Ekspozycja. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
fryzurę.
– Będziesz zadowolony z tego, co wrzuciłam jeszcze spod stóp Giewontu – oznajmiła.
Forst włączył uśpiony komputer i otworzywszy Safari, wszedł na portal społecznościowy.
– Jesteś zalogowana?
– Zawsze.
– Ryzykujesz, że ktoś zostawi ci gówniany prezent na ścianie.
– Lubię żyć na granicy ryzyka – odparła, poprawiając kosmyk włosów na grzywce.
Wiktor wpił wzrok w najnowszy post, jaki pojawił się na fanpage’u Szrebskiej. Szybko przekonał się, że to samo widnieje u niej na Twitterze i Instagramie.
– I jak? Sto tysięcy obserwujących moje tweety i dwa razy tyle fanów. Na Insta lepiej nie wchodź, bo popadniesz w kompleksy.
Komisarz milczał, przeglądając komentarze. Było ich ponad tysiąc, mimo że posty pojawiły się raptem dwie i pół godziny temu. Oba były apelami, na które internauci odpowiedzieli natychmiast.
– Zrobiłam mały crowdsourcing.
– Widzę – odparł Forst. – Załatwiłaś też sobie naganę Rady Etyki Mediów. Na tych zdjęciach widnieje twarz ofiary.
– Nie mów! Ale wtopa.
– I to w niezłym zbliżeniu.
– Ktoś go rozpoznał? – zapytała z uśmiechem Szrebska.
– Jeśli liczba lajków pod odpowiedzią świadczy o jej prawdziwości, to jest to nie kto inny jak Nergal ćwiczący przed następnym koncertem.
– Nie ma innych propozycji?
– Jest ich od groma.
– A jakaś poważna?
– Też się znajdzie.
Szrebska oderwała wzrok od lusterka i spojrzała na macbooka.
– A konkretniej? – dopytała.
– Według jednego z twoich fanów, który przedstawia się jako Wielki Bałamutnik, nasz nieboszczyk to wykładowca Uniwersytetu Rzeszowskiego, niejaki doktor habilitowany Marek Chalimoniuk. Mówi ci to coś?
– Nic a nic.
Forst szybko sięgnął do zasobów Google i przekonał się, że trup z Giewontu w istocie jest doktorem Chalimoniukiem. Zdjęcie nieszczęśnika widniało na stronie uniwersytetu, a obok niego zamieszczono krótką notkę biograficzną. Był wykładowcą prowadzącym zajęcia z podstaw archiwistyki współczesnej, cokolwiek to znaczyło… i czymkolwiek się różniło od archiwistyki niewspółczesnej.
– I co ty na to? – zapytał Wiktor, szperając dalej w odmętach Internetu.
– Może przez niego kilku studentów musiało pisać warunek. Wkurzyli się, dogadali ze sobą, a potem zaciągnęli go na Giewont.
– Z pewnością tak właśnie było – mruknął Forst. – Choć zgodzę się, że morderców musiało być kilku. Jednemu lub dwóm Chalimoniuk by uciekł.
– Twierdzisz, że o własnych siłach wszedł na szczyt?
– Tak. Na ciele nie było żadnych otarć. Poza tym wszystko wskazuje na to, że umarł dopiero na krzyżu.
Olga zamknęła lusterko i włączyła silnik. Gdy ruszyła w kierunku Drogi na Bystre, dieslowy opel wydał z siebie dźwięk świadczący o tym, że najwyższa pora zrobić przegląd. Kierująca najwyraźniej jednak była innego zdania. Wdusiła pedał gazu do podłogi, a astrą szarpnęło w przód.
– Dokąd jedziemy? – zapytał pasażer.
– Do Krakowa.
– Mamy w tym jakiś cel, czy zamierzamy zjeść po obwarzanku?
– Znam tam kogoś, kto orientuje się w kulturze antycznej.
– A nie masz na podorędziu kogoś, kto nie jest oddalony o sto kilometrów?
– Trudno powiedzieć – odparła, nie dostrzegając turysty, który starał się wejść na pasy. – Jestem tu od wczoraj na urlopie.
– Pozostaje ci tylko pozazdrościć.
– Zazdrość samemu sobie, bo twój urlop będzie znacznie dłuższy od mojego.
Forst musiał przyznać jej rację. Wodził wzrokiem za mijanymi ceprami, którzy już zmierzali w kierunku Wielkiej Krokwi, by stamtąd ruszyć na Giewont. Owczy pęd się zaczynał.
Czerwony opel astra przemknął przez miasto i wjechał na czterdziestkę siódemkę prowadzącą do Poronina. Na Zakopiance trwały jakieś prace, jak zawsze. Wiktor nie oczekiwał niczego innego.
Nie spodziewał się też, że otrzyma pewnego SMS-a.
Wyciągnął smartfona i spojrzał na wyświetlacz, nie dowierzając, że ma aż tyle nieodebranych połączeń. Prócz nich, w rogu ekranu widniała ikonka wiadomości tekstowej. Forst wyświetlił ją i zdębiał.
– Co jest? – zapytała Szrebska, obracając ku niemu głowę.
– Komenda się o mnie doprasza.
– Przecież cię zawiesili.
– Tak. I teraz chcieliby mnie przesłuchać.
– Mam zawrócić?
Ton jej głosu świadczył, że było to pytanie retoryczne, więc Wiktor nie odpowiedział.
– Co ci grozi, jeśli się nie stawisz?
– Nic dobrego.
Nie odrywając wzroku od drogi, wykonała ruch ręką świadczący o tym, by mówił dalej. Forst jednak przez chwilę milczał, zastanawiając się nad tym, skąd ten pośpiech. Wniosek mógł być tylko jeden – ktoś chciał uciszyć go w trybie natychmiastowym.
– Halo? – Szrebska upomniała się o uwagę.
– Myślę.
– Nie myśl, tylko odpowiadaj – odparła Olga. – Chyba że chcesz wysiąść na najbliższej stacji benzynowej.
Wiktor odchrząknął. Właściwie powinien spodziewać się tego, że dziennikarka będzie próbowała rozdawać karty. Nie miał nic przeciwko – o ile to do niego będzie należało ostatnie słowo.
– W tej chwili grozi mi postępowanie dyscyplinarne i konsekwencje natury, powiedzmy, zawodowej. Ale jeśli się nie stawię, będą mogli mnie ścigać.
– Więc mowa o konsekwencjach natury, powiedzmy, prawnej.
– Tak.
– Postawię sprawę jasno, Forst. Nie mam zamiaru pomagać kryminaliście.
– Jestem stróżem prawa.
– Jeszcze.
Skinął głową, myśląc o tym, ile czasu zajmie przełożonym załatwienie papierkowej roboty. W normalnych okolicznościach mógłby bez trudu migać się od konsekwencji przez dobry tydzień lub dwa, ale w tej sytuacji należało uznać, że ma w porywach kilka godzin.
Spojrzał na Olgę, niepewny jej reakcji. Wyłapała jego badawcze spojrzenie i się uśmiechnęła.
– Jakby się kto pytał, nie miałam pojęcia o tym SMS-ie – powiedziała. – Dopóki formalnie nie postawią ci zarzutów, w moich oczach jesteś czysty.
– Czyli nasza kopulacja jest niezagrożona.
– Nasza kopulacja jest i zawsze będzie nieistniejąca.
– Ty tak twierdzisz.
– Owszem – przyznała. – I to jedyne zdanie, które się liczy.
Rozmawiał