Zapisane w pamięci. Ewa PirceЧитать онлайн книгу.
się myli.
– Niestety – potwierdziła. – Naprawdę mi przykro, ale takie rzeczy się zdarzają. Zapewniam panią, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby jak najszybciej odzyskała pani swój bagaż.
– Muszę go odzyskać – jęknęłam, patrząc na nią pełnym obaw wzrokiem.
Moje oszczędności. W walizce znajdowały się nie tylko moje jedyne ubrania i kosmetyki, ale również pieniądze, które udało mi się odłożyć. Wiedziałam, że to niezbyt rozsądne posunięcie, ale kiedy je tam umieszczałam, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mój bagaż może zaginąć.
– Niestety nie jestem w stanie nic więcej dla pani zrobić – odparła przepraszającym tonem dziewczyna. – Proszę jeszcze o wypełnienie tego formularza.
Przesunęła w moją stronę kartkę.
– To normalna procedura przy zaginięciu bagażu – wyjaśniła. – I niech pani nie zapomni o wpisaniu numeru kontaktowego, pod który będziemy mogli zadzwonić, gdy już pani rzeczy się odnajdą – dodała, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco.
Odpowiedziałam szybkim skinieniem głowy. Przez ściśnięte gardło nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa. Jak mogłam być tak bezmyślna? – zganiłam się w duchu. Wzięłam dokument z biurka i skierowałam się do stojącego nieopodal stolika.
Opadłam bez sił na puste krzesło i położyłam papier na blacie. Nabrałam w płuca powietrza, po czym wypuściłam je powoli, usiłując opanować kotłujące się we mnie emocje. Gdy odzyskałam trochę kontroli, drżącymi rękoma wygładziłam leżącą przede mną kartkę i wyciągnęłam z torebki długopis.
– Zdecydowanie nie jest to dobry początek – wymamrotałam pod nosem po wypełnieniu wszystkich rubryk.
Kilka łez uciekło mi z oczu, chociaż z całych sił starałam się nad nimi zapanować. Szybko otarłam policzki wierzchem dłoni, nie kryjąc przy tym złości. Nie rycz, głupia – zbeształam się w myślach. Usiadłam prosto na krześle, odsuwając od siebie cały smutek. Nie mogłam zacząć nowego życia od wodospadu łez. W końcu nie było aż tak źle. W portfelu miałam wystarczającą sumę pieniędzy, by dostać się do Jessie.
– Dam radę – zapewniłam siebie pewniejszym głosem.
Teraz żałowałam, że kuzynka nie dostała wolnego dnia w pracy, by móc mnie odebrać z lotniska. Przeżyłam jednak dostatecznie wiele złego, aby nie przejmować się błahostkami.
Wstałam szybko, zgarniając kartkę ze stołu. W momencie, kiedy się odwróciłam, poczułam palący ból, rozprzestrzeniający się po mojej klatce piersiowej. Z gardła wyrwał mi się okrzyk zaskoczenia. Miałam wrażenie, jakby materiał sukienki wtapiał mi się w ciało. Instynktownie odciągnęłam tkaninę od rozognionej skóry.
– Cholera jasna! – krzyknął otyły mężczyzna, odskakując niezgrabnie do tyłu. – Jak łazisz, dziewucho?! Patrz, co narobiłaś! – Wskazał na swoje spodnie, jednocześnie strząsając z nich krople kawy.
– Przepraszam pana – wydusiłam łamiącym się głosem. – Bardzo mi przykro. Nie zauważyłam… – zaczęłam.
– A co mi po tym?! Jak ja wyglądam! – przerwał mi pełnym wrogości tonem.
Popatrzyłam na niego z przestrachem. Jego zabarwioną na czerwono twarz wykrzywił grymas wściekłości, na czole zebrały mu się kropelki potu, a po grubej, szaleńczo pulsującej na szyi żyły wywnioskowałam, że złość przechodzi w atak furii. Spędziłam wiele lat, obserwując wybuchy Johna, dlatego wiedziałam, co się zaraz stanie. Cała ta sytuacja przeniosła mnie z powrotem w ciemne zakamarki mojego umysłu, gdzie przyczajone zmory przeszłości tylko czekały, by wciągnąć mnie do swoich nor. Przerażenie zaczęło przejmować kontrolę nad moim ciałem. Zaczęłam dygotać, nie będąc w stanie zapanować nad mięśniami. Zalały mnie wspomnienia i uczucia, z którymi walczyłam przez ostatni rok. Odkąd uwolniłam się od Johna, wkładałam cholernie dużo wysiłku, by o nich zapomnieć. Metodą małych kroczków powoli mi się to udawało. Od kilku miesięcy nie miałam ataków paniki. Nie budziłam się w nocy zlana potem, z sercem łomoczącym w piersi obawą, że ktoś się nade mną nachyla, chcąc wyrządzić mi krzywdę. Od dawna nie stałam twarzą w twarz ze swoim demonem. Do teraz.
Byłam tak sparaliżowana strachem, że nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet słowa. Zacisnęłam mocno powieki, zbierając w sobie resztki sił.
– Proszę się nie gniewać… Zapłacę panu za wyrządzone szkody – powiedziałam drżącym głosem.
– Ależ oczywiście, że zapłacisz!
Mężczyzna warknął na mnie tak przeraźliwie, że aż się cofnęłam, niemalże fizycznie czując jego wściekłość.
Mojej uwadze nie umknęło, że wszyscy stojący w pobliżu ludzie skupili na nas ciekawskie spojrzenia. Nie byłam zaskoczona, że nikt nie podszedł, aby zainterweniować czy przerwać to przedstawienie, w którym grałam jedną z głównych ról. Zdążyłam uodpornić się na ludzką obojętność. Jednak fakt, że znalazłam się w centrum zainteresowania, wcale mi się nie podobał. Wprost przeciwnie. Czułam, jak przez wstyd i strach krew odpływa mi z twarzy. Zrobiło mi się słabo, więc instynktownie się cofnęłam, szukając oparcia. Dodatkowy lęk przypełzł, kiedy uświadomiłam sobie, że ta scena mogła sprowadzić ochronę czy, nie daj Boże, policję.
– Proszę przestać się złościć – próbowałam go uspokoić. – Jeśli poda mi pan swój adres, obiecuję, że odeślę panu pieniądze za zniszczone spodnie.
Przełknęłam nerwowo ślinę, zaciskając dłonie na krawędzi blatu stolika za mną, aby w ten sposób zapanować nad drżeniem rąk.
– Co?! – Był wzburzony. – Czy ty sobie żarty stroisz, głupia krowo?! Uważasz, że jestem idiotą i podam ci swój adres?! Kompletnie zwariowałaś! – Zrobił krok w moim kierunku. – Radzę ci po dobroci, zapłać teraz albo bardzo źle się to dla ciebie skończy – zagroził, wymachując swoją grubą ręką tuż przed moimi oczami.
Nie miałam dokąd uciec, dlatego stałam bez ruchu, próbując nie patrzeć na mężczyznę i zgromadzonych wokół nas gapiów. Byłam na skraju załamania. Usilnie walczyłam ze łzami, czułam jednak, że walka ta z góry skazana jest na porażkę.
– Dobrze – jęknęłam. – Zapłacę panu, tylko proszę się uspokoić i podać mi kwotę.
Mężczyzna w garniturze wyglądał na niezwykle zadowolonego z siebie. Posłał mi triumfalny uśmiech, wyraźnie się relaksując, po czym zmierzył mnie obleśnym spojrzeniem. Strzepnął z klapy marynarki niewidoczny pyłek i zerknął nonszalancko w bok.
– Trzysta dolarów – powiedział, przenosząc wzrok na moją twarz.
– Ile?! – Nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam.
– Trzysta dolarów – powtórzył z irytacją. – Tyle właśnie kosztują spodnie, które zniszczyłaś, niedorajdo – syknął.
– Nie mam przy sobie tak dużej sumy pieniędzy – wyjąkałam.
Facet podszedł jeszcze bliżej i chwycił mnie mocno za ramiona. Jego palce wbiły się w moje ciało. Stłumiłam jęk bólu, który próbował wyrwać mi się z ust, i odchyliłam się na tyle, na ile byłam w stanie.
– Słuchaj no – rzucił. – Nie będę tracił swojego cennego czasu, bo i tak przez twoją głupotę jestem spóźniony. Więc albo zapłacisz mi teraz, albo…
– Albo co? – przerwał mu w pół zdania niski, wibrujący głos. Nie wiedziałam do kogo należy, bo osoba, która była jego właścicielem, znajdowała się za moimi plecami.
Grubas natychmiast się cofnął, uwalniając mnie z uścisku,