CHŁOPIEC Z LASU. Harlan CobenЧитать онлайн книгу.
latach nie należał raczej do klasowej śmietanki, ale ostatnio zdołał się tam z powrotem wkręcić. Prawdę mówiąc, bardzo mu się tu podobało. Popularne dzieciaki robiły niesamowite rzeczy, na przykład kiedy Crash miał ten urodzinowy jubel na Manhattanie. Jego tato wynajął czarne limuzyny, które wszystkich tam zawiozły, a samo przyjęcie odbyło się w olbrzymim lokalu zajmowanym wcześniej przez bank. Wszyscy chłopcy byli „eskortowani” przez dawne uczestniczki reality show Hot Models in Lingerie Dasha Maynarda. Za konsoletą stanął słynny telewizyjny didżej i kiedy zapowiedział: „Oto mój najlepszy przyjaciel i dzisiejszy jubilat”, Crash wjechał do środka na białym koniu, prawdziwym koniu, a zaraz po nim jego tato czerwoną teslą, którą dał synowi w prezencie.
Tego wieczoru większość młodych siedziała w „normalnym” pokoju telewizyjnym, z wiszącym na ścianie dziewięćdziesięcioośmiocalowym telewizorem Samsung 4K Ultra HD. Crash i Kyle grali na ekranie w Madden Football, a reszta paczki – Luke, Mason, Kaitlin, Ryan i oczywiście Sutton, zawsze Sutton – spoczywała na workach sako, tak wielkich, jakby jakiś olbrzym cisnął je tam wprost z nieba. Większość kolegów Matthew była na haju. Caleb i Brianna przeszli do sąsiedniego pokoju, by się bliżej poznać.
W półmroku, w bijącym od telewizora i smartfonów błękitnym blasku, twarze nastolatków były upiornie blade. Sutton pół siedziała, pół leżała po prawej stronie Matthew i co dziwne, nikt jej nie towarzyszył. Chciał wykorzystać okazję i próbował się do niej jakoś zbliżyć. Żywił do niej nieodwzajemnioną miłość od siódmej klasy – do Sutton z jej fantastyczną figurą, blond włosami, idealną cerą i oszałamiającym uśmiechem – a poza tym była wobec niego zawsze miła i sympatyczna i dobrze wiedziała, jak utrzymać kogoś takiego jak Matthew w strefie przyjaciół.
Na ekranie telewizora rozgrywający Crasha wykonał długie podanie, które zakończyło się przyłożeniem. Crash podskoczył i wykonał krótki triumfalny taniec.
– W mordę! – krzyknął do Kyle’a.
Część widzów roześmiała się bez przekonania, ale większość dalej wbijała wzrok w ekrany swoich smartfonów. Crash rozejrzał się, jakby oczekiwał bardziej entuzjastycznej reakcji. Niestety, w dalszym ciągu nie mógł na nią liczyć.
W pokoju telewizyjnym zalatywało strachem, a może desperacją.
– Chcecie coś na ząb? – zapytał Crash.
Nikt nie zareagował.
– Co z wami?
W odpowiedzi usłyszał niezdecydowane pomruki. Wcisnął guzik interkomu.
– Tak, paniczu Crash? – rozległ się kobiecy głos z meksykańskim akcentem.
– Czy możemy dostać trochę nachos i quesadillas, Rosa?
– Oczywiście, paniczu Crash.
– I możesz zrobić więcej tego domowego guacamole?
– Oczywiście, paniczu Crash.
Na ekranie rozgrywający Crasha wprowadził piłkę do gry. Luke i Mason pili piwo. Kaitlin i Ryan palili wspólnie skręta, a Darla e-papierosa, sprawdzając najnowsze aromatyczne liquidy od Juula. W pomieszczeniu, gdzie siedzieli, ojciec Crasha miał wcześniej palarnię cygar i dzięki zamontowanemu pochłaniaczowi nie czuć było, co kto pali. Kaitlin podała e-papierosa Sutton. Ta wzięła go, ale nie wsadziła do ust.
– Człowieku, jak ja uwielbiam guacamole Rosy – mruknął Kyle.
– Naprawdę?
Crash i Kyle przybili piątkę, a potem ktoś, chyba Mason, z przymusem się roześmiał. Dołączył do niego Luke, następnie Kaitlin i w końcu rechotali wszyscy oprócz Matthew i Sutton. Matthew nie wiedział, z czego się tak śmieją – z guacamole Rosy? – ale śmiech był totalnie nieautentyczny, jakby wszyscy za bardzo się starali zachować pozory normalności.
– Logowała się na apce? – zapytał Mason.
Cisza.
– Pytałem, czy…
– Nie ma nowych informacji – przerwał mu Crash. – Mam apkę, która się sama aktualizuje.
Znów zapadła cisza.
Matthew wymknął się z pokoju i wszedł do sąsiadującej piwnicy z winem. Zamknął za sobą drzwi, usiadł na beczce z napisem „Maynard Vineyards” – tak, Maynardowie mieli również własne winnice – i zadzwonił do babci.
– Matthew?
– Znaleźliście ją?
– Dlaczego szepczesz? Gdzie jesteś?
– W domu Crasha. Rozmawiałaś z matką Naomi?
– Tak.
Serce zabiło mu mocniej w piersi.
– I co powiedziała?
– Nie wie, gdzie jest jej córka.
Matthew zamknął oczy i jęknął.
– Czego nam nie mówisz, Matthew?
– To nie ma znaczenia.
– To ma znaczenie.
Nie mógł jej nic powiedzieć. Jeszcze nie.
– Zapomnij, że cię o to prosiłem, dobrze?
– Nie, wcale nie zamierzam zapomnieć.
– Zostało dziesięć sekund – rozległ się męski głos, a potem ktoś mruknął coś, czego Matthew nie zrozumiał.
– Oddzwonię – powiedziała Hester i rozłączyła się.
– Hej – usłyszał znajomy głos, kiedy odsuwał komórkę od ucha.
Obrócił się w stronę wejścia. To była Sutton. W pokoju telewizyjnym panował półmrok i wchodząc do jasnego pomieszczenia, odruchowo zmrużyła oczy.
– Hej – rzucił.
Sutton trzymała w ręce butelkę piwa.
– Chcesz się napić? – zaproponowała.
Pokręcił głową, bojąc się, że nie wypada mu pić z cudzej butelki, że Sutton nie będzie chciała się od niego zarazić czy coś w tym rodzaju. Co prawda sama z tym wystąpiła.
Rozejrzała się po piwnicy, jakby widziała ją po raz pierwszy, choć przecież zawsze była w gronie wybrańców. Zawsze.
– Co tu robisz? – zapytała.
Matthew wzruszył ramionami.
– Nie wiem.
– Jesteś dziś jakiś nieswój.
Zaskoczyło go, że Sutton zauważyła coś takiego.
Ponownie wzruszył ramionami. Kurde, czy on w ogóle wiedział, jak zagadać do dziewczyny?
– U niej wszystko w porządku – oznajmiła nagle Sutton.
Tak po prostu.
– Matthew?
– Wiesz, gdzie jest? – zapytał.
– Nie, ale… – Teraz to ona wzruszyła ramionami.
Zaćwierkał jego telefon. Matthew zerknął na wyświetlacz. Esemes od Wilde’a.
Gdzie jesteś?
U Crasha Maynarda – odpisał Matthew.
Jest tam Naomi?
Nie.
Sutton podeszła do niego bliżej.
– Trochę się o ciebie martwią – powiedziała.