Czerń nie zapomina. Agnieszka HałasЧитать онлайн книгу.
wysłannik jest niewinny, ale jeśli wysłannik był zdrajcą, może żmij zwany Żałobnikiem jakimś cudem znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie? Czy srebrni go pojmali, czy też zdążył zbiec? I czy istniała nadzieja, że gildia spróbuje ją stąd wyciągnąć? Po cichu, podstępem, przekupstwem? Teoretycznie mieli szerokie możliwości działania. O ile, ma się rozumieć, to nie oni ją sprzedali Elicie.
A może srebrnym chodziło o Ferena Berilta, Śnieg zaś zgarnięto niejako przy okazji? Ale jak miało się do tego zachowanie wysłannika? Może jednak intuicja błędnie jej podpowiadała, że był w zmowie ze srebrnymi?
Gorączkowa gonitwa myśli tylko nakręcała niepokój. Śnieg nie mogła dłużej wytrzymać w bezruchu. Poderwała się i przeszła kilka kroków w jedną stronę, kilka w drugą, pobrzękując kajdanami.
To wszystko bez znaczenia, i tak cię zabiją – wyszeptał paskudny głosik w jej głowie.
– Jeszcze zobaczymy – syknęła, zaciskając pięści. Ale na razie sprawy wyglądały źle. Była tu sama, bezbronna i osłabiona, z wytłumionym darem. I brakowało jej pomysłów.
Położyła się z powrotem. Czas mijał.
Doskwierało jej zimno, więc przykryła się słomą, ale niewiele to pomogło. W końcu ciemność i bezruch zrobiły swoje – Śnieg zapadła w płytki, niespokojny sen. Przyśnił jej się Feren Berilt. Martwy, rozciągnięty na metalowym stole, wolno i metodycznie patroszony przez dwa czwororękie golemy.
Ocknęła się odrętwiała i nieznośnie spragniona, z wyschniętym gardłem. Wiedziała, co ją obudziło: metaliczny łoskot, który po chwili się powtórzył. Z korytarza dobiegały też głosy. Nadstawiła ucha. Ktoś – Feren? – protestował gniewnie, ale nie mogła rozróżnić słów. Zabrzmiał głuchy odgłos uderzenia, jęk bólu, a potem miarowe, lekko upiorne cykanie i poćwierkiwanie golemów.
Śnieg usiadła, obejmując ramionami kolana. Marzyła o kubku gorącej herbaty albo grzanego wina – marzenie ściętej głowy, w Domach Godnego Odejścia skazaniec raczej nie miał prawa do ostatniego życzenia – ale przede wszystkim chciała, żeby to przeklęte oczekiwanie już dobiegło końca.
Wzdrygnęła się, gdy w zamku nagle zgrzytnął klucz. Drzwi zaskrzypiały. Golem – inny niż poprzednio, o pięciu cienkich metalowych odnóżach – odczepił od ściany łańcuch kajdan i szarpnął lekko, a potem mocniej. Przekaz był jasny. Śnieg niezgrabnie ruszyła za stworem, otrzepując się ze słomy.
Została zaprowadzona do większego pomieszczenia na końcu korytarza. Wewnątrz płonęły pochodnie, a przy stole siedziała magini, która wcześniej przyszła skontrolować celę. Wymuskana, w nieskazitelnie białej szacie, z obojętną miną. Omiotła więźniarkę wzrokiem i skinęła lekko głową.
Zbiegiem okoliczności obie miały włosy w identycznym kolorze. Śnieg wiedziała, że przedwczesne siwienie może wystąpić u magów obu barw.
U przeciwnego krańca stołu siedział Feren Berilt. Również miał na szyi obrożę, a pilnował go golem zakuty w płytową zbroję. Szklane oko zwróciło się w stronę Śnieg, zamigotało czerwono. Golem, który ją przyprowadził, odpowiedział metalicznym świergotem.
Na widok żmijki Feren drgnął, ale zachował milczenie. Spuścił wzrok. Śnieg zauważyła, że w odróżnieniu od niej miał skute nadgarstki, a na policzku siniec i smugę zaschniętej krwi. Krew zlepiała też jego czarne włosy.
– Usiądź, Shial – poleciła magini, wskazując twardy stołek. – Wiesz, gdzie jesteś?
– W Domu Godnego Odejścia, jak się domyślam. – Śnieg postanowiła, że bez względu na okoliczności będzie trzymać fason do samego końca. – Dawno nie nocowałam w tak fatalnych warunkach.
– Masz charakter. To się chwali. Ale i nieco więcej rozsądku niż pan Berilt. – Magini spojrzała z ukosa na czarnowłosego żmija, który hardo odwzajemnił jej wzrok. – Krótko i konkretnie, moi drodzy: nazywam się Akhania ar Vithanare, należę do Zakonu Dziewiątej Przysięgi i pracuję dla wywiadu Elity. Mam dla was propozycję nie do odrzucenia.
– Propozycję współpracy? – zapytał jadowicie Feren.
– Nie inaczej.
– Nie wiedziałam, że srebro w ogóle dopuszcza układy z czernią – powiedziała Śnieg. – Kiedy ostatnio sprawdzałam, Elita wychodziła z założenia, że trzeba wymordować wszystkich ka-ira jako zagrażających równowadze świata.
– Czasy się zmieniają – odrzekła magini bez mrugnięcia okiem. – Wiecie, czym jest Zakon Dziewiątej Przysięgi?
Oboje pokręcili głowami.
– To pomniejsze bractwo w obrębie Elity, które kieruje się odmiennymi zasadami niż większość naszych braci w srebrze, a za cel postawiło sobie przede wszystkim walkę z Otchłanią. Nawet herb mamy inny. – Uniosła swój medalion i stuknęła palcem w wyobrażony na nim pentagram. Śnieg dopiero teraz zauważyła, że wpisana w okrąg srebrna gwiazda ma pomiędzy pięcioma dłuższymi ramionami cztery krótkie. – Jesteśmy wojownikami, więc staramy się postępować pragmatycznie, a tak się składa, że jesteście nam potrzebni. Zwłaszcza ty, Shial. Pan, panie Berilt, wpadł w nasze ręce przypadkiem, ale był to nader szczęśliwy przypadek.
– Potrzebni? – powtórzyła Śnieg. – To znaczy?
Zastanowiło ją przelotnie, czemu srebrna magini zwraca się do niej po imieniu, a do Ferena nie. Doszła do wniosku, że to chyba kwestia różnicy wieku – wygląd oczywiście tego nie zdradzał, ale wyczuwała po aurze, że oboje są od niej znacznie starsi. O co najmniej kilkadziesiąt lat.
– Jestem mistrzynią Elity – odrzekła z uśmiechem Akhania – i zgodnie z prawem Elity mogę przyjąć na służbę, kogo zechcę, choćby był to demon Otchłani. Jeśli zgodzicie się zostać moimi sługami, przeżyjecie. W przeciwnym wypadku zostaniecie straceni.
Żmije wymienili spojrzenia.
– Na czym miałaby polegać ta służba? – zapytała Śnieg.
– Na wykonywaniu rozkazów.
– Jeżeli miałoby to oznaczać polowanie na braci w czerni, wolę zginąć – oznajmił Feren.
– Bardzo to szlachetne z pańskiej strony, panie Berilt – w głosie srebrnej magini zadźwięczała kpina – ale nie, bez obaw. Należę do tych magów, którzy przestrzegają zasad honoru.
Żałobnik otworzył usta, wyraźnie mając na końcu języka pełną goryczy ripostę, ale zmienił zdanie i zmilczał.
– Moją misją, jak i całego Zakonu Dziewiątej Przysięgi – podjęła Akhania ar Vithanare – jest zwalczanie sług Otchłani i udaremnianie ich podłych planów. W skrócie: aby zrealizować pewne ambitne i niebezpieczne cele, potrzebuję kompetentnych ka-ira niepowiązanych z Otchłanią.
– A skąd wiadomo, że nie mamy z nią powiązań? – zapytał Feren.
– Kiedy byliście nieprzytomni i pod wpływem środków blokujących dar, zostaliście przetestowani na obecność więzi z Otchłanią. Zapewniam, że gdyby ten test nie wypadł negatywnie, nie rozmawialibyśmy teraz.
– Do czego jesteśmy potrzebni Elicie? – powtórzyła Śnieg. – I czemu właśnie my?
– Wyjaśnię szczegóły, jeśli wyrazicie zainteresowanie współpracą.
No tak.
Śnieg wahała się przez dłuższą chwilę. Środki blokujące dar uniemożliwiały jej wyczucie, czy srebrna magini mówi prawdę, czy kłamie. Ale perspektywa pozostania w Domu Godnego Odejścia przerażała, a wredny głosik w głowie szeptał: od czterech lat współpracujesz z gildią