Anioły i demony. Дэн БраунЧитать онлайн книгу.
na piersi znak krzyża.
Oczy Kohlera rozszerzyły się. Dyrektor rzucił niepewne spojrzenie na ciało Vetry.
– Potem tę czwórkę brutalnie zamordowano, a ich ciała porzucono na ulicach Rzymu jako ostrzeżenie dla tych, którzy chcieliby wstąpić do bractwa. Pozostali iluminaci, czując, że Kościół depcze im po piętach, uciekli z Włoch.
Langdon przerwał na chwilę, porządkując myśli, żeby jasno przedstawić dalszy ciąg historii. Spojrzał Kohlerowi prosto w oczy.
– Iluminaci zeszli do głębokiego podziemia, a tam zaczęli się kontaktować z innymi grupami uchodzącymi przed prześladowaniami katolików – mistykami, alchemikami, okultystami, muzułmanami, żydami. Bractwo przyjmowało nowych członków i z biegiem lat zmieniło nieco swój charakter. Pojawili się nowi iluminaci, mroczniejsi i zdecydowanie antychrześcijańscy. Rośli w siłę, odprawiali tajemnicze rytuały, pod groźbą śmierci strzegli tajemnicy i przysięgali, że pewnego dnia znowu powstaną i zemszczą się na Kościele katolickim. W końcu stali się tak silni, że Kościół uznał ich za najniebezpieczniejszy ruch antychrześcijański na świecie. Wówczas Watykan potępił bractwo i uznał je za Shaitana.
– Shaitana?
– To nazwa wywodząca się z islamu. Oznacza przeciwnika… przeciwnika Boga. Kościół wybrał islamskie określenie, gdyż był to według nich brudny język. – Zawahał się. – Od nazwy shaitan wywodzi się słowo szatan.
Na twarzy Kohlera pojawił się niepokój.
Głos Langdona był teraz bardzo ponury.
– Panie Kohler, nie mam pojęcia, jak ten znak pojawił się na piersi tego człowieka… ani dlaczego… ale patrzy pan na od dawna zaginiony symbol najstarszego i najpotężniejszego kultu szatana.
Rozdział 10
Uliczka była wąska i opustoszała. Asasyn szedł teraz szybkim krokiem, a czarne oczy błyszczały mu wyrazem oczekiwania. Kiedy zbliżał się do celu, w myślach zabrzmiały mu pożegnalne słowa Janusa: „Wkrótce rozpoczyna się faza druga. Odpocznij trochę”.
Uśmiechnął się z wyższością. Nie spał całą noc, ale sen był ostatnią rzeczą, jaka go interesowała. Sen jest dobry dla słabeuszy. On jest wojownikiem, podobnie jak jego przodkowie, a członkowie jego ludu nie zasypiali po rozpoczęciu bitwy. Ta bitwa niewątpliwie już się zaczęła, a jemu przypadła zaszczytna rola. Teraz miał dwie godziny na uczczenie swojego zwycięstwa, zanim powróci do pracy.
Spać? Są przecież znacznie lepsze sposoby, żeby się odprężyć…
Zamiłowanie do hedonistycznych przyjemności niewątpliwie odziedziczył po swych przodkach, tyle że oni delektowali się haszyszem, a on wolał inne rozkosze. Był zbyt dumny ze swojego ciała – dobrze umięśnionej, zabójczej maszyny – by niszczyć je narkotykami. Znalazł sobie mniej niebezpieczne uzależnienie… zdrowszą i bardziej satysfakcjonującą nagrodę.
Czując znajomy dreszczyk oczekiwania, ruszył jeszcze szybciej. W końcu stanął przed niczym niewyróżniającymi się drzwiami i nacisnął dzwonek. Ktoś odsunął wizjer, przez który przyjrzała mu się badawczo para brązowych łagodnych oczu. Drzwi się otworzyły.
– Witamy – odezwała się dobrze ubrana kobieta. Zaprowadziła go do eleganckiego saloniku o przytłumionym oświetleniu. W powietrzu unosił się zapach drogich perfum i piżma. – Proszę. – Wręczyła mu album z fotografiami. – Kiedy pan się zdecyduje, proszę po mnie zadzwonić. – Następnie zostawiła go samego.
Asasyn uśmiechnął się do siebie.
Siedząc na pluszowej sofie z albumem na kolanach, poczuł ukłucie zmysłowego pożądania. Wprawdzie jego pobratymcy nie świętowali Bożego Narodzenia, ale wyobrażał sobie, że tak musi czuć się dziecko siedzące przed stosem świątecznych prezentów, gdy za chwilę ma sprawdzić, jakie cuda znajdują się w środku. Otworzył album i zaczął przyglądać się zdjęciom. Miał przed sobą całe bogactwo seksualnych fantazji.
Marisa. Włoska bogini. Ognista. Młoda Sophia Loren.
Sachiko. Japońska gejsza. Gibka. Niewątpliwie uzdolniona.
Kanara. Oszałamiająca czarna wizja. Umięśniona. Egzotyczna.
Dwukrotnie przejrzał album i w końcu dokonał wyboru. Wdusił przycisk na stojącym obok stoliku. W chwilę później pojawiła się ta sama kobieta, która go powitała. Wskazał, kogo wybrał. Uśmiechnęła się.
– Proszę za mną.
Po omówieniu spraw finansowych przeprowadziła dyskretną rozmowę przez telefon. Poczekała kilka minut, po czym weszła z nim po kręconych marmurowych schodach, które zaprowadziły ich do luksusowo urządzonego korytarza.
– To te złote drzwi na końcu – poinformowała go. – Ma pan kosztowny gust.
No, pewnie, pomyślał. Jestem koneserem.
Przemierzył korytarz krokiem pantery szykującej się do upragnionego posiłku. Dotarł do drzwi i uśmiechnął się do siebie. Były już otwarte… zapraszały go do środka. Pchnął je i bezszelestnie się otworzyły.
Kiedy zobaczył dziewczynę, wiedział, że dobrze wybrał. Czekała na niego dokładnie tak, jak prosił… leżała naga na plecach, z rękami przywiązanymi grubym aksamitnym sznurem do poręczy łóżka.
Przeszedł przez pokój i przebiegł ciemnymi palcami po jej gładkim brzuchu. Wczoraj w nocy zabiłem, powiedział sobie w duchu, a ty jesteś moją nagrodą.
Rozdział 11
– Szatana? – Kohler wytarł usta i poruszył się niespokojnie. – To jest symbol satanistycznego kultu?
Langdon spacerował po mroźnym pokoju, żeby się rozgrzać.
– Iluminaci byli satanistami, ale nie we współczesnym rozumieniu tego słowa.
Szybko wyjaśnił, że dla większości ludzi sataniści to potwory oddające cześć diabłu, gdy tymczasem, historycznie rzecz biorąc, byli to wykształceni ludzie, którzy przeciwstawiali się Kościołowi. Shaitan. Pogłoski na temat składania ofiar ze zwierząt, praktykowania czarnej magii czy rytuałów związanych z pentagramem były kłamstwami rozpowszechnianymi przez Kościół w celu zniszczenia dobrego imienia przeciwnika. Z czasem wrogowie Kościoła, pragnący naśladować iluminatów, zaczęli wierzyć w te kłamstwa i wprowadzać je w życie. Tak narodził się współczesny satanizm.
Kohler przerwał mu chrząknięciem.
– Wszystko to zamierzchła historia. Ja chciałbym wiedzieć, jak ten symbol znalazł się tutaj.
Langdon zaczerpnął głęboko powietrza.
– Sam symbol powstał w szesnastym wieku, stworzony przez anonimowego artystę z bractwa iluminatów jako hołd dla Galileusza i jego umiłowania symetrii. Stał się swego rodzaju świętym logo bractwa. Trzymano go jednak w tajemnicy. Podobno miał zostać ujawniony, gdy iluminaci nabiorą dość siły, by wyjść z podziemia i zrealizować swój ostateczny cel.
Kohler był zaniepokojony.
– Zatem ten symbol oznacza, że iluminaci wychodzą z podziemia?
Langdon zmarszczył czoło.
– To raczej niemożliwe. Historia bractwa ma jeszcze jeden rozdział, którego nie zdążyłem opowiedzieć.
– Proszę więc mnie oświecić. – Głos Kohlera brzmiał teraz donośniej.
Langdon zatarł dłonie, porządkując w myślach to, co wiedział