Autopsja. Tess GeritsenЧитать онлайн книгу.
odwiesiła słuchawkę.
Niemal natychmiast telefon znów zadzwonił. Na wyświetlaczu pojawił się inny numer.
Podniosła słuchawkę.
– Doktor Isles.
– Mówi Dave Rossen z Associated Press. Przepraszam, że zakłócam pani spokój, ale dostaliśmy informację, że młoda kobieta, którą przywieziono do biura lekarza sądowego w worku na zwłoki, ożyła. Czy to prawda?
– Skąd wyście się o tym dowiedzieli? To już drugi telefon w tej sprawie.
– Myślę, że będzie ich pani miała znacznie więcej.
– Jak brzmiała ta informacja?
– Że została przywieziona dziś po południu przez służbę ratowniczą z Weymouth i że to pani odkryła, że żyje i wezwała ambulans. Rozmawiałem już ze szpitalem, gdzie określono jej stan jako poważny, lecz stabilny. Czy tak jest w istocie?
– Owszem, ale…
– Czy rzeczywiście była w worku na zwłoki, kiedy pani ją znalazła? Była w nim zamknięta?
– Robicie z tego sensację.
– Czy ktoś z waszego biura bada rutynowo przywożone do was zwłoki? Dla pewności, że są rzeczywiście zwłokami?
– Jutro rano wydam oświadczenie w tej sprawie. Dobranoc.
Odłożyła słuchawkę. Nim telefon zdążył ponownie się odezwać, wyjęła wtyczkę z gniazdka. To jedyny sposób, żeby mieć parę godzin snu. Patrząc na milczący telefon, zastanawiała się jakim sposobem wieść tak szybko się rozeszła.
Uzmysłowiła sobie, że na pogotowiu było mnóstwo świadków: urzędnicy, pielęgniarki, sprzątaczki, pacjenci, którzy gapili się przez szybę. Każde z nich mogło złapać za telefon. Wystarczyła jedna rozmowa, żeby wieść się rozniosła. Nic nie rozchodzi się tak szybko, jak makabryczna plotka. Następny dzień będzie ciężką próbą, więc lepiej się do tego przygotować.
Zatelefonowała z komórki do Abe’a.
– Mamy kłopot – powiedziała.
– Domyślam się.
– Nie rozmawiaj z prasą. Rano wydam oświadczenie. Wyłączyłam na noc telefon, więc jeśli będziesz chciał się ze mną skontaktować, dzwoń na komórkę.
– Dasz sobie z tym wszystkim radę?
– Nikt nie może mnie zastąpić. To ja ją znalazłam.
– Zdajesz sobie sprawę, że to będzie sensacja na cały kraj?
– AP już do mnie dzwoniło.
– O Boże. Rozmawiałaś już z Biurem Bezpieczeństwa Publicznego? To oni będą z urzędu prowadzili śledztwo w tej sprawie.
– Myślę, że mój następny telefon będzie właśnie do nich.
– Chcesz, żebym ci pomógł w przygotowaniu oświadczenia?
– Potrzebuję trochę czasu. Mogę się jutro spóźnić. Daj im odpór, dopóki się nie zjawię.
– Możemy się spodziewać sprawy sądowej.
– Jesteśmy niewinni. Nie popełniliśmy żadnego błędu.
– To nieważne. Bądźmy na to przygotowani.
Rozdział trzeci
– Czy przysięgasz, że świadectwo, które przedstawisz sądowi w rozpatrywanej sprawie będzie prawdą, całą prawdą i tylko prawdą, niech tak ci dopomoże Bóg?
– Przysięgam – odpowiedziała Jane Rizzoli.
– Dziękuję. Proszę usiąść.
Siadając ciężko na krześle dla świadka, Jane czuła na sobie oczy wszystkich obecnych na sali sądowej. Patrzyli na nią od chwili, gdy wtoczyła się ze spuchniętymi kostkami i wydętym brzuchem pod obszerną ciążową suknią. Wierciła się na krześle, próbując przyjąć wygodną pozycję, starając się wyglądać autorytatywnie, lecz w sali było gorąco i czuła, że na jej czole zbierają się krople potu. Spocony, zdenerwowany, ciężarny glina. Czy taki osobnik może budzić respekt?
Gary Spurlock, zastępca prokuratora okręgowego hrabstwa Suffolk, wstał, by rozpocząć przesłuchanie świadka. Jane wiedziała, że jest spokojnym, metodycznym prokuratorem i nie bała się pierwszej rundy pytań. Patrzyła prosto na niego, unikając nawet przelotnego spojrzenia na oskarżonego, Billy’ego Wayne’a Rollo, który garbił się obok swojej adwokatki, gapiąc się na Jane. Wiedziała, że Rollo próbuje ją zastraszyć groźnym spojrzeniem. Zezłościć i wytrącić z równowagi. Był podobny do wielu dupków, z którymi miała do czynienia, i taki wzrok nie był dla niej niczym nowym. Ostatnia deska ratunku przegranego faceta.
– Zechce pani podać sądowi imię i przeliterować nazwisko? – powiedział Spurlock.
– Detektyw Jane Rizzoli. R-I-Z-Z-O-L-I.
– Czym się pani zajmuje?
– Jestem detektywem w wydziale zabójstw bostońskiej policji.
– Czy może nam pani opowiedzieć o swoim wykształceniu i przeszłości?
Od twardego oparcia zaczęły boleć ją plecy, więc znów poprawiła się na krześle.
– Uzyskałam stopień magistra na wydziale prawa kryminalnego w Massachusetts Bay Community College. Po przeszkoleniu w Bostońskiej Akademii Policyjnej zostałam policjantką rewirową w Back Bay i w Dorchester. – Skrzywiła się, czując w brzuchu mocne kopnięcie dziecka. Uspokój się. Mama zeznaje w sądzie. Spurlock czekał na dalszy ciąg odpowiedzi, więc mówiła dalej: – Przez dwa lata pracowałam jako detektyw do spraw narkotyków i prostytucji. Następnie, dwa i pół roku temu, zostałam przeniesiona do wydziału zabójstw, gdzie pracuję do tej pory.
– Dziękuję, pani detektyw. Zapytam panią teraz o wypadki w dniu trzeciego lutego bieżącego roku. Zgodnie z zakresem swoich obowiązków odwiedziła pani w tym dniu rezydencję w Roxbury, prawda?
– Tak, proszę pana.
– Czy owa rezydencja mieści się pod adresem: Czterdzieści dwa osiemset Malcolm X Boulevard?
– Tak. To apartamentowiec.
– Proszę nam opowiedzieć o tych odwiedzinach.
– Około drugiej trzydzieści Barry Frost, mój partner, i ja udaliśmy się pod ten adres, by przesłuchać lokatora w mieszkaniu dwa B.
– Na jakiej podstawie?
– W związku ze śledztwem w sprawie zabójstwa. Lokator mieszkania był znajomym ofiary.
– A zatem nie był – on lub ona – podejrzanym w tej konkretnej sprawie?
– Nie, proszę pana.
– I co się potem stało?
– Zapukaliśmy do mieszkania dwa B, gdy nagle usłyszeliśmy krzyk kobiety. Pochodził z mieszkania dwa E, w głębi korytarza.
– Może pani opisać ten krzyk?
– Brzmiał jak krzyk rozpaczy lub strachu. Usłyszeliśmy kilka głośnych stuknięć, jakby przewracanych mebli, albo uderzania ciała o podłogę.
– Sprzeciw! – Obrończyni, wysoka blondynka, zerwała się z miejsca. – To jest przypuszczenie. Świadka nie było w mieszkaniu, żeby mógł to widzieć.
– Podtrzymany – rzekł sędzia. – Pani detektyw Rizzoli, proszę się powstrzymać od oceny zdarzeń, których nie była pani świadkiem.
Nawet