Mój książę. Julia QuinnЧитать онлайн книгу.
potrafił od urodzenia czarować kobiety.
Ale najwyraźniej przeceniała samą siebie. Serce biło jej jak szalone, żołądek robił fikołki, a kolana stały się niepokojąco miękkie.
– Nigel – mruknęła, próbując rozpaczliwie odwrócić uwagę od tego bezimiennego mężczyzny, który stał naprzeciw niej. – Trzeba zająć się Nigelem. – Przykucnęła i szarpnęła go delikatnie za ramię. – Nigelu? Nigelu? Musisz się już obudzić, Nigelu.
– Daphne – wydukał mężczyzna. – Och, Daphne.
Ciemnowłosa głowa nieznajomego odwróciła się gwałtownie.
– Daphne? Czy on powiedział Daphne?
Dziewczyna cofnęła się onieśmielona jego stanowczym głosem i dość natarczywym spojrzeniem.
– Tak.
– Pani ma na imię Daphne?
Teraz ona zaczęła się zastanawiać, czy nie ma do czynienia z idiotą.
– Tak.
– Nie Daphne Bridgerton – jęknął.
Skrzywiła się ze zdziwieniem.
– Ta sama.
Simon nieznacznie zatoczył się do tyłu. Poczuł fizyczny ból, gdy jego mózg przetworzył w końcu informację, że dziewczyna ma bujne kasztanowe włosy. Słynne włosy Bridgertonów. Nie mówiąc już o bridgertońskim nosie, bridgertońskich kościach policzkowych oraz… Do diaska, to była siostra Anthony’ego!
Niech to diabli!
Wśród przyjaciół obowiązują pewne zasady, właściwie przykazania, a najważniejsze z nich brzmi: „Nie będziesz pożądał siostry przyjaciela swego”.
Kiedy tak stał, gapiąc się na nią z miną bezdennego głupca, jak przypuszczał, Daphne położyła ręce na biodrach.
– A pan kim jesteś? – zażądała odpowiedzi.
– Simon Basset – mruknął.
– Ten książę? – spytała cienkim głosem.
Skinął głową z ponurą miną.
– O Boże.
Simon patrzył z narastającym przerażeniem, jak z twarzy dziewczyny odpływa krew.
– Dobry Boże, chyba pani nie zemdleje? – Nie znał powodu, dla którego miałaby to zrobić, ale Anthony, jej brat, przypominał sobie Simon, spędził prawie całe popołudnie na ostrzeganiu go przed skutkami oddziaływania młodego i nieżonatego księcia na społeczność młodych i niezamężnych kobiet. Anthony wykluczył z tej grupy akurat Daphne, która miała być wyjątkiem od reguły, a jednak dziewczyna zrobiła się blada jak ściana. – Chyba pani nie zemdleje? – spytał, kiedy jej milczenie zdawało się przedłużać.
Wyglądała na urażoną, że taka myśl w ogóle przyszła mu do głowy.
– Ależ skąd!
– To świetnie.
– Chodzi tylko o to…
– O co? – rzucił podejrzliwie.
– No więc… Ostrzegali mnie przed panem – odparła, wzruszając lekko ramionami.
Miarka się przebrała.
– Kto? – spytał.
Spojrzała na niego, jakby był durniem.
– Wszyscy.
– W to, moja d… – Raptem poczuł coś, co podejrzanie przypominało pierwsze oznaki jąkania, wziął zatem głęboki oddech, aby uspokoić język. Był mistrzem tego rodzaju samokontroli. W najgorszym wypadku Daphne pomyśli, że książę usiłuje nie stracić panowania nad sobą. A biorąc pod uwagę przebieg ich rozmowy, to wrażenie mogłoby być uzasadnione. – Moja droga panno Bridgerton – zaczął równym i opanowanym głosem – trudno mi w to uwierzyć. Ponownie wzruszyła ramionami, a Simon miał niepokojące odczucie, że dziewczyna delektuje się jego żałosnym położeniem.
– Może pan nie wierzyć – odrzekła pogodnie – ale pisano o tym w dzisiejszej gazecie.
– Co?
– W „Whistledownie” – odparła, jakby to wszystko wyjaśniało.
– W „Whistle…” czym?
Przez chwilę Daphne spoglądała na Simona tępym wzrokiem. Wreszcie przypomniała sobie, że młody książę dopiero niedawno wrócił do Londynu.
– O, pan może o tym nie wiedzieć – rzekła cicho, a jej usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu. – A to dopiero.
Książę postąpił krok do przodu, przyjmując zdecydowanie bojową postawę.
– Panno Bridgerton, powinienem chyba panią ostrzec, że jeszcze chwila, a wyduszę z pani tę informację.
– To plotkarskie piśmidło – wyjaśniła, cofając się pospiesznie o krok. – Nic wielkiego. Właściwie gazetka jest dosyć głupia, ale wszyscy ją czytają.
Simon nie odpowiedział, tylko groźnie uniósł brew.
– W poniedziałkowym wydaniu była wzmianka o pańskim powrocie – dodała szybko.
– A co… – Oczy mężczyzny zwęziły się gniewnie. – Co dokładnie… – oczy teraz zamieniły się w bryłki lodu – było tam napisane?
– Niezbyt dużo, ściśle biorąc – kluczyła Daphne. Próbowała zrobić krok do tyłu, ale jej obcasy już przyciskały się do ściany. Jeszcze trochę, a będzie musiała wspiąć się na palce. Wściekłość księcia rosła z każdą chwilą i Daphne zaczęła nabierać pewności, że musi stąd jak najszybciej uciekać, pozostawiając Hastingsa razem z Nigelem. Pasowali do siebie jak ulał: wariaci, jeden wart drugiego!
– Panno Bridgerton. – Ton jego głosu zapowiadał morze nieszczęść.
Daphne postanowiła ulitować się nad księciem. W końcu dopiero od niedawna był w mieście i nie zdążył się jeszcze przystosować do nowego świata, którego reguły dyktował „Whistledown”. Stwierdziła, że nie ma prawa winić go za ten napad wściekłości na wieść o wzmiance na swój temat. Za pierwszym razem Daphne również była zaskoczona, mimo że czytała wcześniej „Whistledowna” i wiedziała, czego się spodziewać. Nim lady Whistledown przystąpiła do obsmarowywania Daphne, dziewczyna była na to przygotowana.
– Nie musi pan się tak tym przejmować – powiedziała, usiłując nadać swemu głosowi współczujący ton, niestety, bez powodzenia. – Ta kobieta napisała po prostu, że jest pan straszliwym rozpustnikiem, czemu pan na pewno nie zaprzeczy, bo już dawno temu się przekonałam, że mężczyźni marzą o tym, żeby uważać ich za rozpustników.
Przerwała, dając mu szansę na zabranie głosu i zaprzeczenie jej słowom. On jednak tego nie zrobił.
– Później moja matka, z którą musiał pan kiedyś nawiązać znajomość przed wyprawą dookoła świata, wszystko potwierdziła.
– Czyżby?
Daphne skinęła głową.
– I zabroniła mi pokazywać się kiedykolwiek w pańskim towarzystwie.
– Doprawdy? – zapytał przeciągle.
Dziwna nuta w jego głosie oraz zamglone spojrzenie, kiedy skupiał na niej wzrok sprawiły, że Daphne poczuła się wyjątkowo skrępowana. Siłą woli zmuszała się do tego, by nie zacisnąć powiek.
Nie mogła – w żadnym wypadku – pozwolić, aby mężczyzna dowiedział się, jak wielki ma na nią wpływ.
Wargi księcia rozciągnęły się w leniwym uśmiechu.
– Proszę