NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken FollettЧитать онлайн книгу.
Uspokój się, Dreng – odezwała się Leaf. – Sam chędożysz dwie kobiety. Czy to cię czyni rozpustnikiem?
– Ciebie od jakiegoś czasu nie chędożę.
– Za co każdego dnia dziękuję niebiosom.
– Ktoś musi pomóc Cwenburg wychować dziecko – powiedziała Mildred, patrząc na karczmarza. – Są tylko dwie możliwości. Może zostać tu z wami i to wy pomożecie jej wychować dziecko.
– Dziecko potrzebuje ojca. – Dreng nagle stał się nadzwyczaj miły. Edgar zauważył, że łagodniał, gdy w pobliżu była jego córka.
– Albo Erman i Eadbald poślubią dziewczynę i wspólnie zajmą się dzieckiem – ciągnęła Mildred. – Jeśli tak się stanie, Edgar zamieszka u was, a ty będziesz go żywił i płacił mu pół pensa dziennie.
– Nie podoba mi się ani jedno, ani drugie.
– Więc zaproponuj coś innego.
Dreng otworzył usta, lecz nie dobył się z nich żaden dźwięk.
– A ty, co myślisz, Cwenburg? – spytała Leaf. – Chcesz poślubić Ermana i Eadbalda?
– Tak – odparła dziewczyna. – Lubię ich obu.
– Więc ślub? – spytała Leaf.
– Jutro – odparła Mildred. – W południe.
– Gdzie? Tutaj?
– Przyjdzie cała wioska.
– Nie chcę dawać każdemu darmowego piwa – mruknął Dreng.
– A ja nie chcę tłumaczyć wszystkiego każdemu głupcowi w Dreng’s Ferry – odcięła się Mildred.
– Ślub może być u nas – wtrącił Edgar. – Ludzie dowiedzą się o nim później.
– Dostarczę małą beczkę piwa.
Mildred spojrzała pytająco na Ethel, która od jakiegoś czasu się nie odzywała.
– A ja upiekę ciastka z miodem – zaproponowała Ethel.
– Cudownie – ucieszyła się Cwenburg. – Uwielbiam ciastka z miodem.
Edgar popatrzył na nią z niedowierzaniem. Właśnie zgodziła się poślubić dwóch mężczyzn i wciąż cieszyła się na myśl o ciastkach.
– Co ty na to, Dreng? – spytała Mildred.
– Zapłacę Edgarowi ćwierć pensa za dzień.
– Zgoda – odparła i wstała. – W takim razie oczekujemy was jutro w południe.
Jej trzej synowie również wstali i wszyscy czworo ruszyli do domu.
Nie jestem już farmerem, pomyślał Edgar.
ROZDZIAŁ 7
Koniec sierpnia 997
Ragna nie była w ciąży.
Przez dwa tygodnie po tym, jak Wilwulf opuścił Cherbourg, żyła w niepokoju. Zostać zapłodnioną i porzuconą to największe upokorzenie, zwłaszcza dla szlachetnie urodzonej panny. Córka wieśniaka, którą spotkałby taki los, również byłaby wyszydzana i pogardzana, lecz w końcu znalazłby się ktoś, kto zechciałby ją poślubić i wychować dziecko innego mężczyzny. Tymczasem szlachetnie urodzoną pannę odrzuciłby każdy mężczyzna jej stanu.
Na szczęście uniknęła takiego losu, a widok krwi miesięcznej powitała z niewypowiedzianą radością.
Po tym, co się wydarzyło, powinna była znienawidzić Wilwulfa, lecz nie potrafiła. Zdradził ją, wciąż jednak za nim tęskniła. Wiedziała, że jest głupia, ale nie miało to znaczenia, bo pewnie i tak nigdy więcej go nie zobaczy.
Ojciec Louis wrócił do domu, nieświadom romansu dziewczyny, i najwyraźniej zapewnił hrabiego Reims, że Ragna jest odpowiednią kandydatką na żonę dla jego syna, albowiem wicehrabia Guillaume osobiście przybył do Cherbourga, żeby podjąć ostateczną decyzję.
Uznał, że Ragna jest idealna.
Wciąż jej to powtarzał. Bacznie jej się przyglądał, a czasami dotykał jej brody, żeby nieznacznie obrócić jej głowę to w jedną, to w drugą stronę, unieść ją, opuścić albo zwrócić ku słońcu. „Idealna – mówił. – Oczy niebieskozielone jak morze. Pierwszy raz widzę taki kolor oczu. Nos taki prosty, taki zgrabny. Kości policzkowe takie wspaniałe. Blada cera. A przede wszystkim te włosy!” Ragna, jak wszystkie szanujące się kobiety, skrywała je pod czepcem, spod którego wymykało się kilka kosmyków. „Są złociste – zachwycał się Guillaume. – Taki kolor muszą mieć skrzydła aniołów”.
Pochlebiało jej to, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że patrzy na nią jak na emaliowaną broszę, najcenniejszą w całej jego kolekcji. Wilwulf nigdy nie powiedział jej, że jest idealna. Mawiał: „Na bogów, nie mogę się od ciebie oderwać”.
Guillaume był bardzo przystojny. Kiedy stali na blankach zamku Cherbourg, spoglądając na cumujące w zatoce łodzie, wiatr rozwiewał mu włosy, długie i lśniące, z kasztanowymi refleksami. Miał brązowe oczy i regularne rysy. Był przystojniejszy od Wilwulfa, lecz na jego widok pokojówki nie rumieniły się i nie chichotały. Anglik emanował magnetyzmem, którego Guillaume’owi brakowało.
Wicehrabia podarował Ragnie prezent – jedwabny szal ozdobiony haftem przez jego matkę. Dziewczyna rozwinęła go i przyjrzała się wzorowi, który tworzyły splątane liście i dziwne, przerażające ptaki.
– Jest piękny – powiedziała. – Hrabina musiała spędzić nad nim co najmniej rok.
– Moja matka ma gust.
– Jaka ona jest?
– Cudowna. – Guillaume się uśmiechnął. – Chociaż pewnie każdy chłopiec uważa, że jego matka jest cudowna.
Ragna nie była tego taka pewna, lecz przemilczała to.
– Uważam, że szlachetnie urodzona kobieta powinna robić z tkaninami, co jej się żywnie podoba – ciągnął Guillaume i Ragna miała wrażenie, że zaraz będzie zmuszona wysłuchać uprzednio przygotowanej tyrady. – Prząść, tkać, barwić, cerować, haftować i rzecz jasna, prać. Kobieta powinna rządzić światem tkanin, tak jak jej mąż rządzi swymi włościami. – Powiedział to tak, jakby szedł na wyjątkowo hojne ustępstwo.
– Nienawidzę tego – odparła beznamiętnie.
– Nie haftujesz? – Był wyraźnie zdumiony.
Powstrzymała się od wymijającej odpowiedzi. Nie chciała, żeby miał o niej błędne wyobrażenie. Jestem, jaka jestem, pomyślała.
– Dobry Boże, nie!
– Dlaczego? – spytał skonsternowany.
– Jak większość ludzi, kocham piękne stroje, ale nie chcę ich robić. Nudzi mnie to.
– Nudzi? – Wyglądał na rozczarowanego.
Może powinna zaprezentować mu się z nieco bardziej pozytywnej strony.
– Nie sądzisz, że szlachetnie urodzone panny mają też inne obowiązki? Co się dzieje, kiedy mąż rusza na wojnę? Ktoś przecież musi ściągać podatki i wymierzać sprawiedliwość.
– Tak, oczywiście, w wyjątkowych sytuacjach.
Ragna uznała, że wyraziła się dość jasno. Postanowiła przyznać mu rację, by uspokoić nieco emocje.
– Właśnie to mam na myśli – odparła, choć wcale tak nie myślała. – W wyjątkowych sytuacjach.