Ekspozycja. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
roboty drogowe przed Białym Dunajcem i Olga przyspieszyła, znów szarpiąc samochodem. Nie była mistrzem kierownicy, ale Wiktor nie miał zamiaru o tym wspominać.
– Ten twój numizmatyk jest zaufany? – odezwał się.
– Tak.
– Dobrze go znasz?
– Wystarczająco.
Forst potarł skroń, ból był nieznośny.
– Jeśli ktoś się na mnie uwziął, zapewne śledzi każdy nasz ruch – odezwał się.
– Brzmi to trochę paranoicznie.
– Raczej zapobiegliwie – zaoponował. – I na wszelki wypadek umów się z tym specjalistą w miejscu, gdzie jest dużo ludzi.
7
Spotkanie w McDonaldzie przy alei Pokoju nie było idealnym miejscem do rozwikłania zagadki z antyczną monetą, ale Szrebska uznała, że lepiej zachować przezorność, niż potem żałować. Choć nie należała do zwolenników teorii spiskowych, pośpiech przełożonych Forsta rzeczywiście był niepokojący.
Usiedli przy stoliku obok okna. Wiktor nieustannie omiatał okolicę wzrokiem – niby zblazowanym, ale czujnym. Nie zwracał na siebie uwagi, ale jednocześnie bacznie lustrował wszystkich wokół. Osobliwy gość, skwitowała w duchu.
– Wydaje ci się, że odkryjemy jakąś starożytną tajemnicę? – zapytała.
– Co?
– Wyglądasz, jakbyś tak sądził. I jakbyś oczekiwał, że zaraz zaatakują nas szafarze tej tajemnej wiedzy.
– Myślę bardziej przyziemnie – odparł. – Jacyś ludzie na mnie polują, a ja nie znam powodu. Żeby nie obudzić się z ręką w nocniku, wolałbym dostrzec ich, zanim oni dostrzegą mnie.
– Rozsądnie.
Z tego, co udało jej się dowiedzieć, rzadko tak działał. Informator twierdził, że Forst zazwyczaj był lekkomyślny i podejmował niepotrzebne ryzyko – wszystko dlatego, że nie stronił od picia. Miał odpowiednio wiele osiągnięć i stażu pracy, by zostać zastępcą komendanta, a mimo to nadal trzymano go w terenie jako szeregowego członka wydziału zabójstw.
Nie bez powodu. Alkoholików nie umieszcza się na świeczniku, a ten facet jej zdaniem do nich należał. Wprawdzie obserwowała go od kilku godzin i nie widziała, by w tym czasie coś chlapnął, ale z pewnością już się do tego przymierzał.
– Idzie – powiedziała Szrebska, dostrzegając mężczyznę, na którego czekali.
Wiktor obejrzał się i Olga dostrzegła, że jego ręka machinalnie dotknęła miejsca, gdzie powinna znajdować się kabura.
Chudy siedemdziesięciolatek nie zauważył swojej znajomej – powiódł wzrokiem wzdłuż kontuaru, a potem podszedł do niego i zamówił frytki. Kiedy się odwrócił, Szrebska uniosła rękę. Tym razem ją zobaczył i skierował się do ich stolika.
– Skąd znasz tego gościa? – zapytał Forst.
– Robił dla mnie kiedyś analizę na antenie.
– Miał być zaufany.
– Ufam mu. Pracuje na Jagiellonce.
– Nie przekonuje mnie to. Znam przynajmniej jednego wykładowcę UJ, który był niezrównoważony.
Mężczyzna z frytkami podszedł do stolika, zlustrował nieprzychylnym wzrokiem Wiktora, po czym zdawkowym skinieniem powitał Olgę. Usiadł obok niej, kładąc przed sobą tackę. Jeszcze raz spojrzał na obcego mężczyznę, po czym zjadł frytkę.
– Widzę, że profesor jest bardzo wylewny – bąknął Forst.
– Nie przybyłem tutaj na deliberacje.
Komisarz spojrzał z niedowierzaniem na swoją towarzyszkę. Szrebska wzruszyła ramionami. Przed kamerą naukowiec nadawał jak najęty i sądziła, że teraz też usta nie będą mu się zamykały. Najwyraźniej jednak wówczas przeważyło parcie na szkło.
– Moja koleżanka naświetliła panu problem? – odezwał się policjant.
– Owszem.
– I co pan sądzi?
– Muszę zobaczyć rzeczony przedmiot.
– Dostał pan MMS-a, prawda?
– Słucham?
– Wysłaliśmy panu awers i rewers monety – wtrąciła Olga. – Czego więcej pan potrzebuje?
Mężczyzna wziął kolejną frytkę, po czym wytarł koniuszki palców w serwetkę.
– Potrzebuję mieć w dłoni ów falsyfikat. Inaczej nie stwierdzę, kto jest za niego odpowiedzialny.
– W tej chwili to niemożliwe – odparła Szrebska.
– Dlaczegóż to?
– Bo ten bilon trafił do policyjnego schowka – włączył się Forst.
– W takim razie nie pomogę, pomimo najszczerszych chęci.
– Pomoże pan, pomoże – zapewnił go Wiktor. – Niech pan powie, co to za moneta?
– Tetradrachma.
Oldze nic to nie mówiło. Ponagliła starca wzrokiem, starając się uraczyć go przy tym jednym z firmowych, telewizyjnych uśmiechów.
– To równowartość czterech drachm – oznajmił profesor.
– Mniejsza z przelicznikami – odparł Forst. – Niech pan powie, co…
Naukowiec cmoknął głośno i spojrzał na Wiktora spode łba.
– Nie będę tolerować takiego zachowania – zapowiedział, jakby komisarz był jednym z jego studentów.
– Nie musi pan niczego tolerować, wystarczy, że powie nam pan to, co chcemy wiedzieć.
– Ma pan tupet.
– Nie większy, niż pana ego.
– Panowie… – zaapelowała Olga, rozkładając ręce. Spojrzała na nich jak na dwóch chłopców w piaskownicy i miała nadzieję, że tyle wystarczy. Forst pokręcił głową, a profesor westchnął ostentacyjnie.
– Mój kolega ma pewne problemy – powiedziała koncyliacyjnie do starca.
– Widzę.
Wiktor skrzywił się, ale się nie odezwał.
– A teraz proszę, panie profesorze, opowiedzieć nam o tej monecie.
W jego oczach pojawił się błysk. Zauważyła go bez trudu – widziała go już, gdy perorował na antenie NSI. Pamiętała, że tamten program dotyczył wyłącznie kultury antycznej. Przez większość czasu niemal przysypiała, podczas gdy rozmówca rozpływał się w uwielbieniu dla samego siebie.
– Nie wiem, co mogę państwu powiedzieć – zastrzegł z pozorowaną skromnością.
– Cokolwiek – odparła z uśmiechem Olga. – Zacznijmy od awersu. Co to za kolumny?
– Nie uważała pani w liceum?
– Wtedy skupiałam się na tym, by nie zawalić roku przez chemię.
Uczony spojrzał na nią spode łba.
– Cóż… – zaczął. – Ewidentnie widzimy kolumny porządku doryckiego. Wyraźnie widoczne są echinusy.
– W rzeczy samej – burknął Forst.
– Jak państwo wiedzą, styl ten był obecny w architekturze już w siódmym wieku przed naszą erą. Nie znaczy to jednak, że moneta