Эротические рассказы

Luz que fue sombra. Varios autoresЧитать онлайн книгу.

Luz que fue sombra - Varios autores


Скачать книгу
książkę o wodnych ogrodach, fotografie

      błotnych roślin – chciałam zapamiętać ich nazwy: knieć,

      turzyce, rdestnica pływająca –

      gdy nagle powiedziałeś: «chciałbym umrzeć

      przed tobą».

      W twoim domu na wsi, wczoraj, patrzyłam jak zasypiasz

      czytając – sen jak fala spływowa

      obszywał wiosło ciała.

      Wyjęłam ci książkę z rąk, zgasiłam światło.

      Żebro nocy

      świeciło w gałęziach

       Llamada telefónica

      quemabas ramas secas y arbustos en una hoguera,

      pude oír el crepitar del fuego en el auricular, tu silbido cuando los perros

      volvieron a arremeter contra las toperas, ahí donde ayer

      sacábamos ciruelas de entre la hierba crecida;

      se hacía de noche, el viento insuflaba aliento

      en su hocico de cachorro.

      Pegajosas ciruelas negras, nos las comimos para cenar;

      estuve hojeando un libro sobre los jardines flotantes, fotografías

      de plantas acuáticas. Quería memorizar sus nombres: carex,

      calta palustre, espiga de agua,

      cuando de repente dijiste: «me gustaría morirme

      antes que tú».

      En tu casa de campo, ayer, estuve mirando cómo te quedabas dormido

      mientras leías, el sueño como una ola menguante

      iba ciñéndose alrededor del remo del cuerpo.

      Te quité el libro de las manos, apagué la luz.

      La costilla de la noche

      brillaba entre las ramas.

      De Materia prima (Obserwator, 1999).

       Szadź

      Miłość nie ma już ust, ma tylko nasze usta.

      I słowa jak suchy szeleszczący wiatr w zamarzającym ogrodzie.

      Jak przechłodzone, pędzone wiatrem kropelki mgły

      krzepną na antenach i słupach telegraficznych,

      na odsłoniętej powierzchni

      naszych nierównych serc, gdy fala nocy

      każdym napinanym mięśniem, najpłytszym załomem

      zdradza siłę nieobjętej ciemności.

       Cencellada

      El amor ya no tiene labios, sólo tiene nuestros labios.

      Y palabras como un viento sibilante y seco en un jardín que se congela.

      Como esas pequeñas gotas de niebla enfriadas y arrastradas por el viento

      se solidifican en las antenas y en los postes del telégrafo,

      en los espacios abiertos

      de nuestros desiguales corazones cuando la ola de la noche

      con todos sus músculos tensos, con el más superficial de sus pliegues

      muestra la fuerza de una oscuridad inabarcable.

      De Monodia (Znak, 2006).

       Ciemna materia

      Ułożona w pajęcze nici przechodzi przez nasze ciała, niewidoczne

      stamtąd. Przenika kamienną formację miasta, niebo

      w zimowym bezruchu, rozświetlające

      grudniowe godziny, kiedy wybierasz mnie jak zimowy miód

      z plastra pościeli.

      Jej ukryta sieć, w której rozbłyskują galaktyki

      jest jak szkielet bezlistnego klonu, gdzie zmrożone szronem

      odbijają słońce

      kuliste gniazda srok

       Materia oscura

      Dispuesta en hilos de araña traspasa nuestros cuerpos, invisibles

      desde allí. Penetra la pétrea formación de la ciudad, el cielo

      en la inmovilidad invernal, ilumina

      las horas de diciembre en las que me extraes como miel de invierno

      del panal de la sábana.

      Su red escondida en la que resplandecen las galaxias

      es como el esqueleto de un arce sin hojas en el que escarchados

      reflejan el sol

      esféricos nidos de urracas

      Świetliste świty śmierci,

      kiedyś umierało się w domach.

      Był czas, żeby oswoić się z umieraniem,

      trochę z nim pracować, zaczynając wcześniej

      od czegoś niewielkiego – bólu pleców

      albo zerwanego ścięgna.

      Ciało po trochu odwiązuje się od życia.

      Rozgląda się, jakby przystanęło na granicy dwóch państw,

      pytając: «Do którego z nich należy ta ziemia?»

      Ma trochę czasu, zanim weźmie je na barki potężna

      [martwa fala

      nieosłoniętej nocy.

      Zanim nastaną świty bez blasku

      w ciszy opustoszałego świata, gdzie nie ma wysp

      ani mielizn i samotność

      jest już zupełna

      Luminosos amaneceres de la muerte,

      hubo una época en que se moría en las casas.

      Había tiempo para familiarizarse con la muerte,

      para practicar un poco con ella, empezar pronto

      con algo no muy grande, con un dolor de espalda

      o la rotura de un tendón.

      El cuerpo se va desatando de la vida.

      Echa un vistazo, como si se detuviera en la frontera entre dos Estados

      y preguntara: «¿A cuál de ellos pertenece esta tierra?»

      Tiene cierto tiempo antes de que una potente ola muerta de una

      [noche al descubierto

      lo cargue sobre los hombros.

      Antes de que lleguen los amaneceres sin brillo

      en el silencio de un mundo vacío en el que no hay islas

      ni bancos de arena y la soledad

      es


Скачать книгу
Яндекс.Метрика