Nasze niebo. Sylwia KubikЧитать онлайн книгу.
Tak, ma dwóch synów, ale właściwie nie utrzymują z nim kontaktu. Co prawda ostatnio coś tam między nimi drgnęło, ale nie wiem, jak się zachowają w takiej sytuacji – odpowiedziała smutno Helena, wyjmując z lodówki kiełbasę.
– Tak czy owak trzeba ich powiadomić. Powinni wiedzieć, że ich ojciec miał wypadek, a poza tym trzeba zorganizować opiekę.
– To oczywiste... – Helena westchnęła i podeszła do stołu, aby posmarować masłem ukrojone przez Karolinę kromki. – Ale jak ich znaleźć? Wiem tylko, że jeden z nich mieszka w Malborku, koło sklepu rybnego, ale gdzie dokładnie, to nie mam pojęcia.
– Może pan Stefan ma jego numer?
– Raczej nie, bo i po co, skoro sam nie ma telefonu. A zresztą i tak by nam nie dał.
– Może ktoś ze wsi utrzymuje z nimi kontakt? – dopytywała Karolina. – Może sołtyska coś wie?
– Nie, obaj wyjechali ze wsi wiele lat temu. Sołtyska pewnie ich nawet nie kojarzy, bo są od niej ponad dwadzieścia lat starsi. Kolegów to tu chyba ci synowie też nie mają, bo nigdy nie przyjeżdżali do nikogo w odwiedziny. – Helena pokręciła głową bezradnie.
– No to niedobrze... – Karolina zagryzła wargę, myśląc intensywnie, co można zrobić w takiej sytuacji. Przyszło jej co prawda do głowy, że mogliby umieścić Stefana w Brzozowej Ostoi, ale po tym, jak zobaczyła jego zachowanie wobec pielęgniarza, zrozumiała, że to nie jest najlepszy pomysł. Musiała znaleźć jakieś inne rozwiązanie.
Dłuższą chwilę milczały, skupiając się na szykowaniu kanapek i herbaty. Kuchnię wypełniły dźwięki krojenia, smarowania i mieszania. W powietrzu unosił się zapach cebuli i czosnku, którymi Helena obficie posypała kanapki z kiełbasą i pomidorem. Wiedziała, że Stefan takie lubi najbardziej. Karolina zaparzyła dzbanek mięty i postawiła na stole, żeby dobrze naciągnęła. Z przyjemnością wdychała kojący aromat ziół. Bardzo lubiła i ich smak, i zapach.
– Mam! – zawołała po chwili z radością. – Poszukamy ich na Facebooku!
– Gdzie? – Helena popatrzyła na nią zdezorientowana.
– W internecie, pani Heleno, w internecie! – odpowiedziała z uśmiechem Karolina, zdumiona tym, że wcześniej na to nie wpadła. W dzisiejszych czasach wszelkie poszukiwania rozpoczyna się od internetu, ale spędziwszy tyle godzin w towarzystwie pani Heleny, która nawet nie miała telefonu, Karolina zapomniała o zdobyczach cywilizacji.
– I on tam będzie?
– Mam nadzieję, że ma profil. Poszukamy. Nazwisko znamy, imię też, miejscowość również, więc może się udać – stwierdziła z entuzjazmem Karolina.
– Nic nie rozumiem. – Helena popatrzyła na nią spod zmarszczonych brwi. – Jak go będziesz tam szukała?
– Dzisiaj muszę się już śpieszyć do dzieci, ale jutro po pracy przyjadę do pani i wszystko pani pokażę i wytłumaczę. Teraz zanieśmy tę kolację, bo herbata stygnie.
Karolina nalała naparu z mięty do dużego, brązowego kubka i zgodnie z poleceniem Heleny posłodziła dwoma łyżeczkami.
– Może zaniosę krzesło z kuchni, żeby było na czym postawić kubek i talerz? Tam chyba nie ma żadnego stolika – Karolina trzeźwo zauważyła.
Dom Stefana był niezwykle skromnie urządzony, aż trudno było jej uwierzyć, że można tak w tych czasach mieszkać. Musiała jednak przyznać, że ten minimalizm miał coś w sobie i pozwalał zachować ład. Od razu w głowie pojawił jej się obraz jej domu pełnego różnych niepotrzebnych przedmiotów, zabawek i ubrań. Podczas gdy oni ginęli w chaosie nadmiaru, Stefan cieszył się wzorcowym porządkiem.
– Weź, weź. Dobrze, żeby miał wszystko pod ręką – przytaknęła staruszka. – Mam do ciebie jeszcze ogromną prośbę.
– Tak? – Karolina zatrzymała się przed drzwiami sypialni.
– Ja wiem, że ty masz dużo swoich obowiązków i rano musisz przygotować i dzieci do szkoły, i siebie do pracy, ale... Czy dałabyś radę po mnie zajechać i przywieźć mnie jutro do Stefana? Mam w domu trochę słoików z bigosem i fasolką. Przywiozłabym mu je, żeby miał coś gotowego do zjedzenia. I może jakiś rosół bym ugotowała? Mam też taką dużą metalową miednicę. Mógłby się w niej myć w pokoju, bo do wanny nie da rady wejść, a przy zlewie nie ustoi. Wiem, że to kłopot, ale...
– Żaden kłopot – odpowiedziała z uśmiechem Karolina. – Naprawdę, nie ma problemu, pani Heleno. Przyjadę po panią i jak będę wracała z pracy, to panią odbiorę. Chyba że wróci pani wcześniej sama.
– Dziękuję, dziecko. Z ciebie to jest taka dobra dusza – stwierdziła wzruszona staruszka, patrząc z sympatią na swą młodą znajomą.
– Nie przesadzajmy, to drobiazg, naprawdę. – Karolina machnięciem ręki zbyła pochwały i chwyciła za krzesło. Poszła przodem, zapukała głośno i nie czekając na zaproszenie, weszła do środka. Stefan leżał z zamkniętymi oczami i w pierwszej chwili Karolina pomyślała, że śpi. Jednak mocno zaciśnięte powieki jasno pokazywały, że udaje. Ustawiła krzesło przy łóżku i postawiła kubek z herbatą. Za nią weszła Helena z talerzem kanapek.
– Stefan, nie udawaj! Wiem, że nie śpisz. Przyniosłyśmy ci kolację.
– Sam bym sobie zrobił – odpowiedział, wykrzywiając usta w grymasie bólu.
– Z pewnością – Helena pozwoliła sobie na odrobinę sarkazmu. – Teraz masz leżeć i czekać, aż noga się zrośnie – dodała, stawiając talerz na krześle przyniesionym przez Karolinę.
– To chyba prędzej śmierci się doczekam.
– Przestań marudzić! Siadaj i jedz, bo herbata stygnie – odpowiedziała, łapiąc się pod boki.
– Ale się zrobiłaś zrzędliwa. Gderasz jak wszystkie baby – burknął, zdziwiony zmianą zachowania Heleny. Do tej pory cenił ją właśnie za to, że nie wtrącała się w jego życie i nie atakowała go nadmiarem słów.
Helena wzruszyła tylko ramionami i nic nie odpowiedziała na jego zaczepkę. Karolina wyjęła z torebki zakupione leki i ułożyła je na krześle, żeby pan Stefan miał je pod ręką. Przyniosła też z kuchni dzbanek z herbatą oraz reklamówkę, którą położyła koło krzesła.
Stefan był głodny, więc kanapki szybko zniknęły. Karolina odczekała, aż zjadł, i spojrzała na niego z wahaniem. Nigdy nie wzbudzał jej sympatii, ale teraz zrobiło jej się żal tego starszego mężczyzny. Pamiętała, jak jej tata ukrywał cierpienie i walczył o samodzielność w chorobie. Często udawał, że nic mu nie dolega, żeby nie martwić bliskich. Musiała jednak powiedzieć Stefanowi o zawartości reklamówki. Czuła się niezręcznie, ale nie miała innego wyjścia w tej sytuacji.
– Ekhem. – Odkaszlnęła, aby zwrócić na siebie uwagę. – Na stoliku zostawiam leki i herbatę, więc w razie bólu będą pod ręką. Ustaliłam z panią Heleną, że jutro przed pracą przywiozę ją do pana, to zajmie się tu wszystkim, ale...
– Ale co? – zapytał jak zwykle niegrzecznie Stefan, choć w jego głosie słychać było raczej zrezygnowanie niż arogancję.
– Na razie musi pan leżeć, więc pomyślałam, że może kaczka i basen będą na dzisiejszą noc najlepszym rozwiązaniem.
– Co ty bredzisz, dziewczyno? – popatrzył na nią, marszcząc krzaczaste brwi.
– Nooo, kaczka, jak w szpitalu, taka do potrzeb fizjologicznych. I basen – odpowiedziała, wyciągając z reklamówki szpitalne akcesoria, które pożyczyła jej Monika.
– Że do tego niby mam sikać?