Życie za życie. Alex DahlЧитать онлайн книгу.
trochę pomyśleć? – pytam. – Ugryzienie kota może cię zabić!
– Nie!
– Owszem. Musisz to zrozumieć!
– To był miły kotek!
– Nie wiesz tego na pewno.
– Wiem!
Czuję, jak na mojej twarzy pojawia się rumieniec wściekłości, i zaczynam iść szybciej, tak szybko, że Kaia musi niemalże biec, by dotrzymać mi kroku. Gdy ponownie na nią patrzę, dochodzimy już do szkoły. Ma zapłakaną i przygnębioną buzię. Biedna Kaia – trudno jest wyjaśnić siedmiolatce, że jest inna niż reszta dzieci.
– Kocham cię – mówię, wtulając twarz w miękkie, ciepłe zagłębienie w jej szyi i mocno ją przytulam.
– Z obu stron – mówi i przytula mnie również z lewej strony, to takie jej zabawne nowe zachowanie. Potem wbiega w tłum dzieci, które ustawiają się, by wejść do szkoły, warkocze fruwają w powietrzu, ręce trzepoczą jak skrzydła.
Idę do domu powoli, przede mną rozciąga się cały dzień. Chciałabym znać kogoś z sąsiedztwa, kogoś, z kim mogłabym spotkać się na kawę albo spacer. Nie, żebym mogła wydać dużo pieniędzy na kawę, nie wyobrażam sobie również, żebym miała dużo wspólnego z modnymi, zadbanymi matkami ze szkoły Kai. One wysiadają z range roverów, przerzucają bujne włosy na jedno ramię, ściskają dłonie dzieci ubranych w ubrania od Ralpha Laurena. Potem odjeżdżają, pewnie do swoich eleganckich biur, a dzieci odbierają au pair. Jak miałabym znaleźć wspólne tematy z takimi ludźmi?
Możemy mieszkać w tej dzielnicy tylko dlatego, że dostajemy zasiłki od rządu i mamy znajdować się w odległości dziesięciu kilometrów od szpitala, i ponieważ wynajmujemy małą piwnicę w domu innej rodziny. Rodzina Vikdal, do której należy ten dom, mieszka na górze, a nasze mieszkanie jest tak naprawdę tylko ich piwnicą, zamienioną na przestrzeń do życia.
Trudno jest być biednym w Norwegii, gdzie prawie wszyscy mają tyle pieniędzy. Nie jest to nawet kwestia wieku – widuję młode matki tylko trochę starsze ode mnie, pchające wózki za dziesięć tysięcy koron, pijące latte za pięćdziesiąt koron, z ich rąk zwisają torby od Gucciego. Trudno jest nie odczuwać żalu i zgorzknienia, bo gdybym dokonała innych wyborów, byłabym taka jak one.
Idę chodnikiem do wejścia do mieszkania i wtedy widzę Hanne Vikdal, naszą gospodynię, która nagle staje przy drzwiach do domu, tak jakby na mnie czekała.
– Cześć – mówię, szukając klucza w kieszeni.
– Och, cześć. – Mierzy mnie wzrokiem. – Chłodno dzisiaj.
– Tak.
– Wiesz, nie jestem pewna, czy ty i Kaia powinnyście chodzić na piechotę do szkoły w takie zimno. To znaczy, skoro jest naprawdę chora…
– Lekarz mówi, że spacer jest dla niej bardzo dobry.
– Ale w taką pogodę?
Kiwam głową i uśmiecham się przez zaciśnięte zęby, wkładam klucz do zamka. Gdy otwieram drzwi, Hanne odwraca głowę i próbuje dojrzeć wnętrze naszego mieszkania. Przez chwilę na nią patrzę, a potem zamykam drzwi trochę głośniej, niż powinnam. Przez kilka sekund stoję przy zamkniętym wejściu, zdejmuję rękawiczki i słucham obcej ciszy.
Czasami prawie cieszę się, że nasze mieszkanie jest takie małe. Bycie tutaj samą w ciągu dnia po tym, jak przez tyle lat miałam towarzystwo Kai, jest dziwne i niemal przerażające. Wchodzę i się rozglądam: korytarz, toaleta, łazienka, salon, w którym ja śpię na rozkładanej sofie, kuchnia z malutkim stołem, wnęka sypialniana Kai tuż przy kuchni. To wszystko. Kładę się na łóżku Kai i wdycham jej znajomy zapach: limonkowo-miodowego żelu pod prysznic, który obie lubimy, coś słodkiego jak ciastko, a pod tym zapach leków. Zamykam oczy i znowu mam wyrzuty sumienia z powodu tego, jak zaczął się ten poranek. Gdy to sobie przypominam, czuję się słaba z żalu. Biedna Kaia. To jej pierwszy miesiąc w szkole. Nie dość, że i tak ma pod górkę z tymi wszystkimi nowymi wyzwaniami, to jeszcze matka daje jej popalić.
Dlaczego nie możesz trochę pomyśleć?, powiedziałam. Dlaczego nie mogę nauczyć się kontrolować siebie? Jestem potwornie zmęczona. Przez chwilę zastanawiam się nad zamknięciem oczu i ucięciem sobie drzemki na kilka godzin, bo co mam robić ze sobą przez cały dzień teraz, gdy Kaia poszła do szkoły? Przez siedem lat opiekowałam się nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie miałam dla siebie praktycznie ani chwili, a teraz wszystko się zmieniło.
Wstaję, bo nie mogę zasnąć – mogą zadzwonić do mnie ze szkoły i pewnie zadzwonią, bo Kaia nie jest przyzwyczajona do przebywania beze mnie ani do towarzystwa innych dzieci. Siadam przy kuchennym stole: mogłabym sobie porysować. Albo sprawdzić, czy odpali mój komputer – powiedziano mi, że muszę się zarejestrować jako osoba poszukująca pracy, inaczej cofną mi zasiłki. Próbowałam powiedzieć, że nie mam żadnych kwalifikacji i że znalezienie jakiejś pracy przy jednoczesnej opiece nad Kaią może być niemożliwe, ale pani z urzędu tylko na mnie spojrzała i powiedziała: – Jeśli znajdzie pani pracę, będzie pani mogła wystąpić o kolejne zasiłki na opiekę nad dzieckiem.
Robię filiżankę herbaty i siadam na kanapie. Z góry dochodzi dziwny głos, potem jednak sobie przypominam, że jest środa i sprzątaczka Vikdalów ciągnie odkurzacz po ich wypolerowanych drewnianych podłogach. Próbuję włączyć komputer, ale mi się nie udaje. Czasami potrafi nie działać całymi dniami, a potem nagle się włącza.
Idę pod prysznic i rozbieram się we wnęce Kai – gdybym rozebrała się w salonie, byłoby mnie widać z ulicy, a łazienka jest tak mała, że gdybym się w niej rozebrała, z pewnością zachlapałabym ubrania wodą. Unikam patrzenia na siebie w lustrze, bo nieszczególnie podoba mi się to, co widzę. Lubię swoją twarz i włosy, ale mam zbyt grube nogi, a na brzuchu widać brzydkie, fioletowe rozstępy. Moje piersi są ciężkie i wyglądają, jakby należały do kogoś znacznie starszego.
Przez długi czas stoję pod gorącą wodą. Potem ponownie kładę się na łóżku Kai i nasłuchuję odgłosów w góry. Postanawiam upiec bułeczki – chyba mam wszystkie składniki. Gdy przyjdzie do domu ze szkoły, ucieszy się, czując zapach świeżo upieczonych bułeczek posypanych kardamonem i posmarowanych białkiem. Ponownie nabieram energii i uśmiecham się do samej siebie na wyobrażenie rozpromienionej buzi mojej córeczki.
***
Wczesnym wieczorem ktoś puka do drzwi. Kaia podnosi wzrok, siedzi na podłodze przed telewizorem, przed nią znajduje się pusty talerz. Bułki zadziałały. Gdy tylko weszłyśmy do domu, natychmiast się rozpromieniła i teatralnym gestem oblizała usta.
– Kto to? – pyta teraz, ponownie patrząc na ekran.
– Nie wiem – odpowiadam. Otwieram drzwi i widzę naszą gospodynię. Nigdy wcześniej do nas nie pukała, chociaż często mam wrażenie, że obserwuje mnie i Kaię, jak wchodzimy do domu i z niego wychodzimy. Rano mnie zdenerwowała i teraz na jej widok czuję irytację.
– Cześć – mówię, ale nie zapraszam jej do środka. Zagląda przez moje ramię do mieszkania, a ja przeklinam w duchu porozrzucane w korytarzu buty.
– Cześć, Iselin – mówi, potem robi przerwę, najwyraźniej czekając, aż zaproszę ją do środka. Wieczór jest mokry i chłodny, ale wejście do mojej piwnicy jest osłonięte przez taras i stojąc tam, gdzie stoi, gospodyni nie zmoknie, nie mam więc wyrzutów sumienia. – Dzisiaj rano weszłaś do środka tak szybko, a ja chciałam sprawdzić, jak sobie tutaj radzicie.
– W porządku.
– Posłuchaj… ostatnio dobiegają nas hałasy. W nocy. Krzyki.
– Kaia ma koszmary.
– Tak. Tylko… To trochę niepokojące. To wszystko niesie się po całym domu.
– Przykro