Mój książę. Julia QuinnЧитать онлайн книгу.
Berbrooke mógł ją dalej niepokoić, kiedy pozostawił ich na korytarzu. Wymierzył Nigelowi solidny cios w szczękę i niewątpliwie pozbawił go przytomności na kilka dobrych minut. Może nawet na dłużej, biorąc pod uwagę ocean trunków, który Berbrooke wlał w siebie wcześniej. A choć Daphne bezsensownie okazywała serce swemu niewydarzonemu amantowi, nie byłaby tak głupia, by pozostawać na korytarzu razem z nim, dopóki się nie ocknie.
Spojrzał przez ramię w róg sali, gdzie zgromadzili się Bridgertonowie. Sprawiali wrażenie bawiących się jak sztubacy. Braci zagadywało prawie tyle samo młodych kobiet i starych matek ile Simona, ale jak zauważył, młode debiutantki nie spędzały nawet połowy tego czasu w towarzystwie Bridgertonów, który poświęciły jemu.
Rzucił w ich kierunku gniewne spojrzenie.
Anthony, który opierał się leniwie o ścianę, zauważył minę Hastingsa i z głupim uśmiechem na ustach uniósł kieliszek wina w jego kierunku. Potem przechylił lekko głowę, wskazując wzrokiem na lewo od przyjaciela. Simon odwrócił się w samą porę, by dać się pochwycić kolejnej matce, która wlokła za sobą trio córek ubranych w makabrycznie kwieciste sukienki, pełne plisek i falbanek, przyozdobionych naturalnie mnóstwem koronki.
Pomyślał o Daphne w jej prostej szarozielonej sukni. Daphne, z jej żywymi brązowymi oczami i szerokim uśmiechem…
– Wasza Wysokość! – zapiszczała matka. – Wasza Wysokość!
Simon zamrugał, żeby wyostrzyć sobie wzrok. Koronkowa rodzina zdołała otoczyć go tak szczelnie, że nie mógł nawet posłać Anthony’emu mściwego spojrzenia.
– Wasza Wysokość – powtórzyła matka – to wielki zaszczyt móc zawrzeć z panem znajomość.
Simon zdołał skinąć sztywno głową. Brakowało mu słów. Żeński klan tak na niego naciskał, że Simon obawiał się nagłej śmierci wskutek braku powietrza.
– Przysłała nas Georgiana Huxley – nie ustępowała kobieta. – Powiedziała, że koniecznie muszę przedstawić panu moje córki.
Simon nie pamiętał żadnej Georgiany Huxley, pomyślał jednak, że mógłby ją z rozkoszą udusić.
– Normalnie nie miałabym tyle śmiałości – ciągnęła – ale pański najdroższy, najdroższy papa był moim przyjacielem.
Simon zesztywniał.
– To był naprawdę wspaniały człowiek – mówiła dalej, a każde jej słowo było niczym gwóźdź wbijany w czaszkę Simona. – Człowiek świadomy swoich obowiązków względem tytułu. Na pewno był wspaniałym ojcem.
– Nic mi o tym nie wiadomo – odgryzł się Simon.
– Och! – Kobieta musiała kilka razy odchrząknąć, nim zdołała wydusić: – Rozumiem. Cóż. Mój Boże.
Simon milczał. Miał nadzieję, że jego powściągliwość ją zniechęci i kobieta sobie pójdzie. Do diabła, gdzie się podział Anthony? Samo towarzystwo tych pań, traktujących go niczym rasowego ogiera rozpłodowego, było wystarczająco okropne, a jeszcze wysłuchiwanie pochwał na temat zalet jego ojca, starego księcia…
To było zwyczajnie ponad jego siły.
– Wasza Wysokość! Wasza Wysokość!
Hastings zmusił się, by ponownie spojrzeć na stojącą przed nim damę, i przekonywał sam siebie, że powinien uzbroić się w cierpliwość. Przecież komplementowała jego ojca tylko dlatego, że jej zdaniem Simon właśnie to chciałby usłyszeć.
– Pragnę jedynie przypomnieć panu – rzekła – że zostaliśmy sobie przedstawieni wiele lat temu, gdy był pan jeszcze lordem Clyvedon.
– Tak – mruknął, rozglądając się za jakąś szczeliną w barykadzie, przez którą mógłby uciec.
– To są moje córki – oznajmiła, wskazując na trzy młode damy. Dwie były dość ładne, trzecią natomiast maskowały jeszcze dziecięcy tłuszczyk i pomarańczowa sukienka, przy której jej cera wyglądała bardzo niekorzystnie. Dziewczyna nie sprawiała wrażenia zadowolonej z balu. – Czyż nie są urocze? – ciągnęła matka. – Moja radość i duma. I jak dobrze ułożone.
Identyczne słowa Simon słyszał podczas kupowania psa. Ta myśl przyprawiła go o mdłości.
– Wasza Wysokość, pozwalam sobie przedstawić Prudencję, Philipę i Penelopę.
Dziewczęta dygnęły grzecznie, ale żadna nie miała śmiałości spojrzeć mu w oczy.
– W domu mam jeszcze jedną – mówiła dama. – Felicytę. Liczy sobie dopiero dziesięć lat, więc nie przyprowadzam jej na takie spotkania.
Simon nie miał pojęcia, dlaczego czuła potrzebę podzielenia się z nim tym szczegółem, ale postarał się nadać swemu głosowi ton grzecznego znudzenia (już dawno się przekonał, że jest to najlepszy sposób maskowania irytacji):
– A pani jest?… – zagadnął.
– Och, przepraszam najmocniej. Jestem panią Featherington, ma się rozumieć. Małżonek mój zmarł trzy lata temu, ale był najdroższym przyjacielem pańskiego, hm, papy. – Gdy przypomniała sobie reakcję Hastingsa na wspomnienie ojca, pod koniec wypowiedzi jej głos trochę się załamał.
Simon skinął lekko głową.
– Prudencja znakomicie gra na fortepianie – powiedziała pani Featherington ze sztucznym entuzjazmem.
Simon zauważył zbolały wyraz twarzy najstarszej córki i natychmiast postanowił nie uczęszczać na wieczorki muzyczne pani Featherington.
– A moja droga Philipa to zdolna akwarelistka.
Philipa się rozpromieniła.
Wówczas w Simona wstąpił jakiś diabeł, który kazał mu zapytać:
– A Penelopa?
Pani Featherington spojrzała panicznie przerażona na najmłodszą córkę, która wyglądała dość żałośnie. Dziewczyna nie była zbyt piękna, a wybrana przez matkę toaleta nie tuszowała usterek jej krągłej sylwetki. Trzeba jednak przyznać, że miała całkiem ładne oczy.
– Penelopa? – powtórzyła pani Featherington nieco piskliwym głosem. – Penelopa… Hm… No cóż… to Penelopa! – odparła, wykrzywiając usta w jawnie fałszywym uśmiechu.
Penelopa zrobiła taką minę, jakby chciała się schować pod dywan. Simon postanowił, że jeśli będzie musiał zatańczyć, poprosi właśnie ją.
– Pani Featherington – dobiegł ich ostry i władczy głos, który mógł należeć wyłącznie do lady Danbury – czyżby pani pastwiła się nad księciem?
Simon chciał odpowiedzieć twierdząco, lecz wspomnienie upokorzenia na twarzy Penelopy Featherington kazało mu wymruczeć pod nosem:
– Ależ skąd.
Lady Danbury zmarszczyła czoło, odwracając powoli twarz w jego stronę.
– Kłamczuch.
Następnie spojrzała znów na panią Featherington, która zzieleniała ze złości. Matka trzech córek nie odzywała się. Lady Danbury milczała. Wreszcie pani Featherington wymamrotała coś o pilnej wizycie u kuzynki, zgarnęła swoją gromadkę i szybko się oddaliła.
Hastings założył ręce na piersiach, ale nie mógł ukryć swego rozbawienia.
– To nie było zbyt grzeczne z pani strony – stwierdził.
– Ba. Głupi babsztyl, tak samo zresztą jak jej córuchny. Może poza tą małą brzydulą. – Lady Danbury pokręciła głową. – Gdyby tylko przystroić ją w inny kolor…
Simon próbował stłumić chichot, ale mu się to nie udało.
– Wcale