Listy zza grobu. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
Uznał, że właściwie trudno o lepsze życie – miał wszystko, czego potrzebował do szczęścia, i jak tylko załatwi kilka spraw, nie będzie musiał się niczym przejmować.
Od jutra zacznie pracę w szpitalu, będzie miał do dyspozycji nowo stworzone laboratorium, całkiem przyzwoite zarobki i pewnie niejakie uznanie personelu. W całym województwie było raptem kilkunastu patomorfologów, co i tak stanowiło dość chlubny wynik w skali kraju.
Przyjęto go właściwie od razu – i to nie tylko dlatego, że dyrektor SPZOZ-u dobrze znał jego ojca. Seweryn zgromadził w CV dostatecznie dużo dobrze brzmiących rzeczy, by nie musiał martwić się o przyszłość zawodową.
Zmienił zdanie, kiedy chwilę po tym, jak położył dziewczynki do łóżka, zadzwonił do niego dyrektor szpitala. Wieczorny telefon w przededniu rozpoczęcia pracy nie mógł świadczyć o niczym dobrym.
– Seweryn… – zaczął rozmówca, jakby miał zamiar postawić diagnozę o nieuleczalnej chorobie. Samo w sobie niewiele to znaczyło, Wiesław Kalamus bowiem zawsze używał tego samego tonu. – Mam pewien problem.
– W tym wieku powinien mieć pan znacznie więcej – odparł Zaorski. – Co najmniej przerost prostaty, nadciśnienie tętnicze i jakieś choroby zwyrodnieniowe stawów.
Kalamus milczał.
– Nie ma się czego wstydzić – dodał Seweryn. – Mnie też od jakiegoś czasu jakoś inaczej się wypęcherza.
– Co proszę?
– Tak mówią moje córki. Zwykłe „siku” czasem im się nudzi, a „strzelania z lasera” od razu zakazałem. Nie mam pojęcia, gdzie to usłyszały. Na pewno nie ode mnie.
Zaorski otworzył lodówkę, przebiegł wzrokiem po butelkach piwa, po czym uznał, że otworzy któreś za moment, jak tylko upora się z dyrektorem.
– Więc jaki to problem? – rzucił. – Jeśli z erekcją, naprawdę nie potrzebuję o tym wiedzieć. Podobne rzeczy chodzą za mną od rana i czuję, że kiedyś mnie dopadną.
Wiesław nie odpowiadał, więc należało uznać, że nawet temu człowiekowi o anielskiej cierpliwości w końcu musiało jej zabraknąć.
– Halo? – zapytał Zaorski, zamykając lodówkę.
– Mam problem z tobą, Seweryn.
– To jest nas dwóch.
Zaorski usiadł przy stole i przesunął ręką po jasnym blacie. Nosił jeszcze ślady porannego ekspresowo zorganizowanego śniadania.
– Jak wiesz, jako twój potencjalny pracodawca mam prawo wglądu… cóż, w twoją przeszłość.
Seweryn zamknął oczy i natychmiast pożałował, że nie wyjął piwa.
– I? – zapytał.
– Nie planowałem z tego prawa korzystać, w końcu znam cię od dziecka…
– A jednak pan to zrobił?
– Z czystej ciekawości.
I zapewne szybko tego pożałował, dodał w duchu Zaorski. To komplikowało całą sprawę. Decydując się na powrót do Żeromic, od razu założył, że ktoś taki jak Wiesław Kalamus
okaże się ostoją, a nie przeszkodą. Nie przypuszczał, by dyrektor zdecydował się prześwietlić jego przeszłość.
Niech go chuj, skwitował w duchu.
– Rozumiesz więc, na czym polega mój problem?
– Tak.
– I szczerze mówiąc… nie jestem pewien…
– Czy przyjmować mnie do pracy?
Cisza, która mu odpowiedziała, była dostatecznie wymowna.
– Nie tylko – odezwał się w końcu Kalamus i głęboko nabrał tchu. – Nie wiem też, co zrobić z tą wiedzą.
– Nic.
– Więc może mógłbyś wyjaśnić mi, co to wszystko oznacza?
– Nie – odparł spokojnie Zaorski.
Rozmówca czekał na więcej, ale nadaremno. Seweryn nie miał zamiaru tłumaczyć mu czegokolwiek.
– Stawia mnie to w bardzo kłopotliwej sytuacji – dodał Wiesław. – Mamy już laboratorium, ale wygląda na to, że zabraknie nam patomorfologa.
– Rzeczywiście na to wygląda.
– Może mógłbyś jakoś to…
– Co? – wpadł mu w słowo Zaorski. – Wyjaśnić panu, co to znaczy? Wszystko jest zapewne jasno opisane.
Kalamus zakaszlał cicho w nerwowym odruchu.
– I to wszystko prawda? – spytał niepewnie.
– A jakie to ma znaczenie?
– Cóż… dość duże.
– Więc jeśli powiem, że to bzdury, uzna pan, że wszystko jest w porządku?
Nie musiał odpowiadać. Jeszcze przez chwilę lawirował, dążąc do puenty, a w końcu oznajmił, że w takiej sytuacji nie może przyjąć Zaorskiego do pracy. Seweryn zaklął w duchu i rozłączył się, nie mając zamiaru dłużej wysłuchiwać tłumaczeń Kalamusa.
Wiedział, że gdyby na te sprawy z jego przeszłości trafił ktoś inny, rankiem zapewne wiedziałoby o nich pół Żeromic. Nie, pewnie pół województwa. Wiesław był jednak dobrym przyjacielem rodziny i nawet w takiej sytuacji z pewnością będzie potrafił zachować dyskrecję.
Zaorski przypuszczał, że będzie musiał raz czy dwa spotkać się z dyrektorem i przedstawić mu swoją wersję, ale koniec końców przynajmniej na tym froncie był bezpieczny.
Problem stanowiło to, że najwyraźniej z dnia na dzień stracił pracę – i to jeszcze zanim zdążył ją rozpocząć.
Przypuszczał, że człowiek, z którym nocą miał spotkać się za starym kościołem, będzie potrafił mu w tym pomóc. Jeśli nie, cały jego powrót do Żeromic i to, co miał tutaj zrobić, stanie pod znakiem zapytania.
O wyznaczonej porze Seweryn upewnił się, że córki twardą śpią, a potem wymknął się z domu. Spotkanie z mężczyzną ze stacji benzynowej zabrało mu więcej czasu, niż się spodziewał. Nie przebiegło też tak, jak powinno.
Po powrocie do domu opróżnił o kilka szklanek whisky za dużo. Pił skiren ze szkockiej destylarni Scapa – single malt, na który teoretycznie nie powinno było go stać. Zasnął w fotelu, nie dopiwszy ostatniej porcji.
Nad ranem zbudził go dźwięk komórki. Niemal zerwał się na równe nogi, jakby stary dom nagle stanął w płomieniach. Dopiero po chwili uświadomił sobie, skąd dochodzi odgłos. Na wyświetlaczu zobaczył numer Kai. Odebrał tuż po tym, jak sprawdził godzinę. Kwadrans po czwartej.
– Tak? – spytał.
– Seweryn, przepraszam, że o tej porze…
– Co się stało? – uciął, wychwytując napięcie w głosie Burzyńskiej.
– Nie powinnam może…
– Co jest? – powtórzył.
Usłyszał jakieś głosy w tle, a potem dźwięk z trudem przełykanej śliny.
– Janina Wachowiak nie żyje – powiedziała Burza.
– Kto?
– Ta matematyczka, z którą…
Kiedy urwała, Zaorski wstał z fotela. Zachwiał się, dopiero teraz orientując się, jak dużo wypił.
– Została