Эротические рассказы

Galicja 1914-1915. Ferenc MolnarЧитать онлайн книгу.

Galicja 1914-1915 - Ferenc Molnar


Скачать книгу
34 pułku w rosyjskiej Polsce. Piękna też była postawa 31 pułku. Wiem z otrzymanych meldunków, że jeden jedyny jego batalion, dowodzony przez porucznika, zdobył szturmem Przedbórz.”

      „Wasza Wysokość, jestem szczęśliwy, że głównodowodzący armii z takim uznaniem wspomina o bohaterskich walkach synów mej ojczyzny.” Arcyksiążę dalej mówi o Węgrach: „W tych dniach dostałem list od waszego ministra oświaty, gdzie mi melduje, że szkoły węgierskie zebrały mnóstwo prezentów dla żołnierzy. Proszę mi wierzyć, że wielkim wzruszeniem napawa mnie ta wielka troskliwość dzieci. Ile pracy kosztowało zebranie tego wszystkiego. I ile entuzjazmu, ile serca kryje się za taką akcją. Właśnie przekazałem panu ministrowi podziękowanie w imieniu armii”. Patrzy na mnie poważnie, z entuzjazmem: „Nie mogę przemilczeć” – mówi mocnym głosem, – „iż postawa prasy węgierskiej zasłużyła na najwyższą pochwałę. Nie mówię tego dla formy. Z największą uwagą śledzimy gazety. Mogę powiedzieć, że to, co robi prasa węgierska, jest godne najwyższego uznania. W czasie wojny kraj przeżywa ciężkie dni i właśnie w tych ciężkich dniach prasa wykazała duży hart ducha i wspaniały patriotyczny sposób myślenia. Dziękuję za to uniżenie.”

      Arcyksiążę przechodzi do sytuacji na frontach: „Nie mamy powodów do obaw z powodu Serbii. Bardzo pragnę, aby Węgry, które z nią bezpośrednio sąsiadują, patrzyły w najbliższą przyszłość z całkowitym spokojem i ufnością. Wszystko jest w toku i dołożymy wszelkich starań, by armia zasłużyła na zaufanie, jakim ją obdarzono. Warunki terenowe w Serbii są po prostu straszne. Dochodzą stamtąd meldunki o drogach dosłownie nie do przebycia i o fatalnej pogodzie. Ale nie ma takich przeszkód, których nasza zaprawiona w bojach armia wcześniej czy później nie pokonałaby”.

      I dodaje: „Co do Karpat, to rad jestem, że odsiecz (Entlastung) dla Węgier tak gładko postępuje. Właśnie dostałem dobre wiadomości z komitatów węgierskich. Mam nadzieję, że za niedługi czas ziemie węgierskie zostaną całkowicie oczyszczone z wroga. Tylko oczywiście wszystko musi się dziać mądrze, powoli, ostrożnie. Należy myśleć o wszystkim i przede wszystkim oszczędzać żołnierzy, nie tylko ich życie, ale i zdrowie. Proszę mi wierzyć, że w dzień i w nocy mam to na uwadze”.

      Doświadczywszy tak wielu trudów żołnierskich, powiedział to łagodnie, z westchnieniem, niesłychanie ciepłym głosem. „Żołnierze wiedzą o tym, Wasza Wysokość!”

      „Bardzo, bardzo chciałbym, żeby wiedzieli. Widzi pan, jedną z największych radości w moim życiu było to, jak żołnierze przyjęli wiadomość o mojej nominacji na feldmarszałka. Proszę nie brać tego za przechwałkę, gdy powiem, że zasypano mnie wtedy istnym potopem życzeń. Przemawia przeze mnie tylko wdzięczność za ich miłość. Dostałem listy z małych górskich wiosek, od prostych, biednych rodzin, niekiedy gratulacje pisane przy knajpianym stole. Piąty korpus, mój własny piąty korpus, z którym łączy mnie pamięć tylu szczęśliwych chwil, teraz ponownie dał dowód, jak bardzo jest ze mną zżyty. Pisali do mnie z okopów. W ogniu walk, w rowach strzeleckich żołnierze urządzali prawdziwe uroczystości na wieść, że ich były komendant został feldmarszałkiem armii. Czy istnieje coś piękniejszego ponad to, gdy człowiek doznaje miłość za miłość?”

      Powiedziałem: „Wasza Wysokość! Widziałem pod Limanową huzarów dźwigających wielką choinę. Wdałem się z nimi w rozmowę i wówczas powiedzieli mi, że szczególnie pięknie wystrojono drzewo, bo krążą pogłoski, że Wasza Wysokość odwiedzi ich na Boże Narodzenie.”

      „Niestety” – odpowiada – „nie mogę się stąd ruszyć. Nasza wspólna akcja z niemieckim sojusznikiem zobowiązuje mnie do stałej obecności w Kwaterze Głównej i udziału we wspólnych naradach. Gdybym posłuchał głosu serca, to na pewno bym ich odwiedził. Ale jeśli będę miał choć jeden dzień wolny, to pojadę znów na front. Proszę mi wierzyć, chętniej bym żył wśród nich, na froncie niż tutaj, w sztabie”. I dodaje: „Zadbałem o nich na Boże Narodzenie. Zaopatrzenie ich w ciepłą odzież już całkowicie zakończono i wszystko jest w największym porządku. Są naprawdę wyposażeni we wszystko, co tylko można sobie wyobrazić. Teraz jednak chodzi o gwiazdkowe prezenty wysłane z domów. Gdzie dociera kolej, tam dostaną wszystko natychmiast, punktualnie. Już dużo wcześniej wydałem odnośne rozkazy. Ale przecież wielu walczy w takich miejscach, gdzie prowadzą drogi nie do opisania. Ci będą obchodzili Wigilię w dzień lub dwa później. Ale prezenty dostaną, choćby służba transportowa musiała przezwyciężyć największe trudności. Niech każdy, kto wysłał coś żołnierzom, będzie spokojny. Podarunek dotrze do adresata”.

      Formułuje głęboko wzruszającą myśl: „Widzi pan” – mówi – „ja nie zapominam nawet o tych, którzy są wPrzemyślu, oblężeni przez Rosjan. Teraz jeszcze nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak w trakcie operacji wojennych potoczy się los Przemyśla, kiedy i co się tam wydarzy. Jedno jest natomiast pewne, prezenty gwiazdkowe od rodzinydla bohaterskich oddziałów, broniących twierdzy kazałem przechowywać w oddzielnych magazynach. Ich gwiazdka czeka zapakowana, w każdej chwili gotowa do wyjazdu. Ale już w rękach Boga jest to, kiedy ją dostaną, lecz miłość ich rodzin oraz moja ojcowska troska są tam z nimi, wbrew wszelkim pierścieniom oblężenia”.

      Jeszcze tylko jedno pełne szacunku pytanie: Czy mógłbym usłyszeć kilka słów na temat samopoczucia Najjaśniejszego Pana, Króla naszego?”

      „Miłościwy Król – Bogu dzięki – cieszy się znakomitą siłą i zdrowiem. Ogarnia swoją uwagą wszystkie szczegóły wojennych wydarzeń i z mądrym, głębokim spokojem oraz niezachwianą wiarą przyjmuje każdą wiadomość, którą otrzymuje z frontu”.

      Arcyksiążę podaje mi rękę. Składam głęboki ukłon, pięknie dziękując za audiencję. Jeszcze raz spoglądam mu w oczy, ma łagodny wzrok pełen uczucia. Potem salutując, przyjmuje ode mnie słowa pożegnania. Ma na sobie prosty szary mundur, bez ozdób, tylko na kołnierzu błyszczący złoty liść dębowy feldmarszałka. Nigdy w życiu nie zapomnę tej półgodziny. Rozmawiałem z głównodowodzącym jednej z najpotężniejszej armii świata w trakcie wielkiej wojny. I tu, na tak wysokim stanowisku, w scenerii światowych dziejów ujrzałem wierne, stare serce, zatroskane o innych.

      KRAKÓW

      Kraków, styczeń 1915

      Pod opieką kapitana Roberta Michela, autora wysmakowanych powieści, jedziemy do szóstego korpusu, do Grybowa. Jedziemy drogą okrężną, bo kapitan chce nam pokazać Kraków, miasto, które teraz odetchnęło, a które jeszcze nie tak dawno słuchało zbliżających się grzmotów, a potem, coraz bardziej oddalających się armat rosyjskich. Mamy przed sobą drugą najpotężniejszą twierdzę Monarchii, pod którą w zeszłym miesiącu, w okolicy Bochni po raz trzeci załamała się ofensywa rosyjska. Potężna warownia czuwa niewzruszenie, strzegąc granic Rosji, Niemiec i Austro-Węgier. Za lasami w ciągu dnia toczy się normalne, pulsujące życie pięknego polskiego miasta. Kto widzi corso pełne ludzi, eleganckie Polki na konnym spacerze, kawiarnie wypełnione gośćmi, publiczność śpieszącą w wieczorowych strojach do teatrów, trudno mu uwierzyć, że znajduje się w twierdzy, leżącej blisko rosyjskiej granicy, w samym epicentrum wojny. Później przeniknie do miasta nastrój wojennego życia twierdzy.

      Pierwszym zwiastunem wojny jest potworne dudnienie, od którego drżą szyby w oknach i podzwaniają szklanki na stole.


Скачать книгу
Яндекс.Метрика