Legion Nieśmiertelnych. Tom 5. Świat Śmierci. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
dowolny sposób. Zależnie od tego, co stanie się z każdą z grup, reszta legionu wybierze lepszą opcję.
Gdy opuszczałem odprawę, czułem, że przewraca mi się w żołądku. Wmawiałem sobie, że to nie strach, ale jak już mówiłem, kiepski ze mnie kłamca. Nawet gdy okłamuję samego siebie.
10.
Gdy zbliżaliśmy się do tej dziwnie zarośniętej planety, imperator Turov nie mogła przegapić szansy na ostatnią przemowę, póki jeszcze jej publiczność była cała i zdrowa.
Wezwano nas do sali odpraw modułu, gdzie wyświetlono naszą wspaniałą przywódczynię. Obraz musiał mieć jakieś dziewięć metrów wysokości. Ciemne oczy Turov miały ładny, migdałowy kształt, ale w takim powiększeniu wyglądały niepokojąco.
– Żołnierze – przemówiła – mam dla was wspaniały prezent: sprawiedliwość!
Obraz zmienił się i pokazywał teraz salę kontrolną „Minotaura”. Byłem tam kiedyś i niewiele się zmieniła. Siedziało w niej dwóch głównych operatorów, którzy musieli uruchomić system w tym samym czasie, by uzbroić działa. Gdy patrzyliśmy na ekran, sprawdzili ostateczne dane celownicze i unieśli kciuki do kamery drona.
– Zlokalizowaliśmy na planecie źródło emisji, które nie pasuje do naturalnych wzorców – oznajmiła Turov w tle, gdy patrzyliśmy, jak artylerzyści pracują przy swoim sprzęcie. – Wykryliśmy transmisje radiowe, ciepło i inne rodzaje energii. W tym regionie na południowym wybrzeżu centralnego kontynentu musi znajdować się ich baza.
Kamera pokazała widok zewnętrzny. Wielkie działa przesuwały się i obierały cel. Nie wyglądały, jakby celowały w planetę, ale gdy wystrzeliwuje się pociski fuzyjne na odległość milionów kilometrów, trzeba wziąć pod uwagę działanie grawitacji, która zakrzywi tor ich lotu.
– Cel obrany – ogłosiła Turov.
Na planecie zobaczyliśmy żółty okrągły celownik. Mieliśmy ostrzelać południowy brzeg największego z kontynentów. Okryty chmurami i pełen fioletowo-zielonej roślinności, kontynent stanowił znaczną połać lądu, być może wielkości Azji.
– A teraz poinformuję zbrodniczych przyjaciół o naszych intencjach. Będą świadkami swojej kary w chwili, gdy ją wymierzymy!
Na ekranie podświetlił się czerwony prostokąt z napisem „transmisja”.
– Do obcych przestępców – odezwała się Turov oficjalnym tonem. – Przybyliśmy wymierzyć temu światu sprawiedliwość. Czy o tym wiecie, czy nie, znajdujecie się w granicach Imperium Galaktycznego. Jesteśmy organem wymiaru sprawiedliwości w tej prowincji. Teraz unicestwimy was w odwecie za wasz atak na lokalny statek transportowy.
Wszyscy przyglądaliśmy się z fascynacją rozwojowi wydarzeń. Musiałem przyznać, że przemowa Turov wzmagała napięcie. Nie czułem żadnej litości wobec wroga. To była ich baza. Przy odrobinie szczęścia znajdował się tam okręt, który zabił tak wielu naszych. Zniszczymy go jednym strzałem.
– Nadajemy to ogłoszenie z użyciem każdej znanej formy komunikacji – mówiła nadal Turov do nieznanych kosmitów – łącznie z częstotliwościami Królestwa Głowonogów, jeśli jesteście z nimi sprzymierzeni. Wiedzcie, że nie kieruje nami gniew czy żądza zemsty. Stosujemy jedynie surowe prawo galaktyczne wobec istot, które…
Wtedy coś się stało, bo Turov przerwała przemowę. Obraz na ekranie, przedstawiający planetę z punktu widzenia naszych układów celowniczych, zmienił się. Zobaczyliśmy zielonkawy blask, nie tylko w jednym miejscu, ale w kilkunastu. Były to jajowate obiekty, które pojawiły się między „Minotaurem” a planetą.
– Co to jest, do cholery? – spytał na głos Carlos.
Jako jego przełożony powinienem kazać mu się zamknąć, ale nie zrobiłem tego. Byłem zbyt oszołomiony, by zrobić cokolwiek.
– Widzę, że nadaliście odpowiedź – powiedziała Turov, odzyskując rezon. – Załogo, rozpocząć działania obronne. Nie ma znaczenia, jak próbują uniknąć swojego losu.
Turov zawsze była gadatliwa. Wielokrotnie podczas naszych przygód czekałem, aż w końcu przejdzie do rzeczy. Tym razem, jak zazwyczaj, postanowiła kontynuować.
– Jak już mówiłam, podejmujemy te działania w odpowiedzi na wyrządzoną nam ogromną krzywdę. Po wykonaniu nieuniknionego wyroku musicie podporządkować się Imperium i mieć nadzieję na jego łaskę. Gdy prefekci Nairbów przybędą tu, by dopilnować, aby sprawiedliwości stało się zadość, być może ci z was, którzy przeżyją, zostaną oszczędzeni. Niczego nie obiecuję, ale przy odpowiednio uniżonych błaganiach…
Błyszczące na zielono jajowate obiekty nie próżnowały. Zamiast wisieć w przestrzeni wokół „Minotaura”, ruszyły w jego stronę. Nasze działa obrony punktowej wystrzeliły w ich kierunku pociski pośród pomarańczowych iskier. Obiekty wybuchały i płonęły, ale za nimi pojawiały się kolejne.
– Jesteśmy atakowani – powiedziała z irytacją Turov. Słychać było, że jest wkurzona, że wróg przerwał jej przemowę, która dopiero zbliżała do punktu kulminacyjnego. Gdy znów się odezwała, mówiła nieco szybciej. – Podsumowując, mówię to do tych, którzy zaraz zostaną zmiażdżeni: popełniacie błąd. Opór prowadzi do kompletnego unicestwienia. Otrzymacie teraz tę nauczkę. Artylerzyści, wystrzelić z głównych dział!
Obraz z zewnątrz okrętu zniknął pod płytami ochronnymi. Następnie odezwały się w końcu główne działa. Jako że znajdowałem się już wcześniej na pokładzie drednotów, gdy korzystały ze swojej potężnej broni, wiedziałem, że muszę się przygotować.
Pokład zatrząsł się od ogromnej energii. Wielu żołnierzy nie wiedziało, czego oczekiwać, albo zapomniało. Padli na kolana, a nawet na twarz. Stabilizatory okrętu pracowały pełną parą i ostatecznie spełniły swoje zadanie mimo kolejnych wstrząsów.
Trzęsienie jednak całkowicie nie ustało. Okręt nadal nieco drgał. Albo wystrzeliwaliśmy mniejsze pociski, albo…
– Te zielone kapsuły – powiedział Carlos, wstając – uderzają teraz w nasz kadłub!
Miał rację. Tak musiało być.
– Zamknąć hełmy! – ryknąłem do swoich zdezorientowanych żołnierzy, którzy podnosili się z pokładu. – Załadować broń!
– Słuchajcie – odezwał się w moim hełmie Graves. Połączył się z kanałem całej jednostki, więc nie musiałem przekazywać dalej jego instrukcji. – Uderzyły w nas nieznane obiekty i przyczepiły się do kadłuba. Na razie nie wiemy nic więcej, ale w razie jeśli to próba abordażu, mamy zgłosić się na zewnętrzną obręcz pokładu niebieskiego.
Obręcz była obszarem między dwoma ciężkimi kadłubami. Pomiędzy wewnętrznym kadłubem a zewnętrznym pancerzem znajdowała się pusta przestrzeń. Nie spędziłem tam zbyt dużo czasu, poza paroma treningami, ale byłem gotów na nowe doświadczenie.
– Trzymać się razem – rozkazałem. – Za mną!
Z karabinami w dłoniach ruszyliśmy ku wyjściu. Na wielkim ekranie kątem oka znów zobaczyłem Galinę Turov. Wyglądała na wściekłą i być może nawet odrobinę przestraszoną. Jej komunikat o czekającej wroga zagładzie przerwała bitwa wywołana przez przeciwnika sprytniejszego, niż się spodziewała.
Sam nie byłem z tego bardziej zadowolony niż ona. Biegnąc przez korytarze wśród migających na żółto świateł i wycia syren, zastanawiałem się, jak to wszystko się skończy. W końcu wyglądało na to, że wróg był na każdym etapie o krok przed nami. Pojawili się na niebie nad Ziemią, skradli część cennego ładunku z ziemskiego frachtowca i sprawili, że statek spadł na dwa zgromadzone na powierzchni legiony. Dziś to, co wydawało się desperacką próbą ucieczki przed naszą