Autopsja. Tess GeritsenЧитать онлайн книгу.
które z trudem opanowywali.
– Trzymaj ją! Przytrzymaj tę rękę!
Z gardła kobiety wydobył się odgłos przypominający skowyt rannego zwierzęcia. Odchyliła głowę do tyłu i dźwięk zmienił się w nieziemskie wycie, od którego Maurze zjeżyły się włosy na karku. To nie jest ludzki głos, pomyślała. Boże, kogo ja przywróciłam do świata żywych?
– Posłuchaj mnie! Słuchaj! – powiedziała stanowczo. Ujęła w dłonie głowę kobiety i spojrzała na jej twarz, na której malowało się przerażenie. – Nie dam ci zrobić krzywdy. Obiecuję. Pozwól nam sobie pomóc.
Po tych słowach kobieta się uspokoiła. Niebieskie oczy spoczęły na twarzy Maury, źrenice rozszerzyły się i wyglądały jak ogromne czarne jeziora.
Jedna z pielęgniarek próbowała ostrożnie przywiązać rękę chorej.
Nie, pomyślała Maura. Nie róbmy tego.
Kiedy pasek dotknął przegubu pacjentki, ta wyrwała dłoń, jakby została oparzona. Ręka skoczyła do góry, po czym Maura zatoczyła się do tyłu z policzkiem piekącym od uderzenia.
– Na pomoc! – krzyknęła pielęgniarka. – Wezwijcie doktora Cutlera.
Z gabinetu zabiegowego wybiegł lekarz i jeszcze jedna pielęgniarka, a Maura odsunęła się od noszy, ciągle czując ból. Zamieszanie przyciągnęło uwagę pacjentów w poczekalni. Maura widziała ich twarze za szybą, gapiące się na scenę, której nie zobaczyliby w żadnym serialu.
– Czy ma na coś alergię? – spytał doktor.
– Nie mamy jej karty zdrowia – odpowiedziała pielęgniarka.
– Co tu się dzieje? Dlaczego ona tak się awanturuje?
– Nie mamy pojęcia.
– Spróbujmy podać jej dożylnie pięć miligramów haldolu.
– Wyrwała sobie kroplówkę.
– W takim razie domięśniowo. Prędko! I trochę valium, zanim zrobi sobie krzywdę.
Kiedy igła przebijała skórę kobiety, ta znów przeraźliwie wrzasnęła.
– Czy coś o niej wiadomo? Kim ona jest? – Lekarz dopiero teraz zauważył Maurę, która stała o parę kroków od noszy. – Czy pani jest krewną?
– To ja wezwałam ambulans. Jestem doktor Isles.
– Jest pani jej lekarzem?
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo ubiegł ją jeden z lekarzy pogotowia. – Doktor Isles jest lekarzem sądowym. Odkryła tę kobietę w chłodni kostnicy.
Lekarz spojrzał na Maurę.
– Pani sobie żartuje.
– Weszłam przypadkiem do chłodni i zauważyłam, że się poruszyła.
Doktor roześmiał się z niedowierzaniem.
– Kto stwierdził, że nie żyje?
– Przywiozła ją służba ratownicza z Weymouth.
Popatrzył na pacjentkę.
– Trudno uznać ją za nieżywą.
– Doktorze Cutler, sala numer dwa jest wolna – zawołała pielęgniarka. – Możemy ją tam przenieść.
Maura szła obok wózka, kiedy kobietę przewożono do sali zabiegowej. Haldol i valium zaczynały działać i pacjentka powoli przestawała się szamotać. Pielęgniarki pobrały jej krew i podłączyły na nowo do EKG. Na monitorze ukazał się rytm serca.
– Proszę mi teraz opowiedzieć o niej coś więcej, doktor Isles – rzekł lekarz, świecąc latarką w źrenice kobiety.
Maura otworzyła kopertę z kserokopiami dokumentów, które przyszły wraz z ciałem.
– Wiem tylko to, co jest w tych papierach – odpowiedziała. – O ósmej rano służba ratownicza w Weymouth odebrała telefon z jachtklubu „Sunrise”, gdzie żeglarze natknęli się na pływające w zatoce Hingham ciało. Kiedy wydobyto kobietę z wody nie oddychała i nie można było wyczuć pulsu. Nie znaleziono przy niej żadnych dokumentów. Wezwano detektywa z policji, który orzekł, że był to najprawdopodobniej wypadek. W południe została przywieziona do kostnicy.
– I nikt w biurze lekarza sądowego nie zauważył, że żyje?
– Przywieziono ją, kiedy zajmowaliśmy się innymi przypadkami. Na autostradzie była kraksa, a do tego mieliśmy zaległości z poprzedniej nocy.
– Teraz dochodzi dziewiąta. Nikt przez ten czas nie zbadał tej kobiety?
– Umarłym się nie spieszy.
– Więc po prostu wędrują do chłodni?
– Potem bierzemy ich na stół.
– Co by było, gdyby pani nie usłyszała, że się rusza? – Lekarz odwrócił się, by na nią spojrzeć. – Czy to znaczy, że zostałaby tam aż do następnego ranka?
Maura poczuła, że się rumieni.
– Tak – przyznała.
– Doktorze Cutler, na OIOM-ie jest wolne łóżko – wtrąciła się pielęgniarka. – Chce pan ją tam położyć?
Lekarz skinął głową.
– Nie wiemy, jakie środki zażyła, więc chcę, żeby była monitorowana. – Spojrzał na pacjentkę, która teraz miała zamknięte oczy. Jej wargi poruszały się bezgłośnie, jakby w niemej modlitwie. – Biedaczka już raz umarła. Nie pozwólmy, żeby to się powtórzyło.
Nim Maura zdążyła przekręcić klucz w zamku, usłyszała dzwoniący telefon. Szamocząc się z kluczami, otworzyła drzwi i pobiegła do salonu, lecz telefon ucichł. Dzwoniący nie zostawił wiadomości. Przejrzała listę połączeń na wyświetlaczu, ale ostatnie nazwisko nic jej nie mówiło: ZOE FOSSEY. Czyżby pomyłka?
Nie będę się tym martwiła, pomyślała i ruszyła w stronę kuchni.
Teraz zadzwoniła jej komórka. Wygrzebała ją z torebki i zobaczyła na ekraniku, że dzwoni jej kolega, doktor Abe Bristol.
– Halo, Abe?
– Mauro, opowiedz mi, co się dziś wieczorem zdarzyło na pogotowiu?
– Skąd wiesz?
– Miałem już trzy telefony. Dzwonili z „Globe”, z „Heralda” i z telewizji.
– Czego chcieli?
– Pytali o trupa, który zmartwychwstał. Podobno trafił do centrum medycznego. Nie miałem pojęcia, o czym mówią.
– Chryste, jak to się stało, że prasa tak prędko to wywęszyła?
– Więc to prawda?
– Chciałam do ciebie zadzwonić… – Urwała. Telefon w salonie znów się odezwał. – Mam drugi telefon. Mogę zadzwonić później, Abe?
– Jeśli przyrzekniesz, że wszystko mi opowiesz.
Pobiegła do salonu i podniosła słuchawkę.
– Doktor Isles, słucham.
– Mówi Zoe Fossey z redakcji wiadomości Kanału Szóstego. Czy zechciałaby pani skomentować…
– Dochodzi dziesiąta – przerwała jej Maura – a to mój prywatny numer. Jeśli chce pani ze mną porozmawiać, proszę zadzwonić do mojego biura w godzinach pracy.
– Podobno znalazła pani dziś w kostnicy żywą kobietę.
– Nie mam nic do powiedzenia.
– Mamy