The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności. Ryk BrownЧитать онлайн книгу.
niż normalnie.
Członkowie załogi, którzy bezpośrednio lub pośrednio brali udział w buncie, zostali umieszczeni oddzielnie od reszty personelu w obawie przed odwetem ze strony tych, którzy nie zgodzili się na ich działania. To właśnie oni przebywali w sześciu celach okrętu. Pozostałych dwustu pięćdziesięciu załogantów przetrzymywano w dwóch ładowniach, znajdujących się przy lewym hangarze. Taka sytuacja miała trwać, dopóki nie zostanie przygotowany transport na Corinair.
– „Aurora” do Weatherly’ego – z zestawu komunikacyjnego sierżanta rozległ się głos oficera łączności.
– Tutaj Weatherly. Kontynuuj.
– Czy wysyłają nam zmienników? – wtrącił błagalnie Raval. Był potwornie znudzony, dlatego wydawało mu się, że pobyt w zimnych pomieszczeniach aresztu trwa już całe dnie. Weatherly uciszył go gestem, a sam skoncentrował się na nadchodzącej wiadomości.
– Że co? – powiedział Weatherly i popatrzył na Ravala. – Wiesz, co to jest „system automatycznego sterowania lotem”?
– Coś, co automatycznie steruje czymś latającym? – zaproponował Raval z niezamierzonym sarkazmem.
– Masz jakiś pomysł, gdzie się to może znajdować? Chcą, żebyśmy to włączyli – odpowiedział Weatherly.
– Ja nawet nie wiem, gdzie jesteśmy – odparł Raval.
– Każdy pokład startowy ma własny system – dobiegł głos z jednej z cel.
– Kto to powiedział? – Weatherly szybko odwrócił się na fotelu. Głos dochodził z jednego z najbliższych przedziałów, znajdujących się po jego lewej stronie.
– Ja.
Weatherly wstał i podszedł do drzwi. Zobaczył mężczyznę tuż po dwudziestce, ubranego w coś, co wyglądało na mundur oficera. Aresztant powoli wstał i podszedł do sierżanta.
– Ja to powiedziałem.
– Kim jesteś? – zapytał Weatherly.
– Willard, podporucznik Michael Willard, syn Roberta Willarda z Aitkenny.
– Skąd wiesz, gdzie jest system automatycznego sterowania lotem? – Weatherly spojrzał na mężczyznę nieufnie.
– Jestem oficerem do spraw komunikacji. Zanim zostałem przydzielony na mostek, pracowałem w centrum kontroli lotów zarządzającym prawą burtą. System, którego szukasz, znajduje się w biurze kontrolera, na górze każdego pokładu startowego. Jeśli chcesz, mogę ci pokazać.
– A dlaczego miałbym ci zaufać? – zapytał Weatherly.
– To ja poddałem ten okręt. Ale najpierw przyozdobiłem przerośniętą głowę kapitana pięknym guzem.
Komentarz podporucznika Willarda wywołał stłumione śmiechy u wielu lokatorów cel. Sierżant Weatherly zauważył, że na twarzy porucznika pojawił się wyraz zadowolenia, gdy przypomniał sobie ten incydent. Przez chwilę Weatherly zastanawiał się, co kapitan „Yamaro” zrobił swojej załodze, że spowodował jej tak buntownicze zachowanie.
– I chciałbyś nam pomóc?
– Tak jest.
Weatherly zamyślił się na chwilę, po czym nacisnął przycisk komunikatora.
– „Aurora”, tu Weatherly. Dajcie mi kilka minut. Chyba możemy znaleźć rozwiązanie.
Sierżant otworzył drzwi i wypuścił więźnia z celi, po czym ponownie ją zamknął.
– Do twojej wiadomości – powiedział. – Spróbuj zrobić coś niewłaściwego, a dostaniesz kulkę.
– Zrozumiano – odpowiedział podporucznik, kierując się do wyjścia.
***
– Centrum kontroli lotów jest tuż za następnym zakrętem – powiedział Willard, unosząc skrępowane ręce, by wskazać dalszą część korytarza.
– Tam, skąd pochodzę, chętniej strzelamy do buntowników, niż wytaczamy im procesy – stwierdził sierżant Weatherly, gdy zbliżali się do narożnika.
– Och, bądź spokojny. Gdy nadarzy się okazja, jestem pewien, że kapitan de Winter zrobi co najmniej to, o czym mówisz. Jeśli oczywiście będę miał szczęście.
– To dlaczego, do diabła, tak się zachowałeś? – zapytał wciąż zdziwiony Weatherly. – Czemu chciałeś się zwrócić przeciwko swojemu kapitanowi i swojemu okrętowi?
Podporucznik Willard zatrzymał się przed wejściem do centrum kontroli lotów. Opuścił wzrok, a po chwili podniósł głowę, by spojrzeć na swojego opiekuna.
– Ponieważ nie chciałem się zwrócić przeciwko mojemu światu – stwierdził, patrząc sierżantowi prosto w oczy. – Tam na dole jest mój świat. Tam się urodziłem. Tam się wychowałem. To tam nadal mieszka moja rodzina.
Weatherly był lekko zaskoczony. O ile wiedział, ten człowiek należał do takarańskiej armii.
– Jeśli jesteś z Corinair, co w takim razie robisz na takarańskim okręcie?
– Zdecydowana większość z nas, a może nawet wszyscy, nie jest z Takary. Tylko oficerowie są Ta’Akarami. Reszta pochodzi ze światów, które zostały podbite przez takarańskie armie.
Willard wszedł do centrum kontroli lotów i przeszedł przez małe pomieszczenie, kierując się do głównej konsoli. Weatherly podążył za nim.
– Począwszy od dwudziestych urodzin, wielu młodych mężczyzn żyjących na światach kontrolowanych przez Ta’Akarów jest losowo wybieranych na służbę w cesarskiej armii.
– To nie brzmi tak źle – odpowiedział Weatherly. – Wiele państw na moim świecie nadal żąda od swoich obywateli odbycia służby wojskowej. Może nie trwa ona dziesięciu lat, ale zwykle dzięki niej osiągasz coś wartościowego, na przykład zdobywasz jakąś umiejętność lub przynajmniej zaczynasz się zajmować handlem.
– Nie w naszym przypadku – stwierdził Willard, włączając konsolę sterowania lotem. – Jeśli nam się poszczęści, po zakończeniu służby zostawiają nas na jakimś peryferyjnym świecie.
– Nie zapewniają wam transportu do domu?
– Tylko wtedy, jeśli przez przypadek znajdą się w pobliżu. Jednak większość z nas trafia do ich rodzimego świata, czyli na Takarę, albo kończy jeszcze gorzej.
– Takara to takie złe miejsce?
– Nie, jeśli jesteś z Takary. Obcy weterani nie są jednak mile widziani. Jeśli dopisze ci szczęście, znajdziesz jakąś pracę niewymagającą kwalifikacji. Po dwudziestu latach zaoszczędzisz wystarczająco dużo kredytów, żeby zarezerwować sobie powrotny lot do domu.
Weatherly powstrzymał się od dalszych komentarzy. Nie mógł sprawdzić, czy podporucznik mówi prawdę. Chociaż nie przeszedł takiego szkolenia jak jego przyjaciel Enrique, wiedział wystarczająco dużo, aby nie wierzyć we wszystko, co słyszał – zwłaszcza od żołnierza wroga.
– To powinno wystarczyć – oznajmił podporucznik Willard. – System automatycznego sterowania lotem powinien ich teraz sam naprowadzić.
Weatherly przez dłuższą chwilę przyglądał się młodemu podporucznikowi. Przeczucie podpowiadało mu, że mężczyzna mówi prawdę, ale wiedział, że to nie on powinien o tym zdecydować. To, co usłyszał, przekaże zgodnie z hierarchią dowodzenia, zaczynając od swojego przyjaciela, podporucznika Enrique Mendeza z jednostki specjalnej „Aurory”.
– Dzięki – powiedział, sięgając po swój zestaw komunikacyjny. – „Aurora”, tu Weatherly. System automatycznego sterowania lotem został włączony i działa.
***
– Prom