Listy zza grobu. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
powodu nikt się tam nie zapuszcza – oznajmiła. – Nauczycielka musiała umówić się tam z człowiekiem, który to zrobił.
– Niewykluczone.
– Poza tym…
– Nie powinnaś ze mną o tym rozmawiać – dokończył za nią i uśmiechnął się.
Zanim zdążyła choćby kiwnąć lekko głową, zbliżył się do niej.
– Kłopot w tym, że będziesz musiała – dodał.
– Co proszę?
– Dostałem informacje z Krakowa – dorzucił szybko, by nie zdążyła zastanowić się nad tym, czy powinna ciągnąć tę rozmowę. – I wiem, co twój ojciec spakował w archiwum.
Otworzyła usta, ale się nie odezwała. Zamarła w bezruchu, a jej ciekawość zdawała się toczyć walkę z ostrożnością. W końcu ta druga musiała ustąpić.
– Więc? – spytała. – Co jest w tym pliku?
– Tekst. Wystarczyło zmienić rozszerzenie. I może wpadłoby mi to do głowy, gdyby nie to całe wczorajsze zamieszanie.
Zaorski przysiadł na masce i skrzyżował ręce na piersi.
– Jaki tekst?
– Sprawdź sama.
– Nie rób sobie jaj, Seweryn. Mów.
Policyjny mundur dodawał tym słowom kategoryczności, choć i bez tego Zaorski nie miałby zamiaru dłużej tego przeciągać. Miała prawo wiedzieć, jaką wiadomość zostawił jej ojciec.
– W międzymorzu, dziewiątym. Piętnastym jest heliotrop.
Kaja zmrużyła oczy, a dochodzące z oddali wesołe dziecięce głosy zdawały się kłócić z atmosferą, jaka zapanowała.
– To wszystko? – spytała Burza.
– Tak.
– Ale co to znaczy?
– Przypuszczałem, że ty mi powiesz – odparł. – Nic ci to nie mówi?
– Nic a nic. Ale z jakiegoś powodu nie brzmi dobrze.
Zgodził się, kiwając głową.
– Sprawdziłem przy śniadaniu, czym jest ten heliotrop. To…
– Fioletowe kwiaty – dokończyła za niego Burzyńska. – Wiem.
– Mieliście takie w ogrodzie czy na tarasie?
Przez chwilę się zastanawiała.
– Nie – odparła w końcu. – A nawet jeśli, to nie rozumiem, co miałyby oznaczać. Co to niby za dziewiąte międzymorze?
Seweryn pokręcił głową i pochylił się jeszcze bardziej.
– Po „międzymorzu” jest przecinek – wyjaśnił. – Wygląda na to, że „dziewiątym” odnosi się do czegoś innego.
– Do czego?
Wzruszył ramionami.
– Czegoś, czego piętnastym jest heliotrop.
Brzmiało to jak mamrotanie szaleńca, a Zaorski właściwie powoli zaczynał czuć się tak, że mógłby pretendować do tego miana. Kaja odgięła głowę i przez moment wodziła wzrokiem po niebie. W końcu skierowała wzrok na Seweryna.
– Masz teraz trochę czasu? – zapytała.
– Aż nadto.
– Nie miałeś przypadkiem dzisiaj zaczynać pracy w szpitalu?
– Miałem – przyznał i uciekł wzrokiem. – Ale ostatecznie nie dogadaliśmy się z Kalamusem.
W jej oczach zobaczył podejrzliwość, której się spodziewał. Teoretycznie nic nie powinno stać na przeszkodzie, by został zatrudniony, szpital zresztą wydał już wcale niemałe środki na nowy zakład i wypadało jak najprędzej obsadzić stanowisko patomorfologa.
– To przejściowe komplikacje – zapewnił szybko Zaorski. – Wyjaśnimy to niebawem, ale do tego czasu mam wolne. Czemu pytasz?
Powód był oczywisty, ale bez tego pytania zmiana tematu z pewnością nie przyszłaby tak łatwo.
– Cóż… – zaczęła Burzyńska. – Skoro już zaczęliśmy wspólnie badać sprawę tej skrytki, może powinniśmy skończyć ją też razem.
– Może.
Kaja podciągnęła rękaw i zerknęła na zegarek.
– Podjedziesz na komisariat?
– Jasne – zapewnił, jakby rzeczywiście nie miał nic przeciwko.
Wsiadał do swojej hondy accord z duszą na ramieniu. Uświadomił sobie, że ta propozycja jest wybiegiem, by ściągnąć go na policję. Burza niewątpliwie szukała sposobu, by zetrzeć wczorajszą plamę – a jej przełożony z chęcią postawi Zaorskiego pod pręgierzem. Mimo to Seweryn zgodził się bez wahania. I po kilku minutach wysiadał z auta na niewielkim policyjnym parkingu.
Z zewnątrz komisariat przywodził na myśl starą placówkę pocztową na zapadłej wsi, w środku było jeszcze gorzej. Skrzypiące krzesła, stare biurka, posadzka pamiętająca jeszcze czasy radzieckie – wszystko to dawało wyraźny obraz nakładów finansowych, jakie w gminie przeznaczano na służby mundurowe.
W niezbyt przestronnym pomieszczeniu było tylko kilka biurek. Żaden z siedzących za nimi funkcjonariuszy nie zwrócił uwagi na Zaorskiego, ale wszyscy zdawkowo przywitali się z Burzą, kiedy ta prowadziła Seweryna do swojego stanowiska.
Usiedli przy biurku pod ścianą, a Zaorski rozejrzał się za komputerem. Dopiero po chwili zorientował się, że nie ma go na wyposażeniu. Kaja otworzyła szufladę, przez moment przeglądała jej zawartość, a potem podniosła wzrok.
– Zaczekasz chwilę? – spytała.
– Jasne.
Posłała mu uśmiech tak blady, że nie miał już żadnych złudzeń co do tego, w co został wmanewrowany. Musiała po drodze zadzwonić do komendanta, a ten już przygotowywał się, by go przesłuchać.
Burzyńska oddaliła się w kierunku jednego z pokojów, a Seweryn zakrył usta dłonią, jakby ziewał, po czym skontrolował oddech. Whisky nie czuł, ale pewnie tylko dlatego, że alkohol nadał krążył w jego krwiobiegu.
Biurko Kai minęło kilku policjantów, ale żaden nie wydawał się zainteresowany Zaorskim. Komendant również się nie zjawił. Zamiast niego po chwili wróciła Burza, niosąc ze sobą laptopa.
– Jest jeden na kilku funkcjonariuszy – wyjaśniła, kładąc sprzęt na biurku.
– A… no tak.
Najwyraźniej niepotrzebnie zakładał czarny scenariusz. Może nadal rozumował jak mieszkaniec dużego miasta, gdzie człowiek człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie. Tutaj było inaczej. Ludzie ufali sobie na tyle, że nawet dwudziestoletnia emigracja nie stanowiła wystarczającego powodu, by od razu kogoś przyciskać.
Kaja skinęła na Zaorskiego ręką, by się przysunął, a potem ściągnęła plik ze skrzynki mailowej i zmieniła rozszerzenie. Po chwili zobaczyła wiadomość.
„W międzymorzu, dziewiątym. Piętnastym jest heliotrop”.
Wpatrywała się w nią, jakby ta była wrotami do innego świata. Seweryn w tym czasie kontrolnie się rozglądał, starając się ocenić nastroje panujące w komisariacie. Policjanci byli wyraźnie niewyspani, ale bynajmniej nie zaaferowani niespodziewaną śmiercią nauczycielki, którą z pewnością wszyscy znali. Po prokuratorze z Zamościa nie było śladu, być może odsypiał lub po raz kolejny sprawdzał miejsce zdarzenia.
– To