Deniwelacja. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
z nieznajomymi.
– Aż do tego stopnia, żeby wyłączać komórkę? To chyba przesada.
Mogła zgodzić się z Osicą, ale nie odezwała się słowem. Spojrzała na telefon, a potem spróbowała jeszcze raz. Efekt był taki jak poprzednio.
– Jeśli nie chcę z kimś rozmawiać, zazwyczaj po prostu to oznajmiam – zauważył Edmund. – Ewentualnie po prostu nie odbieram lub odrzucam. Ale…
– Nie pan jeden.
– Więc dlaczego ten człowiek zwyczajnie tego nie zrobił?
– Nie wiem.
Nie miała zamiaru snuć hipotez, gdy nie było na czym ich oprzeć. Wybrała kolejną kombinację, po czym wypróbowała pozostałe. Szybko przekonała się jednak, że jedynie numer z trójką był przypisany do abonenta.
Wymienili się z Osicą bezsilnymi spojrzeniami.
– Rozumiem, że to nie Forst odebrał? – spytał inspektor.
– Nie.
– Jest pani pewna?
– Absolutnie – zapewniła. – I jestem też pewna, że nigdy wcześniej tego głosu nie słyszałam.
Edmund wyciągnął paczkę viceroyów i otworzywszy ją, skierował w stronę Dominiki. Ta zbyła tę propozycję milczeniem.
– I on też pani nie rozpoznał? – dodał Osica z papierosem w ustach.
– Zamieniliśmy raptem dwa słowa.
– Z samego tonu może pani to wywnioskować.
– A więc wnioskuję, że nie. Nie wydawało się, że mnie zna.
Przez kilka chwil trwali w milczeniu, a Wadryś-Hansen przyglądała się smugom dymu, które wypuszczał inspektor. Wokół życie biegło normalnie, turyści przechadzali się niespiesznie Krupówkami, wodząc wzrokiem po szyldach restauracji i szukając okazji, by za jak najmniej napełnić żołądek jak najbardziej. Gdzieś z oddali dobiegało nawoływanie pracownika jednej z knajp, który zapraszał na domowe obiady.
Dominika miała wrażenie, że znajduje się w innym, surrealistycznym świecie.
Co to wszystko miało znaczyć? Pusty pokój oklejony żółtymi kartkami, numer telefonu nieznanego mężczyzny, a w dodatku koszula Forsta na jednej z ofiar?
Uznała, że najwyższa pora się z nim skontaktować. Problem stanowił jedynie Osica, którego musiała się pozbyć. Namyślała się przez moment.
Nie, inspektor nie był jedynym problemem. Nie bez powodu skasowała wszystkie SMS-y od Forsta, łącznie z tym, który dostała stosunkowo niedawno. Wiedziała, że jeśli Wiktorowi zostaną postawione zarzuty, jego bilingi staną się przedmiotem zainteresowania służb. Każdy kontakt z nim mógł okazać się dla niej tragiczny w skutkach.
Tak wyglądała jedna strona medalu. Druga sprowadzała się do tego, że w tej chwili Dominika nie miała wielkiego wyboru.
Szybko napisała SMS. Osica o nic nie pytał, najwyraźniej uznał, że kontaktuje się z kuzynką lub inną osobą opiekującą się dziećmi w Krakowie.
Wysłała wiadomość, a potem schowała telefon do torebki, jakby nigdy nic.
– Chyba pozostaje nam przepychanka z operatorem – zauważył Edmund.
– Chyba tak.
Ruszyli niespiesznie w stronę Kościuszki, oboje zdając sobie sprawę z tego, że i tak przyjdzie im jeszcze trochę poczekać w salonie. Osica tęsknie popatrzył na mijaną Stek Chałupę i Wadryś-Hansen przez moment obawiała się, że za chwilę dostanie propozycję, by coś zjedli.
Zamiast tego jednak usłyszała pytanie.
– Co może pani o nim powiedzieć?
– Słucham?
– O właścicielu numeru.
– Niewiele. Słyszał pan niemal całą rozmowę.
– W jakim był wieku?
– Trudno stwierdzić – odparła, a potem westchnęła. – Miał koło czterdziestki, może pięćdziesiątki. Raczej nie mniej.
– Uprzejmy? Opryskliwy?
– Neutralny, panie inspektorze – powiedziała z nadzieją, że skończą temat. Nie było sensu snuć teraz rozważań. Kiedy zbierze się grupa śledcza, Dominika i tak wszystko powtórzy. Choć „wszystko” w tym przypadku było niemalże synonimem słowa „nic”.
Kiedy dotarli do salonu, oboje musieli przyznać, że najwyraźniej zagalopowali się w swoim czarnowidztwie. Pracownik zapewnił, że szef regionu przekaże im wszystkie informacje, jakich potrzebują.
– To ma związek z tymi ciałami pod Giewontem, prawda? – zapytał. – I z tym przy Orkana?
Żadne nie odpowiedziało, co właściwie było potwierdzeniem, że tak w istocie jest. Tyle że ani Osica, ani Wadryś-Hansen sami nie byli co do tego przekonani.
Gdy zjawił się przełożony chłopaka, sprawa zamgliła się jeszcze bardziej. Sieć szybko ustaliła, że numer przypisany jest do karty pre-paid kupionej jakiś czas temu przez internet. Dominika podziękowała w duchu za to, że stało się to już po tym, jak wszedł w życie obowiązek rejestrowania wszystkich kart.
Ta należała do osiemnastoletniej dziewczyny z Kamienia Pomorskiego.
Prokuratura szybko ją sprawdziła.
Drugi koniec Polski. Zero powiązań z Wiktorem Forstem. Uczennica liceum ogólnokształcącego. Dobre oceny, dobre opinie nauczycieli.
To wszystko nie miało według Wadryś-Hansen żadnego sensu. Dlaczego jej numer figurował na ścianie mieszkania byłego komisarza?
Wiedziała, że musi z nią porozmawiać. Obawiała się jednak, że niełatwo będzie znaleźć odpowiedzi, których desperacko poszukiwała.
10
Uderzenie było celne i mocne, niemal jak bunker shot, wybicie piłki golfowej z piasku. Forst nie zdążył zareagować, a chwilę potem opadła go zupełna ciemność.
Kiedy otworzył oczy, uświadomił sobie, że to wszystko to nie koszmar. Naprawdę podążył drogą, której nigdy nie powinien obierać. Prześledził trop w Polsce, a potem przyleciał tutaj, do Hiszpanii, by ruszyć nim dalej.
A teraz trafił na ślepą uliczkę.
Skąd wiedzieli, kim naprawdę był?
Nikt go nie zdradził, co do tego miał pewność. I to nie dlatego, że z natury ufał ludziom – wynikało to z faktu, że w całą sprawę wtajemniczona była tylko jedna osoba. Osoba, która niczego nie zyskałaby, donosząc o jego prawdziwej tożsamości.
Powiódł wzrokiem dokoła. Znajdował się w niewielkim, niewykończonym budynku. Sprawiał wrażenie dobudówki do czegoś większego, w stanie najwyżej deweloperskim. Wiatr śmigał między pustymi oknami, ale nie chłodził, temperatura nadal była wysoka.
A może to nie z jej powodu było mu gorąco.
– Najwyższa pora – odezwał się ktoś po polsku.
Wiktor spojrzał w kierunku wyjścia z budynku. Ostre słońce zalewało część wnętrza promieniami i Forst potrzebował chwili, by zobaczyć mężczyznę. Nie znał go. Tego stojącego obok dobrze jednak zapamiętał. I przypuszczał, że wspomnienie sceny, w której zamachiwał się wilsonem, będzie w jego wspomnieniach wyraźne przez długi czas.
– Poznaj Borysa – odezwał się Bałajew, wskazując Polaka.
Wiktor splunął na bok krwią.
– Muszę?
– Obawiam