj siedzieli do późna w nocy i rozmawiali o muzyce, o pianistach, o Paryżu. Książę przeszedł nagle z niemieckiego na francuski, otoczył się dymem papierosa jak niebieską zasłoną, zaczął opowiadać o Niżyńskim, Diagilewie i Lifarze23; potem przeszedł szybko z „vous” na „tu”24.
– Est-que tu l'as vu, petit?25
– Oui, je l'ai vu une fois… ici-même, dans les montagnes.26
– Il est beau, n'est-ce pas?27
– Il est très beau.28
– Il n'aime pas les femmes. Le sais-tu?29
– Je le sais: il est rare que des célèbres danseurs aiment les femmes. D'ailleurs, la danse elle-même contient quelque chose de feminin. Il m'est difficile de l'expliquer en français. Rangopal aussi est homosexuel. J'ai lu ses lettres d'amour, des lettres très naīves et très belles, adressées à mon… à un de mes amis.30
– Ah!
Książę strzepnął popiół z papierosa. Jego jasnoniebieskie, koloru lodu, skośne i gruzińskie oczy, wysunęły się z mgły.
– Je veux que tu sois a moi. Tu as le visage d'un faune juvenile, tes mouvements sont doux, ta peau est dorée par le soleil…31
Emil uśmiechnął się i powiedział:
– Non.32
Oczy księcia zgasły i zaszły gęstym dymem.
– Est-ce que c'est la dame qui s'appelle Christine qui t'a perverti de cette façon?33
– Pourquoi employez-vous ce terme de „pervertir”?34
– Quelle pitié… Tu me sembles avoir beaucoup lu, et malgré cela tu ne connais pas les choses qui sont en toi, tu ne sais
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34