W pogoni za Harrym Winstonem. Лорен ВайсбергерЧитать онлайн книгу.
uniosła kieliszek, jakby był z ołowiu.
– Za nas – powiedziała. – Zanim nadejdzie kolejne lato, ja sprostytuuję się z połową Manhattanu, a Adriana odkryje uroki monogamii. A Leigh… coś zrobi.
– Zdrówko! – wykrzyknęła Adriana, znów przyciągając uwagę połowy restauracji. – Za nas.
Leigh bez przekonania stuknęła się z nimi kieliszkiem.
– Za nas.
Emmy nachyliła się i oświadczyła to scenicznym szeptem:
– Jesteśmy całkowicie, zdecydowanie i po królewsku popieprzone.
Adriana odrzuciła głowę do tyłu, częściowo z zadowolenia, a częściowo z przyzwyczajenia, dla efektu.
– W stu procentach jebnięte – roześmiała się.
– Czy możemy stąd wyjść, zanim zaczniemy zsuwać się po spirali wstydu, jakiej do tej pory żadna z nas nie znała? Bardzo proszę – błagała Leigh. Czerwone wino, które podał im Nicolas, zaczęło przyprawiać ją o ból głowy i wiedziała, że jest tylko kwestią czasu – właściwie minut – kiedy przyjaciółki z rozkosznie wstawionych zmienią się w hałaśliwie pijane.
Adriana i Emmy znów wymieniły spojrzenia i zachichotały.
– Daj spokój, Marcia. – Adriana wstała tanecznym ruchem, ciągnąc Leigh za rękę. – Może jeszcze nauczymy cię, jak się bawić.
Jeżeli uważasz, że jest za duży, to na niego nie zasługujesz
– Chodź do łóżka, kochanie, jest prawie pierwsza. Nie uważasz, że czas się położyć? – Russell zdjął podkoszulek i ułożył się na boku, twarzą do Leigh, opierając głowę na prawej dłoni. Lewą ręką pogładził prześcieradła, a potem lekko je poklepał. Gest ten miał być kuszący, zachęcający, ale Leigh zawsze widziała w tym swego rodzaju zagrożenie.
– Zostało mi jeszcze kilka stron. Światło ci przeszkadza? Mogę się przenieść do salonu.
Westchnął i wziął książkę, Anatomia treningu siłowego.
– Nie chodzi o światło, skarbie, świetnie o tym wiesz. Po prostu od tygodni nie zasypialiśmy razem. Tęsknię za tobą.
W pierwszym momencie pomyślała, że mówi jak jęczące uparte dziecko, w końcu chodziło o jedną z najbardziej poszukiwanych tegorocznych nowości i miało kluczowe znaczenie, by skończyła czytać maszynopis przed odbywającą się rano sesją sprzedaży. Potrzebowała ośmiu długich lat pełnej poświęcenia ciężkiej pracy, by wreszcie – wreszcie! – znaleźć się o krok od stanowiska starszego redaktora (w Brook Harris było tylko sześciu, a ona miała szansę zostać najmłodszym), natomiast Russell najwyraźniej uważał, że po roku spotkań jest uprawniony do zarządzania całym jej życiem. To nie ona zaprosiła go na noc, to nie ona zjawiła się u niego na progu w drodze z cotygodniowego pokera z trzepotem długich rzęs i całym tym: „Kochanie, po prostu musiałem się z tobą zobaczyć”.
Następna myśl: jest okropną, nieznającą uczucia wdzięczności suką, skoro w ogóle myśli w ten sposób o Russellu. Z pewnością rok temu nie była taka niezadowolona. Kiedy podszedł do niej na imprezie urządzonej przez wydawnictwo na cześć Billa Parcellsa (właśnie napisał wspomnienia z czasów, kiedy był trenerem drużyny Kowbojów), od razu go rozpoznała. Nie chodzi o to, że oglądała ESPN1 – nie oglądała – ale dość wiedziała o tym chłopięcym uśmiechu, dołeczkach i reputacji jednego z najbardziej pożądanych kawalerów na Manhattanie, żeby być szczególnie czarującą, gdy się przedstawił. Tamtego wieczoru rozmawiali całe godziny. Najpierw na przyjęciu, a potem nad piwem Amstel w tawernie Pete’a. Był szokująco szczery, mówiąc, jak bardzo ma dość nowojorskiego świata randek, jak to skończył z umawianiem się z modelkami i aktorkami i jest gotowy poznać, jak sam to określił, „prawdziwą dziewczynę”. Co oczywiście miało oznaczać, że to Leigh jest idealną kandydatką. Oczywiście pochlebiła jej ta uwaga: kto by nie chciał, żeby uganiał się za nim Russell Perrin? Miał absolutnie wszystkie cechy, które umieściła w ciągu ostatnich dziesięciu lat na listach opisujących idealnych partnerów. Pod każdym względem był dokładnie takim mężczyzną, jakiego miała nadzieję spotkać, ale nigdy nie przyszło jej do głowy, że to możliwe.
A teraz, po niemal roku związku ze wspaniałym facetem, który, tak się złożyło, był jednocześnie wrażliwy, miły, troskliwy i do szaleństwa w niej zakochany, miała uczucie, że się dusi. Wszyscy oprócz Leigh byli więcej niż pewni, że nareszcie spotkała Tego Jedynego. Dlaczego ona sama nie jest o tym przekonana? Jak na zawołanie Russell odwrócił się, spojrzał jej w oczy i powiedział:
– Leigh, skarbie, tak bardzo cię kocham.
– Też cię kocham – odpowiedziała automatycznie bez najmniejszego wahania, chociaż bezstronny obserwator – nawet osoba zupełnie obca – mógłby zakwestionować szczerość jej deklaracji. Co człowiek robi, kiedy ktoś, kogo lubi i bardzo szanuje, ktoś, kogo miało się ochotę poznać lepiej, po dwóch miesiącach całkiem zwyczajnych spotkań nagle oznajmia, że zakochał się w tobie po uszy? Każda nieuznająca konfrontacji osoba zrobiłaby to samo i powiedziała „też cię kocham”. Leigh uznała, że z czasem dorośnie do tych słów. Kiedy lepiej się poznają, będzie mogła wygłosić je z większym przekonaniem. Denerwowało ją, że rok później wciąż jeszcze na to czekała.
Zmusiła się, żeby podnieść wzrok znad kartki, i użyła słodkiego jak ulepek głosu.
– Wiem, że ostatnio wszystko wyglądało trochę szaleńczo, ale tak jest co roku. Jak w zegarku: w kalendarzu pojawia się czerwiec, wszędzie zaczyna się chaos. Obiecuję, że nie zawsze tak będzie.
Leigh wstrzymała oddech i czekała, czy Russell wybuchnie (do tej pory się to nie zdarzyło). Czekała, aż powie jej, że nie zniesie takiego protekcjonalnego traktowania i nie życzy sobie, żeby mówiła do niego rodzicielskim tonem, jakby był dzieciakiem, który właśnie wtarł w dywan masło orzechowe. Zamiast tego Russell się uśmiechnął. I to nie uśmiechem pełnym żalu czy rezygnacji, ale prawdziwym, pełnym zrozumienia i niesamowicie przepraszającym.
– Nie chcę cię naciskać, kochanie. Wiem, jak uwielbiasz swoją pracę, i chcę, żebyś mogła się nią cieszyć, póki się da. Nie spiesz się i przyjdź do łóżka, kiedy wreszcie będziesz gotowa.
– Dopóki się da? – Leigh gwałtownie uniosła głowę – Naprawdę znowu poruszasz ten temat i to o pierwszej w nocy?
– Skarbie, wcale nie. Wyraziłaś się niezwykle jasno, że na razie nie masz w planach San Francisco, ale naprawdę chciałbym, żebyś nie była taka uprzedzona. Wiesz, to byłaby niesamowita szansa.
– Dla ciebie – prychnęła Leigh obrażona jak dziecko.
– Dla nas obojga.
– Russellu, jesteśmy ze sobą niespełna rok. Uważam, że trochę za wcześnie, żeby zaczynać rozmowy o wspólnej przeprowadzce na drugi koniec kraju. – Zdenerwowanie w jej głosie zaskoczyło ich oboje.
– Kiedy się kogoś kocha, nigdy nie jest za wcześnie, Leigh – powiedział głosem pewnym i spokojnym. Ten właśnie spokój, który tak bardzo spodobał jej się na początku, potrafił ją teraz wkurzyć. Fakt, że się nie irytował, panował nad emocjami, budził w niej wątpliwości, czy w ogóle słuchał, co mówiła.
– Nie rozmawiajmy o tym teraz, dobrze? – poprosiła.
Usiadł i przesunął się na koniec łóżka, bliżej narożnika, w którym Leigh ustawiła wygodny fotel do czytania i lampę rzucającą miękkie
1
Ellen Fein, Sheri Schneider,