Odwet Wysokiej Gwiazdy. Erin HunterЧитать онлайн книгу.
szeregami lśniących futerek rozległy się pomruki aprobaty.
– Pamiętaj – zawołała Stokrotkowy Ogon – że nie ma siły potężniejszej od miłości! – Gdy to mówiła, Klan Gwiazdy zaczął się rozmywać, by wzlecieć w nocne niebo, rozświetlony niczym ogon komety.
– Powinniśmy wracać do Księżycowego Kamienia – wymruczał Jastrzębie Serce do ucha Wrzosowej Gwiazdy.
Pokręciła głową.
– Nie jestem gotowa, by opuścić Klan Gwiazdy.
Kocur patrzył, jak lśniące futra blakną i się rozmywają.
– Już odeszli.
– Ale pozostał ich zapach. – Jej ogon przeciął powietrze na znak, że kocica nie ustąpi.
– W takim razie poczekam przy Ustach Matki, aż się obudzisz. – Jastrzębie Serce odwrócił się i podreptał w dół wzniesienia; jego sierść stapiała się z cieniami, aż stał się ledwo widoczny na tle wrzosów. – Klan będzie nas oczekiwać w domu – rzucił jeszcze przed odejściem.
– Nie potrwa to długo.
Wrzosowa Gwiazda patrzyła, jak medyk znika. Wciąż roztrzęsiona, zaczęła wspinać się na wzgórze. Z początku szła wolno, ale z każdym krokiem przyspieszała, gdy pod jej futrem zaczynały pulsować kolejne żywoty. Puściła się w końcu biegiem, pędziła przez czesaną wiatrem trawę, a wąsy przylgnęły jej do pyszczka. Zatrzymała się gwałtownie, gdy teren zaczął opadać. Balansując na krawędzi piaszczystego urwiska, spojrzała na lasy i łąki ciągnące się w ciemności.
Usłyszała za sobą odgłosy stąpających łap.
– Dlaczego się ociągasz? – usłyszała łagodne miauknięcie.
Odwróciła się, mrugając. Blednące futro prastarej wojowniczki lśniło przed jej oczami.
– Chciałam wdychać woń Klanu Gwiazdy jeszcze przez chwilę – wyznała. – Kim… kim jesteś?
– Jestem Lot Ćmy.
Zielone oczy kotki błyszczały. Widać było przez nią wrzosy, a jej sierść, niegdyś biała, teraz lekko świeciła – bardziej przypominała gwiazdy niż futerko. Źrenice Wrzosowej Gwiazdy się rozszerzyły.
– Lot Ćmy? – W odpowiedzi ujrzała skinienie głowy. – Byłaś pierwszą medyczką Klanu Wiatru! To ty odkryłaś Księżycowy Kamień – wyszeptała. – A teraz przyszłaś do mnie?
– Przypatrywałam się ceremonii nadania imienia. I czekałam, aż pozostali odejdą, by móc porozmawiać z tobą na osobności.
– Masz dla mnie przepowiednię? – Pazury Wrzosowej Gwiazdy wbiły się w ziemię, tak była podekscytowana.
– Nie przepowiednię. Ostrzeżenie, być może. – Głos Lotu Ćmy był niewiele silniejszy niż oddech na wietrze.
Przywódczyni Klanu Wiatru zastrzygła uszami i zbliżyła się do niej.
– Słuchaj uważnie, Wrzosowa Gwiazdo. Cokolwiek się stanie, nie wymuszaj od swego klanu lojalności.
Młoda kotka uniosła głowę, zaskoczona.
– Oczywiście, że będę jej wymagać. Zasłużyłam na to.
– Wojownicy sami muszą zdecydować, czemu i komu okazać lojalność.
– Klanowi i mnie, oto czemu i komu! – syknęła Wrzosowa Gwiazda.
– Nie możesz jednak wystawiać ich na próbę.
Wrzosowa Gwiazda się zjeżyła.
– Jestem ich przywódczynią.
Ogon Lotu Ćmy drgnął.
– Jesteś młoda. Mądrość przyjdzie wraz z doświadczeniem. Do tego czasu niech me słowa będą dla ciebie drogowskazem.
Wrzosowa Gwiazda prychnęła.
– To ja podejmuję decyzje w moim klanie.
– Oczywiście – powiedziała łagodnie Lot Ćmy. – Jednakże nie zdajesz sobie jeszcze sprawy z tego, że czasami wojownicy muszą zostawić coś, co kochają, nim zrozumieją, co naprawdę jest dla nich cenne.
– Zostawić coś, co kochają? – powtórzyła Wrzosowa Gwiazda. – Masz na myśli ich klan!
Starsza kotka tylko patrzyła na nią w milczeniu.
– Wojownicy porzucający klan zdradzają go – wyrzuciła z siebie Wrzosowa Gwiazda. – Mój klan będzie lojalny.
– Pojawi się wojownik, którego lojalność względem Klanu Wiatru się zachwieje – wyjawiła Lot Ćmy. – Kot, który będzie musiał wędrować dużo dalej niż w obrębie twego terytorium, by odkryć, gdzie naprawdę przynależy jego serce.
Wrzosowa Gwiazda się skrzywiła.
– Mówisz mi, że ktoś z mojego klanu stanie się… włóczęgą?
Lot Ćmy zamrugała. Jej oczy przypominały zielone gwiazdy.
– Pobłądzi, a ty musisz mu na to pozwolić. Nawet gdy będziesz się obawiać, że nigdy nie wróci. Tylko tak zdoła odkryć, gdzie jest jego miejsce.
Rozdział 1
– Bądź ostrożny, Wyżku!
Kociak zamarł, gdy usłyszał zaniepokojony okrzyk Bladej Ptaszyny.
– Nic mi nie będzie! – miauknął.
Spojrzał za siebie w kierunku żłobka. Od strony wejścia bił ciepły, mleczny zapach jego matki.
W legowisku z gęstego janowca Orlicowe Skrzydło uspokajała ją:
– Kaszelek i Ryjówek będą na niego uważać, obiecuję.
Wyżek zadrżał. To był dopiero jego drugi świt poza żłobkiem i łapki świerzbiły go z podekscytowania. Cienka warstewka śniegu pobieliła obóz, zamrażając kępy trawy i ściany z gęstego wrzosu. Lodowate powietrze kłuło go w nos. Nastroszył futerko.
– Wyglądasz, jakbyś sam zamieniał się w lód. – Kaszelek uderzył łapką biały czubek czarnego ogonka Wyżka.
Wyżek machnął ogonkiem, mrucząc z uciechy. Jego biały pyszczek i łapki faktycznie pomogą mu się chować w śniegu!
Ryjówek bryknął obok niego.
– Pokażmy mu Łowne Skałki!
Wyżek patrzył na swoich pobratymców. Byli starsi o trzy księżyce i dwukrotnie więksi, ale za wszelką cenę zamierzał dotrzymać im kroku.
– Myślałem, że będziemy się znów wspinać na Wysmukły Kamień – zaprotestował. – Wiem, że tym razem mi się uda.
Oczy szczypały go na mrozie i z powodu słońca odbijającego się od śniegu. Otworzył je po raz pierwszy dopiero kilka wschodów słońca temu i wciąż przyzwyczajały się do blasku dnia po opuszczeniu przytulnego półmroku żłobka.
Zamrugał, patrząc na wysoką bryłę granitu, z której – jak powiedział mu Kaszelek – Wrzosowa Gwiazda wygłaszała przemowy do klanu. Wysmukły Kamień sterczał, poszarpany i mroczny, z rozległego piaszczystego krateru, który otaczał go niczym pusta niecka.
Jar Spotkań – przypomniał sobie nazwę tego zagłębienia Wyżek.
Patrzył na jar z rozszerzonymi źrenicami. Na jego dnie Wrzosowa Gwiazda, Jastrzębie Serce i Trzcinowe Pióro stali razem przy Wysmukłym Kamieniu, a ich parujące oddechy świadczyły o prowadzonej rozmowie.
Jastrzębie Serce uniósł głowę i pochwycił spojrzenie Wyżka nad krawędzią jaru.
– Nasz