Эротические рассказы

Królowa Margot. Aleksander DumasЧитать онлайн книгу.

Królowa Margot - Aleksander Dumas


Скачать книгу
spojrzawszy.

      — Czy być może? — zapytał Coconnas promieniejąc z radości.

      — Czy być może! — szepnął La Mole z bolesnym osłupieniem.

      — Tak, jak już miąłem honor panom powiedzieć — odrzekł gospodarz.

      — W takim razie — rzekł La Mole — idę do Luwru nie tracąc ani chwili. Nie wiem tylko, czy znajdę tam króla Henryka.

      — Bez wątpienia, wszakże tam mieszka.

      — I ja idę do Luwru — powiedział Coconnas. — Czy zastanę tam księcia Gwizjusza?

      — Zapewne, gdyż przed chwilą widziałem go przechodzącego tędy ze swoją szlachtą.

      — A więc pójdźmy, panie Coconnas — rzekł La Mole.

      — Służę panu — powiedział Coconnas.

      — A kolacja, panowie? — zapytał La Huriśre.

      — A!... ja może będę wieczerzał u króla Nawarry — powiedział La Mole. — A ja u księcia Gwizjusza — dodał Coconnas.

      — Ja zaś — rzekł gospodarz odprowadzając wzrokiem swych gości, którzy udali się w stronę Luwru — pójdę wyczyścić szyszak, przygotować rusznicę i wyostrzyć halabardę. Nie wiadomo bowiem, co się może wydarzyć.

      Rozdział V O Luwrze w szczególności i o cnocie w ogóle

      Rozdział V

      O Luwrze w szczególności i o cnocie w ogóle

      Coconnas i La Mole, zapytawszy pierwszego spotkanego przechodnia o drogę do Luwru, udali się, według otrzymanego objaśnienia, ulicą d'Averon, a następnie ulicą Saint-Germain-l'Auxerrois i wkrótce znaleźli się przed zamkiem, którego wieże ledwo już były widoczne w zapadającym zmroku.

      — Cóż się panu stało? — zapytał Coconnas La Mole'a, spostrzegłszy, iż ten zatrzymał się i z jakimś uszanowaniem patrzył na zwodzone mosty, wąskie okna i spiczaste wieżyczki, które się nagle przedstawiły jego oczom.

      — Dalibóg, sam nie pojmuję — odpowiedział La Mole. — Tak mocno mi serce bije... Nie jestem tchórzem, lecz nie wiem dlaczego, ten pałac wydaje mi się ponury, nawet straszny.

      — Ja zaś — powiedział Coconnas — nie mogę znowu pojąć, czemu jestem w tak wyśmienitym humorze. Wprawdzie strój mam cokolwiek niedbały — prawił rzucając oczyma na swoje podróżne ubranie — lecz to fraszka, zaniedbanie nadaje zuchwałą minę. Przy tym rozkazano mi nie tracić ani chwili. Będę więc mile widziany, bo rozkaz wykonywam akuratnie.

      I obydwaj poszli dalej, miotani odmiennymi uczuciami.

      Luwr był pilnie strzeżony; wszystkie warty podwojono. Te środki ostrożności zakłopotały nieco dwóch naszych młodzieńców. Lecz Coconnas, przypomniawszy sobie, że nazwisko księcia Gwizjuszą działa na paryżan jakby jaki talizman, przystąpił do placówki i odwołując się do tego wszechwładnego nazwiska, zapytał, czy może wejść do Luwru.

      W samej rzeczy, zdawało się, że nazwisko księcia wywarło niejaki wpływ na żołnierza, lecz tenże po chwili, zapytał przybyłego o hasło.

      Naturalnie Coconnas zmuszony był się przyznać, że hasła nie zna.

      — To idź pan precz! — zawołał 'żołnierz.

      W tym samym czasie jakiś człowiek rozmawiający z oficererri służbowym, usłyszawszy, że Coconnas prosi o pozwolenie wejścia do Luwru, przerwał rozmowę i zbliżył się ku niemu; zapytał go z wyraźnym niemieckim akcentem:

      — Czego pan chcesz od księcia Gwizjuszą?

      — Chciałbym z nim pomówić — odpowiedział Coconnas.

      — Niepodobna, książę jest teraz u króla.

      — Lecz ja otrzymałem rozkaz na piśmie, ażebym przybył do Paryża.

      — A! pan masz rozkaz na piśmie?

      — Tak jest, i przybyłem umyślnie z bardzo odległych stron.

      — A! przybyłeś pan z daleka?

      — Aż z Piemontu.

      — Topsze! topsze! To co innego. Jak się pan nazywasz?

      — Hrabia Annibal de Coconnas!

      — Bardzo topsze! Daj mi pan list, panie Annibalu.

      — Na honor, to jakiś grzeczny człowiek — pomyślał de La Mole — gdyby to i mnie udało się dostać podobnego przewodnika do króla Nawarry.

      — Dajże mi pan list — mówił dalej Niemiec, wyciągając rękę do Annibala, który stał nie wiedząc, co ma uczynić.

      — Lecz — odparł Piemontczyk z niedowierzaniem właściwym Włochom — nie wiem, czy mogę... nie mam honoru znać pana.

      — Jestem Pesme, należę do dworu księcia Gwizjusza.

      — Pesme... — powtórzył Coconnas — to nazwisko nie jest mi znane. — To jest pan de Besme — powiedział żołnierz stojący na warcie. — Jest cudzoziemcem, źle więc wymawia po francusku. Oddaj mu pan list i nic się nie obawiaj.

      — A... pan de Besme! — zawołał Coconnas. — Proszę, proszę, oto mój list. Bądź pan łaskaw darować mi, żem tego nie uczynił od razu. Lecz pan zapewne wiesz, że wierny sługa inaczej nie może...

      — Topsze, topsze — odpowiedział de Besme — nie farto się, panie, usprawiedliwiać.

      — Ponieważ pan jesteś tak grzeczny — rzekł La Mole zbliżywszy się z kolei — ośmielam się więc prosić go, czybyś nie raczył przyjąć także mego listu?

      — Jak pan się nazywasz?

      — Hrabia Lerac de La Mole.

      — Nie znam tego nazwiska.

      — Nic dziwnego, że nie mam szczęścia być panu znanym, nie jestem tutejszy i również jak hrabia de Coconnas przybyłem z daleka.

      — Skądże?

      — Z Prowansji.

      — Czy także z listem?

      — Z listem.

      — Czy do księcia Gwizjusza?

      — Nie, do Jego Królewskiej Mości króla Nawarry.

      — Nie jestem sługą króla Nawarry — odpowiedział de Besme stając się nagle oziębły — nie mogę fięc mu fręczyć pańskiego listu.

      I Besme, obróciwszy się tyłem do La Mole'a, poszedł do Luwru, dając znak hrabiemu de Coconnas, ażeby udał się za nim. La Mole pozostał sam.

      W tejże samej chwili z dalszych drzwi Luwru, nie opodal tych, w których znikli Besme i Coconnas, wyszło około stu ludzi.

      — Patrz! — powiedział stojący na warcie żołnierz do swego towarzysza — otóż i de Mouy ze swymi hugonotami. Jak się też wszyscy radują. Bez wątpienia król przyrzekł im, że zginie morderca, który się targnął na życie admirała i który zabił ojca de Mouya. Tym sposobem syn za jednym zamachem odpłaci za dwóch.

      — Słuchaj no, mój zuchu — zapytał La Mole zwracając się do żołnierza — zdaje mi się, żeś mówił, iż to jest pan de Mouy?

      — Tak.

      — I że ci panowie, co mu towarzyszą, są...

      — Heretykami. W istocie, mówiłem to.

      — Dziękuję — powiedział La Mole, nie zważając niby na ów


Скачать книгу
Яндекс.Метрика