Niszcz powiedziała. Piotr RogożaЧитать онлайн книгу.
tym wielkim łbem. Już wiem: Muminka mi przypomina. Okrągły, blady, jakby ulepiony z surowego drożdżowego ciasta.
– U nas w firmie ludzie mówią, że to pewnie ty – mówi nagle.
– Co?
Chyba teraz dociera do niego, co powiedział.
– Ja oczywiście wiem, że nie, bo cię poznałem i widzę, że tak naprawdę jesteś w porządku – zastrzega. – Ale ci, co tylko od niej słyszeli, to różnie kombinują.
Spostrzegam, że trzymam wciąż zamkniętą puszkę piwa. Otwieram, upijam kilka łyków.
– Ja pierdolę. – Wzdycham. – Co ona o mnie opowiadała?
– No… – Waha się, patrzy na puszkę w mojej dłoni. – Że dużo pijesz. Że dopiero jak się wprowadziła, to zobaczyła, jaki jesteś naprawdę, znaczy się, że dziwny i trochę straszny. Że jej nie dawałeś pieniędzy, a wszystkie swoje wydała na przeprowadzkę do Warszawy…
– No kurwa mać. – Przez moment autentycznie brakuje mi słów. – Nie dawałem jej pieniędzy? Janek, czy ty wiesz, że ona wisi mi ponad kafla? To na kosmetyki potrzebowała, to na bilet do rodziców, na jakieś jebane imieniny, na coś tam jeszcze… Twierdziła, że odda zaraz, jak tylko jej się w pracy poukłada.
– Szymon, ja wiem, jak to bywa z dziewczynami. – Matołek unosi ręce, jakby się poddawał. – Mówię tylko, co ona ludziom opowiadała. Że ją chciałeś kontrolować, byłeś zazdrosny. Ja ci się zresztą przyznam, że jej wtedy wierzyłem.
– Dobra – mówię zrezygnowany. – Już mi chyba tej wiedzy wystarczy. Nie chcę wiedzieć nic więcej. Jedź na ten Żoliborz, chłopie, i przekaż jej pozdrowienia. Albo idź na komendę, tu na Nowolipiu jest, niedaleko. Cokolwiek. Po prostu nie chcę mieć z tym już nic wspólnego.
– Przepraszam. – Na dziecięcej twarzy durnia maluje się zakłopotanie. – Nie chciałem cię wkurzyć, Szymon. Ja ci mówię, jesteś w porządku.
– Spoko, dzięki.
Janek nie wie, co ze sobą zrobić. Dopija tę herbatę, chociaż jest jeszcze gorąca, krzywi się, chyba oparzył sobie język.
– Będę leciał – mówi. – Dzięki, że pogadaliśmy.
Podajemy sobie ręce, odprowadzam go do drzwi.
Czuję, jak wzbiera we mnie fala zimnej wściekłości. Z trudem powstrzymuję się przed uderzeniem pięścią w ścianę. Chcę otworzyć okno i krzyczeć na całą Warszawę, aż gardło zamieni się w krwawy strzęp. Chcę krzyczeć, że życzę, aby ten Marcin okazał się zwyrodniałym sadystą. Mam nadzieję, że od czterech dni przetrzymuje ją w jakimś bunkrze i na zmianę brutalnie gwałci, bije kluczem francuskim i topi w wiadrze z gównem.
Siadam przed konsolą i rozstrzeliwuję wrogów w nowym Call of Duty. Temperatura powoli opada, wkurwienie ustępuje. Ciekawe, czy w ogóle cokolwiek z tego, co od tej szmaty usłyszałem, było prawdą. Czy Ewelina Kuliczka jest fizycznie zdolna do mówienia prawdy. I ciekawe, jak to możliwe, że jej rodzona siostra to dobry człowiek.
Mija pół godziny, gdy Pietruszyński pisze na Facebooku. Osioł oczywiście pojechał na Żoliborz, dzwonił do domofonu i dzwonił, ale – o matko wszystkich niespodzianek – nikt nie odebrał. Chciał zaczekać, aż ktoś będzie wychodził, i wtedy wejść na klatkę, ale ludzie z okien zaczęli dziwnie mu się przyglądać, więc odpuścił. W każdym razie nikogo tam chyba nie ma.
Nic mu nie odpisuję.
15
Przed miliardami lat dochodzi do podziału pierwszej komórki i odtąd jest już tylko gorzej. Ani się obejrzeć, a życie rozlewa się w ciepłych wodach praoceanu. Któreś z tych nieświadomych żyjątek, mieszkańców młodej Ziemi, to mój praprzodek. Widzę go, przysięgam, że widzę, jak prowadzi swój nieskomplikowany żywot prokarionta. Wyobrażam sobie, ile wysiłku kosztuje go przekształcanie w mitochondrium pokarmu w energię. Doceniam brawurę, gdy za wszelką cenę dąży do podziału, bo gatunek musi trwać – to przecież nadrzędny cel organizmu, jedyny sens jego istnienia. Praprzodek ewoluuje, może się wydawać, że dopiero co wykształcił najprostsze organelle, a tu proszę, już ma strunę, już kręgosłup. Odradza się w coraz to bardziej złożonej formie. Sztafeta pokoleń wychodzi cało z kosmicznych katastrof. O, patrzcie go tylko, skurczybyka, już wypełza na ląd. Nie każdy dotarł tak daleko. Nie zliczę, ilu dramatów udaje się uniknąć, jak wiele razy ciągłość naszego rodu staje pod poważnym znakiem zapytania – zawsze jednak samiec znajduje odpowiednią samicę i zapładnia ją w porę, zanim odejdzie w nicość. Rodzą się kolejne młode. Wokół wybuchają wulkany, asteroidy kaleczą skórę Ziemi. Przodkowie porastają włosiem, wreszcie przyjmują postawę wyprostowaną. Planetę skuwa lód. Świszczą rzucone kamienie, śmigają strzały i włócznie. Ile pocisków mierzy w serca moich przodków? Ale chybiają, jakimś cudem. Aż trudno sobie wyobrazić takie nagromadzenie szczęśliwych przypadków, wydaje się nieprawdopodobne, aby wychodzić z takich opresji – a jednak. Teraz śmiga ołów, płonie ziemia i niebo płonie. A sztafeta trwa, nieprzerwanie od setek milionów pokoleń. Aż tu nagle, nie wiadomo kiedy – pałeczka trafia w moją dłoń.
Gdyby przodkowie, zaczynając od moich rodziców, a kończąc na czcigodnym pradziadku pierwotniaku, ustawili się kolejno pod oknem, końca tego szeregu nie dostrzegłbym nawet z wysokości dwunastego piętra.
Widzę ich, jak tak stoją, nieruchomi w ciemności. Wpatrują się w moje okno. Kiwam głową.
– I na chuj wam to było?
Piwo się kończy. Wszystko się kończy. Ruszyłbym się do sklepu po więcej, ale skrajnie nie chce mi się wychodzić z mieszkania. To mój prywatny test na uzależnienie. Gdybym pisał autobiografię, mógłbym ją zatytułować Zbyt leniwy na alkoholika.
Siadam do komputera, przeglądam newsy. Na świecie ani w kraju nie wydarzyło się nic godnego większej uwagi, więc internet wciąż żyje zaginięciami Joli Kaczmarek i Eweliny. Praktycznie nie pojawiają się żadne nowe fakty. Rzecznik policji rzuca tylko mediom zdawkowe zdania, rodziny nie chcą w ogóle wypowiadać się publicznie. Ale ludziom to nie przeszkadza, prowadzą własne dochodzenie, sugerują rozmaite wątki. Zawsze mnie fascynowało, skąd biorą na to czas i energię. Jak bardzo beznadziejny trzeba wieść żywot, żeby wklepywać komentarze pod artykułami online, angażować się w jakieś piętrowe polemiki? Po spotkaniu z Jankiem powinienem zająć się czymś innym, ale nie mogę przestać czytać komentarzy. Dla internautów to oczywiste, że sprawy łączą się ze sobą. Ktoś rzekomo widział Jolę w Berlinie, ktoś inny Ewelinę na dworcu kolejowym w Gdyni. Dziewczyny mogły zostać porwane i sprzedane do luksusowych burdeli. Ktoś podaje link do artykułu z norweskiego portalu, tam również niedawno zaginęła młoda dziewczyna. To nie może być przypadek. Typ o nicku iamtheonewhoknocks79 w bardzo obszernym, za to ubogim w znaki interpunkcyjne komentarzu sugeruje, że za wieloma niewyjaśnionymi zaginięciami młodych ludzi w ostatnich latach stoją Rothschildowie, to na ich polecenie wynajęci siepacze porywają zdrową młodzież, aby stale uzupełniać prywatne banki organów na przeszczepy. Ktoś inny jest pewien, że nieraz widywał Ewelinę w Luzztrach, w towarzystwie mocno szemranym.
Przecież to widać na pierwszy rzut oka że takie jak ona najmocniej to lubią hajs i koks :) no a jak się lubi hajs i koks i ma się ładną buźkę to się czasem znika. Jakoś zawsze znikają takie lale z klubów dla bogatych a nie normalne dziewczyny.
Patrzę na to jej zdjęcie, próbuję wejrzeć głęboko w martwe piksele oczu. Może i racja. Widzisz, Ewelinko, mieszkałem z tobą, budziłem się obok, śniadania razem jedliśmy, a cię nie poznałem. To anonim z internetu od razu się na tobie poznał.
Skrolluję