Świat Zofii. Jostein GaarderЧитать онлайн книгу.
dom stał w wielkim ogrodzie. Było tu wiele rabat z kwiatami, krzewów i rozmaitych drzew owocowych, rozległy trawnik z ogrodową huśtawką i nawet nieduża altana; dziadek, ojciec ojca, zbudował ją dla babci, kiedy straciła pierwsze dziecko, które zmarło zaledwie w kilka tygodni po urodzeniu. Biedactwo miało na imię Maria. Na jej nagrobku wyryto napis: „Mała Maria do nas przybyła, przywitała się i zawróciła”.
W jednym z rogów ogrodu, z tyłu, za malinami rosły gęste zarośla, które nigdy nie wydawały ani kwiatów, ani owoców. Właściwie był to stary żywopłot oddzielający ogród od wielkiego lasu, ale ponieważ przez ostatnie dwadzieścia lat nikt go nie pielęgnował, zmienił się w nieprzebyty gąszcz. Babcia opowiadała, że w czasie wojny żywopłot utrudniał przejście lisom, przychodzącym tu na polowanie, kiedy kury chodziły wolno po ogrodzie.
Dla wszystkich, poza Zofią, stary żywopłot był równie niepotrzebny co klatki dla królików w innym miejscu ogrodu, ale nikt nie znał tajemnicy Zofii.
Odkąd mogła sięgnąć pamięcią, Zofia znała wąskie przejście w żywopłocie. Czołgając się przez nie, docierało się do wolnego miejsca otoczonego krzakami. Było tutaj jak w małej chatce. Mogła mieć pewność, że nikt jej tu nie znajdzie.
Ściskając w ręku dwie koperty, Zofia pobiegła przez ogród do żywopłotu i na czworakach przecisnęła się przez gęstwinę. Zaułek był dość duży, mogła w nim stanąć prawie wyprostowana, ale teraz wolała przysiąść na grubych korzeniach. Stąd mogła wyglądać przez małe prześwity między gałęziami i liśćmi. Choć żaden z nich nie był większy od pięciokoronówki, miała widok na cały ogród. Kiedy była mała, lubiła stąd przyglądać się, jak matka czy ojciec szukają jej między drzewami.
Zofia zawsze uważała, że ogród tworzy odrębny świat. Za każdym razem, gdy słyszała o ogrodzie Edenu w historii o stworzeniu świata, miała wrażenie, że siedzi w Zaułku i wygląda na swój mały raj.
„Skąd wziął się świat?”
Nie, Zofia nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Wiedziała, że Ziemia jest tylko maleńką planetą zawieszoną w ogromnej przestrzeni kosmosu. Ale skąd wzięła się przestrzeń kosmiczna?
Można było, rzecz jasna, założyć, że kosmos istniał od zawsze, i wówczas nie trzeba było szukać odpowiedzi, skąd się wziął. Ale czy cokolwiek mogło istnieć od zawsze? W głębi jej duszy coś gwałtownie protestowało przeciwko takiemu twierdzeniu. Wszystko, co istnieje, musiało chyba mieć jakiś początek? A więc i przestrzeń kosmiczna musiała kiedyś powstać z czegoś innego.
Ale jeśli kosmos powstał nagle z czegoś innego, to i to coś innego musiało kiedyś powstać z czegoś jeszcze innego. Zofia zrozumiała, że zepchnęła tylko cały problem na dalszy plan. W końcu coś kiedyś musiało powstać z niczego. Ale czy to możliwe? Czy nie jest to równie nieprawdopodobne, jak wyobrażenie sobie, że świat istnieje od zawsze?
W szkole uczono ją, że świat został stworzony przez Boga, i Zofia usiłowała teraz uspokoić się myślą, że ta odpowiedź jest najlepsza. Zaraz jednak znów zaczęła się zastanawiać. Chętnie zgodzi się z twierdzeniem, że to Bóg stworzył przestrzeń kosmiczną, ale co z samym Bogiem? Czy on stworzył się sam, z niczego? Znów coś w niej ostro zaprotestowało. Nawet jeśli Bóg potrafił stworzyć to czy tamto, z pewnością nie zdołałby stworzyć samego siebie, zanim miał jakiegoś „siebie”, przy pomocy którego mógł tworzyć. Pozostawała więc tylko jedna możliwość: Bóg istnieje od zawsze. Ale przecież tę możliwość odrzuciła już na początku! Wszystko, co istnieje, musi mieć jakiś początek.
– Cholera!
Jeszcze raz otworzyła obie koperty.
Kim jesteś?
Skąd wziął się świat?
Podstępne pytania! I od kogo przyszły te listy? Pozostawało to równie wielką tajemnicą.
Kto wyrwał Zofię z codzienności i zmusił do szukania rozwiązań wielkich zagadek wszechświata?
Zofia po raz trzeci poszła do skrzynki.
Dopiero teraz listonosz przyniósł codzienną porcję poczty. Zofia wyłowiła pękaty plik reklam, gazety i parę listów do matki. Zauważyła też widokówkę z egzotyczną plażą. Odwróciła kartkę i zobaczyła, że przyklejono na niej norweskie znaczki. Na stemplu widniał napis: „Batalion ONZ”. Czy to kartka od tatusia? Ale przecież on miał znajdować się w zupełnie innym miejscu, a w dodatku to wcale nie jego pismo!
Zofia poczuła, że puls uderza jej szybciej, kiedy czytała, do kogo zaadresowana jest kartka: „Hilda Møller Knag, c/o Zofia Amundsen, ul. Koniczynowa 3”… Dalej adres się zgadzał. Przeczytała kartkę:
Kochana Hildo!
Najserdeczniejsze życzenia z okazji piętnastych urodzin! Jak pewnie rozumiesz, chciałbym Ci ofiarować prezent, który pomoże Ci dorastać. Wybacz, że wysyłam kartkę do Zofii. Tak było najłatwiej.
Ucałowania
Tatuś
Zofia pędem wróciła do domu i wpadła do kuchni. Czuła, że wzbiera w niej burza.
Kim była ta Hilda, która kończyła piętnaście lat trochę ponad miesiąc przed jej piętnastymi urodzinami?
Zofia przyniosła z korytarza książkę telefoniczną. Sprawdziła. Wiele osób nosiło nazwisko Møller, było też sporo Knagów. Ale nikt w całym grubym tomie nie nazywał się Møller Knag.
Jeszcze raz zbadała tajemniczą pocztówkę. Tak, była prawdziwa, z prawdziwym znaczkiem i stemplem.
Dlaczego jakiś ojciec wysłał kartkę z życzeniami urodzinowymi pod adresem Zofii, jeśli jasne było, że przeznaczone są dla kogoś zupełnie innego? Jaki ojciec chciałby pozbawić własną córkę przyjemności z otrzymania urodzinowej kartki, wysyłając ją, ot tak sobie, gdzieś w świat? Dlaczego tak miałoby być „najłatwiej”? I przede wszystkim: w jaki sposób zdoła odnaleźć Hildę?
Zofii trafił się więc jeszcze jeden twardy orzech do zgryzienia. Spróbowała uporządkować myśli.
W ciągu kilku zaledwie popołudniowych godzin pojawiły się przed nią trzy zagadki. Pierwsza: kto wsunął dwie białe koperty do skrzynki na listy. Druga to owe trudne pytania zadane w listach. Trzecia zagadka brzmiała: kim jest Hilda Møller Knag i dlaczego Zofia otrzymała kartkę urodzinową przeznaczoną dla obcej dziewczynki.
Była przekonana, że wszystkie trzy zagadki muszą w jakiś sposób wiązać się ze sobą, bo do tego dnia wiodła całkiem zwyczajne życie.
…zdziwienie jest tą przyczyną, dla której ludzie zaczęli filozofować…
Zofia przyjęła za pewnik, że osoba, która napisała do niej trzy anonimowe listy, ponownie się z nią skontaktuje. Postanowiła na razie nikomu o nich nie wspominać.
W szkole trudniej jej było skoncentrować się na lekcjach. Uznała nagle, że nauczyciel rozprawia tylko o rzeczach nieistotnych. Dlaczego nie mówił raczej o tym, czym jest człowiek albo czym jest świat i jak powstał?
Ogarnęło ją uczucie, którego nigdy dotąd nie doznała: i w szkole, i wszędzie dookoła ludzie zajmowali się sprawami mniej lub bardziej przypadkowymi. A przecież istniały poważne, trudne problemy, których rozwikłanie było ważniejsze niż zwykłe przedmioty szkolne.
Czy ktoś w ogóle znał odpowiedź na takie pytania? Zofia w każdym razie uważała, że zastanawianie się nad nimi jest ważniejsze niż wkuwanie odmiany czasowników.
Kiedy zabrzęczał dzwonek na koniec ostatniej lekcji, tak prędko opuściła dziedziniec szkoły, że Jorunn