Niszcz powiedziała. Piotr RogożaЧитать онлайн книгу.
to ona odeszła od niego. Detektyw Rutkowski podczas zwołanej naprędce konferencji ogłasza, że to wyłącznie jego starania doprowadziły do aresztowania podejrzanego. Z zeznań świadków, w tym Jana Pietruszyńskiego, kolegi z pracy zaginionej, wynika, że Szymon P. niejednokrotnie twierdził pod wpływem alkoholu, iż zamorduje Ewelinę Kuliczkę. ZABÓJSTWO Z MIŁOŚCI? – pyta „Super Express”. ZABIŁ, BO ODESZŁA! – wyrokuje „Fakt”. Zatrzymany nie przyznaje się do winy, ale też nie ma żadnego mocnego alibi: twierdzi, że feralnej nocy pił piwo i grał na konsoli.
Stop. Wystarczy. Odruchowo otwieram systemowy kalendarz, liczę dni. Jeśli się nie mylę, Ewelina zaginęła tej nocy, gdy z ludźmi z Cremè de la Creation robiliśmy chlew w Fortyfikacji. Śmieję się sam z siebie, ale skłamałbym, twierdząc, że w ogóle nie poczułem ulgi.
W kolejnym komentarzu ktoś nawołuje, żeby przestać ferować wyroki, a zamiast tego pomodlić się w intencji szczęśliwego odnalezienia się zaginionych.
To musi być straszna próba także dla bliskich tych biednych dziewczyn, ludzie, miejcie chociaż trochę przyzwoitości.
O, temu apelowi mogę przyklasnąć.
Jest jeszcze dość wcześnie. Wstaję od komputera, idę do przedpokoju, wiążę buty, zakładam kurtkę. Pieprzyć to wszystko. Jednak potrzebuję więcej alkoholu.
Zjeżdżam windą. Niedaleko jest Żabka, ruszam w jej stronę, przypominam sobie, że trwa promocja na whisky. Ciąży mi to milczące spojrzenie niezliczonych przodków; muszą być mną straszliwie rozczarowani.
16
Nową kartę przeglądarki otwieram w trybie incognito, jakbym wstydził się sam przed sobą. Pomysł, który właśnie przyszedł mi do głowy, wydaje się idiotyczny, ale przecież możliwość spędzania wieczorów na realizacji idiotycznych pomysłów to aktualnie moje największe bogactwo.
Początkowo zaskoczyło mnie, że zgodnie ze słowami Janka Ewelina znalazła nowego faceta właśnie na Sympatii. Niedawno przeglądałem w którymś branżowym magazynie analizę rynku portali randkowych i choć temat nieszczególnie mnie interesował, zapamiętałem, że już od kilku lat Sympatia pozycjonuje się raczej jako miejsce dla rozwodników koło pięćdziesiątki. Młodsi korzystają z Tindera. Po namyśle doszedłem jednak do wniosku, że działała bardzo racjonalnie – trudno byłoby ukryć przede mną Tindera zainstalowanego w telefonie. Wyszłoby na jaw, gdybym tylko zechciał sprawdzić. A na Sympatię można logować się bez pobierania żadnej aplikacji, po prostu przez przeglądarkę, wystarczy wejść w tryb incognito i przy odrobinie ostrożności nie pozostawi się żadnych śladów, które mógłby znaleźć laik. Dokładnie tak, jak robię teraz.
Założenie profilu trwa kilkanaście minut. Tworzę fikcyjną postać, wybieram pierwszy nick, jaki przychodzi mi do głowy. Symeon_stylita, dzień dobry. Dodaję sobie dwa lata, odejmuję kilka centymetrów wzrostu, zmieniam kolor włosów na blond, a oczu na niebieskie. Znajduję i kupuję za dolara odpowiednie zdjęcie na stocku, mam jeszcze dostęp do konta podpiętego pod kartę kredytową Cremè de la Creation. Dawid wybaczy, o ile w ogóle zauważy. Na wszelki wypadek zmieniam nasycenie barw, przycinam fotkę i wykonuję jej lustrzane odbicie; jeśli jakiś algorytm weryfikuje autentyczność zdjęć dodawanych przez użytkowników, tyle powinno wystarczyć, żeby go oszukać. Piszę o sobie kilka ogólnikowych zdań. Staję się fantomem z twarzą anonimowego modela, chyba jakiegoś Szweda, jeśli sugerować się nazwiskiem autora stockowego zdjęcia.
Po chwili wahania decyduję się wykupić konto Premium, kosztuje mnie to trzy dyszki, które przelewam portalowi PayPalem. Nie potrafiłbym powiedzieć, właściwie po co. Chyba podpowiedziała mi to whisky z colą, którą sączę.
Mija parę chwil i mój profil jest już aktywny, mogę grasować po Sympatii do woli. Od razu przechodzę do wyszukiwarki. Wybieram kolejne kryteria – wiek 27 lat, 168–172 centymetrów wzrostu, szczupła budowa ciała, oczy szare, włosny czarne. Wyszukiwarka wypluwa ponad sześćdziesiąt profili. Przeglądam je uważnie jeden po drugim, widzę niewiele różniące się od siebie twarze i podobne banalne opisy.
Uśmiecham się. Właśnie znalazłem niszę na rynku: będę proponował użytkowniczkom Sympatii napisanie oryginalnych, ciekawie brzmiących tekstów, które wyróżnią ich profil. Pięć dych od sztuki, zwrot kasy, jeśli w ciągu tygodnia nie umówią się dzięki nim na randkę. Jesteś nieciekawą osobą, nie masz o sobie nic do powiedzenia? Nie martw się, doświadczony copywriter tak dobierze słowa, że przedstawisz się przyszłemu mężowi jako tajemniczna, intrygująca kobieta!
Dolewam sobie whisky, moczę usta i omal się nie krztuszę.
Jest, jest Ewelina. Tutaj jako jemcukierkinakolacje. Od razu rozpoznaję zdjęcie profilowe, przez długi czas miała je ustawione na Facebooku.
Nie jestem już białą kartką, mam swoją historię, którą staram się zrozumieć i wyciągnąć z niej wnioski. Wierzę, że najlepsze wciąż przede mną. Może właśnie z tobą?
Rozglądam się po jej profilu. Wszystkie zdjęcia pamiętam z Facebooka i Instagrama. Nie mogę zobaczyć daty ostatniego logowania, a żeby je ukryć, trzeba zainwestować w pakiet Premium. Zapewne poszły na to moje pieniądze, bo przecież stale twierdziła, że jest kompletnie spłukana. Przyglądam się opisowi „wymarzonego partnera”.
Napisz do mnie tylko, jeśli jesteś dojrzały, stabilny emocjonalnie i szukasz stałego związku.
– Kurwa mać.
Ewelinko, kochanie, pomyliłaś słowa, strasznie poplątałaś. Miałaś na myśli: „napisz do mnie, jeśli jesteś frajerem, który zechce oddać mi swój czas, emocje i pieniądze, żebym mogła się chwilę pobawić, zanim znajdę sobie innego”, prawda?
Odstawiam szklankę, żeby za chwilę nie musieć wyciągać z dłoni kawałków szkła.
W pewien sposób wolałem wersję wydarzeń, w której Ewelina poznaje w nowej pracy przystojnego kolegę, a ten zawraca jej w głowie tak skutecznie, że po krótkiej walce z samą sobą ona decyduje się do niego odejść. Mimo wszystko brzmiało to lepiej niż decyzja o ucieczce do kogokolwiek, byle dalej. Ciekawe, kiedy właściwie założyła ten profil, kiedy zaczęła chodzić na randki. Jak mogłem nic nie zauważyć?
Piszę do niej wiadomość, walę w klawiaturę, jakby zrobiła mi coś złego.
Cześć, podoba mi się Twój opis. Chyba spełniam wymogi, pogadamy? :)
Wysyłam. Ciekawe, ile takich wiadomości otrzymywałaś, jemcukierkinakolacje. Ciekawe, na ile odpowiedziałaś, ile takich rozmów zaprowadziło cię do kawiarni, do restauracji, do łóżka.
Wylogowuję się. No przecież. Czuję, że serce bije szybciej. Wpisuję w oknie logowania jej nick, w pole hasła – to, którym logowała się wtedy na Facebooku, uderzam w enter. „Błędny login i/lub hasło”. Wpisuję hasło, którym logowała się na swoim komputerze do Windowsa i na Gmaila. „Błędny login i/lub hasło”.
Więcej haseł nie pamiętam, za żadne nie żałuję. Popijam whisky, dolewam do szklanki coli. Dawid zawsze się śmiał, że piję whisky jak dzieciak, mężczyźnie tak nie przystoi. Mam to gdzieś, lubię whisky z colą.
Loguję się z powrotem na swoje konto. Chcę napisać Ewelinie, co tak naprawdę myślę o jej opisie, ale w porę dociera do mnie, że to zły pomysł – jeśli się szybko nie odnajdzie, w toku śledztwa policja na pewno zawita także na Sympatię i dokładnie przeanalizuje każdą podejrzaną wypowiedź. Bezmyślnie przyglądam się wiadomości, którą jej wysłałem. Ostatnie, czego potrzebuję, to kłopoty.
Nagle pod szarym dymkiem z moją wypowiedzią pojawia się ikonka z zieloną parafką.
„Przeczytała