JEJ OGRÓDEK. Penelope BloomЧитать онлайн книгу.
zawodową artystką.
Davey właśnie przycinał sobie paznokcie, chociaż furgonetką tak rzucało, że tylko czekałam, aż obetnie sobie palec. Nie wiedziałam, czy to odwaga, czy głupota. Znając go, zapewne jedno i drugie. Nigdy mu tego nie mówiłam, ale w przedszkolu zaczepiłam go tylko dlatego, że przypominał mi małego żółwia. Miał zbyt długą, nieco spiczastą górną wargę i wolno chodził, lekko się przy tym kołysząc. Wciąż potajemnie uwielbiałam tę jego żółwiowatość, ale raczej nie chciałby tego usłyszeć.
Trącił mnie łokciem.
– Poradzisz sobie, Nell. Wyluzuj. – Postukał knykciami moje zaciśnięte dłonie, jakby chciał rozbić jajko.
Uśmiechnęłam się krzywo, próbując się uspokoić.
– Wyglądam na zdenerwowaną?
– Wyglądasz, jakbyś próbowała wysrać diament wielkości mojej pięści.
Skrzywiłam się.
– Po pierwsze, ja nie sram. Jestem damą. Wypróżniam się w kulturalny i poprawny sposób. A nawet gdybym… robiła kupę, pachniałaby ona jak róże i była drobnych rozmiarów.
Davey się uśmiechnął.
– Kiedy razem mieszkaliśmy, nie było niczego grzecznego ani poprawnego w…
Kopnęłam go w stopę, a on na szczęście się przymknął. Kilku facetów rzucało w naszą stronę zaciekawione spojrzenia.
– Może i jestem zdenerwowana, ale tylko dlatego, że chcę dobrze wypaść.
– To tylko strzyżenie krzaków, Nell. Co możesz schrzanić?
– Och, sama nie wiem. – Wskazałam swoje włosy, które obecnie miały śmiały pomarańczowy kolor. Przypominały mi o moim chwalebnym pożegnaniu ze szkołą piękności. Może powinnam była potraktować to jako dowód, że nie jestem gotowa, skoro zawaliłam własną fryzurę w przeddzień egzaminu. Zamierzałam tylko lekko rozjaśnić swój naturalny brązowy kolor włosów. Ups!
Davey popatrzył na nie z namysłem.
– Rzeczywiście masz tendencję do psucia wszystkiego, czego się dotkniesz, ale mówię to z ogromną sympatią.
Wyszczerzyłam zęby.
– Dzięki. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś nie przypominał mi, że ciągle daję dupy.
Davey parsknął.
– Nie interesuje mnie, jak dorabiasz na boku.
Storpedowałam go wzrokiem, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu, chociaż byłam pewna, że pozostali faceci w furgonetce mają mnie za wariatkę.
– Puszczę to mimo uszu. Zresztą tym razem sobie poradzę. Potrzebuję tej roboty. – Nachyliłam się i ściszyłam głos. – Poza tym nie zapomnę, że nadstawiłeś karku, żeby mi ją załatwić.
Pokiwał głową.
– Wszystkie moje członki są do twojej dyspozycji.
– To nie będzie konieczne, ale… dzięki – odrzekłam z drwiącym uśmiechem.
– No, jesteśmy na miejscu.
Kiedy zerknęłam przez okno, przekonałam się, że Davey nie żartował, kiedy mówił, że większość klientów Ogrodowego Krasnala mieszka w posiadłościach. Już wcześniej się stresowałam, ale teraz miałam wrażenie, że mój żołądek wywinie kozła. Wyluzuj, Nell. Poradzisz sobie.
Z mojego doświadczenia wynikało, że zapewne tak nie będzie, ale nie zamierzałam pozwolić, by przeszłość wpływała na mój każdy krok. Równie dobrze mogłabym zwinąć się w kłębek w jakimś ciemnym kącie i niczego nie robić do końca życia. Zresztą moje plany na przyszłość były jasne: wciąż próbować, nawet jeśli skończy się to kolejną katastrofą.
Pomyślałam o swojej siostrze, żeby odsunąć od siebie wizję płonących krzewów i ogrodowych nożyc wbitych w moją pierś. Kiedy było mi ciężko, miałam w zwyczaju oglądać na YouTubie filmiki, w których Ashley śpiewa i gra na gitarze. Zawsze wkładała w to tyle serca, a ja, pomimo braku obiektywności, byłam pod wrażeniem jej niezwykłego talentu. Oglądając te filmy, płakałam z dumy. Smarkula zasługiwała na coś więcej niż ja. Nie obracała wszystkiego w ruinę i miała prawdziwy talent. Dlatego zamierzałam zrobić, co w mojej mocy, żeby nie spieprzyć tej roboty, z myślą o niej.
A także z myślą o Daveyu, który z pewnością wyleciałby z pracy, jeśli dałabym ciała.
Gdybym tylko miała jakiekolwiek pojęcie o tym, jak się strzyże krzewy. Na szczęście wieczorem obejrzałam kilka filmików na YouTubie… więc co może się nie udać?
2. Harry
Moja garderoba wyglądała, jakby korzystało z niej kilku różnych facetów. Trzymałem w niej wybór eleganckich strojów, od garniturów po sportowe marynarki, w komplecie ze spodniami i butami. Miałem także stroje do biegania, koszykówki, tenisa i kilku innych sportów, które uprawiałem, gdy czas mi na to pozwalał. W kolejnej części znajdowała się maskująca oraz jaskrawa odzież, której używałem podczas polowań. W głębi garderoby zbudowałem schowek, w którym trzymałem broń myśliwską, łuki i ościenie do połowu ryb. Nigdy bym się do tego nie przyznał, ale przechowywałem tam także wielki miecz, którym lubiłem wymachiwać, gdy nikt mnie nie widział, i oczywiście wydawałem przy tym świszczące odgłosy.
Stałem na środku garderoby w samej bieliźnie i zastanawiałem się, którym Harrym Barnidge’em będę dzisiaj. Naszła mnie gorzka refleksja. W pewnym momencie moje życie stało się serią odrębnych egzystencji. Znajomi, z którymi polowałem, nie mieli pojęcia, że lubię koszykówkę i tenisa. Ludzie, których poznałem w pracy agenta literackiego, nie uczestniczyli w moich wyprawach myśliwskich. Nie potrafiłem wskazać, kiedy to się zaczęło, ale z każdym kolejnym rokiem granice między poszczególnymi częściami mojego życia stawały się coraz wyraźniejsze. Podświadomie czułem, że właściwa kobieta pomogłaby mi wszystko scalić, ale nie wiedziałem, czy już jestem na to gotowy.
Jak prawie każdego ranka założyłem strój do ćwiczeń i ruszyłem do siłowni we wschodnim skrzydle. Moją sypialnię dzielił od niej spory kawałek, a po drodze mogłem się przyjrzeć ogrodom przed domem. Ogromnie lubiłem na nie patrzeć, zarówno z okien na piętrze, gdy szedłem poćwiczyć, jak i z którejś z ławeczek skrytych pośród krzewów i kwiatów, gdzie mogłem napawać się zapachami i dźwiękami. Coraz częściej szukałem takich chwil ciszy, które były jak kamienie zapewniające chwilowy azyl przed nieustannie gnającym mnie nurtem.
Za godzinę mieli się pojawić ogrodnicy, żeby wszystko ogarnąć i ozdobnie przystrzyc ogromne żywopłoty obok fontanny. Wieczorem urządzałem przyjęcie z okazji premiery książki dwóch moich pisarek i chciałem, żeby wszystko wyglądało idealnie. Gdybym miał wskazać klucz do sukcesu w mojej branży, postawiłbym na dobre wrażenie. Nawet dom i ogród mogły wpłynąć na to, jakie stawki wydawcy zaproponują moim autorom za kolejne książki.
Kiedy dotarłem do oszklonej domowej siłowni, z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest tam mój brat. Zważywszy na to, że był dorosłym, żonatym mężczyzną, wzbudziło to moje podejrzenia.
Otworzyłem drzwi i wyłączyłem hałaśliwą muzykę.
– Wszystko w porządku? – spytałem.
Peter upuścił hantle na matę. Chwycił ręcznik i otarł pot z czoła. Miał ciemniejsze włosy niż ja, ciemniejsze oczy i ciemniejszą twarz, której nie opuszczał gniewny grymas. Takiego gościa ludzie boją się pytać o godzinę.
– A czemu miałoby nie być?
– Nie wiem. Może dlatego, że jesteś w moim domu o czwartej nad ranem i ćwiczysz?
– Proste