Europa in Flagranti. Stanisław Cat-MackiewiczЧитать онлайн книгу.
pisarz, który się odrodził w katolicyzmie, przesłał mu przez Broussona rady następujące:
„Mistrzu drogi, kiedy noc zapadnie, uciekaj od wszystkich Twoich pochlebców. Jak Twoja szanowna i dobra matka, idź do kościoła, do Świętego Seweryna na przykład. Umocz swe palce w wodzie święconej, jak to czynią służące i dzieci zamieszkałe w tym kwartale. Zapomnij o swej nędznej nieśmiertelności człowieka sławnego. Uklęknij pośrodku nawy, pod skrzyżowaniem kamiennym. I wtedy, w świetle witraży, zapytaj sam siebie, czy dlatego zostałeś odkupiony, aby wypisywać impertynencje?”
Kiedy Brousson powtórzył dokładnie France’owi słowa Huysmansa, ten pokiwał głową i odpowiedział: „Rada za radę. Powiedz mu pan, niech zaniesie swoją urynę do analizy”.
Cały rok 1900 jest w tym dwugłosie.
Opowiada Anatol France:
„Byłem całkiem młody i siedziałem we Włoskim Teatrze na placu Ventadour. Wchodzi mały człowieczek. Kurtyna już jest podniesiona, nie ma żadnego miejsca wolnego. Podchodzi do mnie i mówi: »Młody człowieku, może mi ustąpisz swego fotela. Jestem Ingres«”.
Sienkiewicz przyrównywał Anatola France’a do Petroniusza.
Wspaniałe były jego aforyzmy:
„Szczęściem, nie jesteśmy obowiązani być podobnymi do swoich portretów”.
„Kobieta jest jak książka. Przeglądając, zawsze się na coś natrafi”.
„Najlepsze moje książki? – To właśnie te, które nie mają żadnego powodzenia: Historia współczesna, Życie Joanny d’Arc. Moje ubogie książki? – To te, którymi cały świat się zachwyca: Tais, Czerwona lilia”.
O republice we Francji nie był Anatol France zbyt dobrego zdania.
„Potępia pan nasze czasy?
Tak. Całkowicie. Rzeczpospolita to panowanie brzydoty. Szkaradne szkoły, koszary, prefektury, pomniki. W swej brzydocie Republika jest nieomylna”.
Kiedy indziej Anatol France powiada:
„Wielbię Joannę d’Arc, ale to nie ona zbawiła Francję w 1430, lecz Ludwik Święty, ten cud królewskości”.
Anatol France nie był jednak zaliczany do rojalistów, lecz wręcz przeciwnie, do bezbożników, lewicy, komunistów.
Na pytanie, dlaczego jest socjalistą, odpowiedział:
„Dlaczego idę w stronę socjalizmu? – Bo lepiej jest być porwanym przez prąd, niż odrzucanym przez prąd”.
Istotnie, nic w Anatolu Fransie nie wskazywało na to, że może on myśleć kategoriami marksizmu. I na tym też polegała większa twardość charakteru Petroniusza nad Anatolem France’em. Petroniusz nie został chrześcijaninem.
Przypisy
1 Ketteler zginął 20 czerwca 1900.
2 Właśc. Gaetanego Bresciego.
Bokserzy
I
W czerwcu 1900 roku wybuchło w Chinach powstanie jednego ze związków tajnych tam działających, który się nazywał: „Pięść Zgody i Sprawiedliwości”1, a którego płycizna europejskich o Chinach informacji przerobiła na „Związek Wielkiego Kułaka”, skąd powstała nazwa: „bokserzy”, po dziś dzień używana, kiedy się pisze o wydarzeniach z 1900 roku.
Można się uczyć historii z dokumentów, pamiętników i opracowań, ale można ją także widzieć oczami gazet współczesnych. Pochłonięty jestem przeglądaniem prasy europejskiej z czasów powstania bokserów i delektuję się jej głupotą. Jak rzadko spotyka się zdanie, które później się sprawdziło! Cóż za różnica – powiem to z uprawnioną dumą – z mymi tak często proroczymi artykułami z czasów międzywojennego dwudziestolecia. Prasa europejska w tym okresie nienawidzi Chińczyków i pogardza nimi, uważa ich za morderców i sadystów. Oskarża rząd chiński, że popiera bokserów, i oburza się, że sfery oficjalne chińskie temu zaprzeczają. Z jakimże patetycznym oburzeniem pisze prasa paryska o orędziu cesarzowej chińskiej, która oskarżała bokserów, oświadczając, że nie lepsi są od chińskich chrześcijan. Jakże śmiała tak napisać podła baba intrygantka! – pieni się prasa europejska.
Czasy są wówczas bardzo rycerskie, a oto w korespondencji wydrukowanej przez bardzo szanujące się pismo paryskie czytamy, że w dniu 11 lipca 1900 roku, podczas oblężenia legacji dyplomatycznych, marynarze francuscy wzięli do niewoli osiemnastu bokserów ukrytych w jednej świątyńce. Byli to żołnierze cesarscy. Wydał ich Chińczyk chrześcijanin. Jeńcy ci zostali pozabijani przez marynarzy francuskich, a ponieważ oszczędzano naboi, zakłuto ich bagnetami. Mordowanie jeńców było dla ludzi z 1900 roku chyba najohydniejszym z przestępstw, a jednak o tym mordowaniu żołnierzy chińskich pisze się z tryumfem, oburzając się na to, że jeńcy przed śmiercią dawali bałamutne informacje wojskowe.
Prasa francuska oklaskuje wypowiedź cesarza Wilhelma II, która brzmiała:
„Nie zaznam spoczynku do chwili, w której sztandary niemieckie w towarzystwie chorągwi innych narodów cywilizowanych nie zawisną nad murami Pekinu, aby podyktować pokój narodowi chińskiemu”.
Rzecz później niepojęta, prasa francuska, rozczulająca się wtedy nad losem Boerów, zachłystuje się z zachwytu nad tymi słowami niemieckiego cesarza.
„Oto jest właściwy ton i język! – woła. – My, Francuzi, niezależnie od partii, na które się dzielimy, oklaskujemy te słowa”.
Rozruchy w Pekinie rozpoczęły się w dniu 6 czerwca 1900 roku.
Nikt wówczas nie rozumie, że jest to przejaw gniewu czterystu milionów ludzi. Nikt w tej chwili nie przypomina sobie pięknych słów Alberta Sorela:
„Wielkie wydarzenia zarysowują się na morzu historii zrazu odległą i małą bruzdą, potem rosną i rosną w coraz większą falę, aż pióropuszami piany upadną na czekające na nie piaski”.
Ton pisania o tych bokserach jest taki sam, z jakim przedtem pisało się o „gangsterach” amerykańskich, „bandytach” meksykańskich lub „nihilistach” rosyjskich. Ton niezwykle płytki.
Zresztą nad całą sprawą chińską ciążą międzynarodowe niechęci europejskie. Wyprawę na Pekin wojska niemieckie i francuskie odbywają w towarzystwie wojsk angielskich, a jednak ciągle się tym Anglikom wsadza szpilki niechęci i pogardy. Oto karykatura typowa dla tych nastrojów – Anglik mówi: „Muszę teraz zwyciężać gdzie indziej”. Ten wyraz „zwyciężać” jest oczywiście bardzo złośliwy. Przypomina się w ten sposób Anglikom, że przecież dotychczas nie potrafili zwyciężyć Boerów, więc niech sobie nie przypisują kierowniczej roli w wyprawie przeciwko Chińczykom.
II
Tymczasem w Chinach wyglądało to zupełnie inaczej, niż się moim kolegom dziennikarzom z poprzedniego pokolenia wydawało.
Biali ludzie byli w Chinach bardzo brutalni, a z licznych opisów wynika, że zachowywali się w sposób gangsterski. Muszę tu zaznaczyć, że w opisie tych wydarzeń nie korzystałem ani ze źródeł chińskich, ani z późniejszych komunistycznych, prochińsko nastrojonych. Przeciwnie, opieram się wyłącznie na korespondencjach gazet europejskich.
Trudno, a raczej całkowicie niemożliwe jest dla