Człowiek nietoperz. Ю НесбёЧитать онлайн книгу.
się w pięknej dziewczynie, Moorze, a ona w nim. Walla przeszedł plemienną ceremonię wtajemniczenia, stał się mężczyzną i mógł się ożenić z którąkolwiek kobietą z plemienia, pod warunkiem że nie była już mężatką i że chciałaby go. A Moora go chciała. Walla nie mógł znieść myśli o rozstaniu z ukochaną, lecz tradycja wymagała, by wybrał się na polowanie, z którego trofea miały być przeznaczone na podarki dla rodziców narzeczonej. Dopiero później mógł się odbyć ślub. Pewnego pięknego ranka, kiedy na listkach lśniła rosa, Walla wyruszył na polowanie. Moora podarowała mu białe piórko kakadu, które Walla wpiął we włosy.
Podczas nieobecności Walli Moora poszła zbierać miód na wesele, niełatwo go jednak było znaleźć i musiała odejść od obozowiska dalej niż zwykle. Trafiła do doliny pełnej wielkich kamieni. W dolinie panowała niezwykła cisza, nie było słychać ptaków ani owadów. Miała już stamtąd odejść, kiedy dostrzegła gniazdo z wielkimi białymi jajami, największymi, jakie kiedykolwiek widziała. Muszę je zabrać na wesele, pomyślała i sięgnęła ręką do gniazda.
W tej samej chwili usłyszała, że coś wielkiego przesuwa się po kamieniach, i nie zdołała odskoczyć ani nawet otworzyć ust, a już olbrzymi brunatnożółty wąż owinął się wokół jej pasa. Moora walczyła, lecz nie udało się jej uwolnić. Popatrzyła w błękitne niebo nad doliną i próbowała wezwać Wallę, lecz nie miała już powietrza w płucach i nie zdołała wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Wąż zaciskał się wokół niej coraz mocniej, aż w końcu wydusił z niej całe życie, pogruchotał wszystkie kości w ciele. Potem popełzł z powrotem w cienie, z których się wynurzył, gdzie nie dało się go dostrzec, bo jego kolory zlewały się z grą świateł i cieni wśród drzew i kamieni w dolinie. Upłynęły dwa dni, zanim znaleziono ciało Moory. Rodzice dziewczyny byli niepocieszeni, matka z płaczem pytała ojca, co powiedzą Walli po jego powrocie do domu.
Andrew, ożywiony opowieścią, popatrzył na Harry’ego i Birgittę.
– Ognisko już dogasało, kiedy następnego dnia o świcie Walla powrócił z polowania. Chociaż wyprawa była pełna trudów, krok miał lekki, a oczy błyszczące i wesołe. Podszedł do rodziców Moory, którzy w milczeniu siedzieli przy ognisku. „Oto moje dary dla was” – powiedział. A polowanie się udało. Przyniósł kangura, wombata i uda emu.
„Wróciłeś akurat w czas na pogrzeb, Wallo, ty, który miałeś być naszym synem” – odpowiedział mu ojciec Moory. Walla, wstrząśnięty, ledwie zdołał ukryć swój żal i smutek, lecz ponieważ był dzielnym wojownikiem, powstrzymał łzy i spytał chłodno: „Dlaczego jeszcze jej nie pochowaliście?”. „Ponieważ znaleźliśmy ją dopiero dzisiaj” – odparł ojciec. „Wobec tego pójdę za nią i będę się domagał powrotu jej ducha. Nasz wirinun, czarownik, może uleczyć jej pogruchotane kości, a ja na powrót tchnę w nią życie”. „Jest za późno” – powiedział ojciec Moory. „Jej duch już powędrował tam, gdzie udają się duchy wszystkich zmarłych kobiet. Ale ten, kto ją zabił, wciąż żyje. Znasz swój obowiązek, synu?”
Walla bez słowa odszedł do jaskini, w której mieszkał wraz z innymi nieżonatymi mężczyznami z plemienia. Do nich również się nie odezwał. Upłynęło kilka miesięcy, a Walla wciąż nie uczestniczył w śpiewach i tańcach, tylko siedział samotnie. Niektórzy uważali, że chciał, aby serce mu stwardniało i zapomniało o Moorze. Inni przypuszczali, że planuje wyprawę do królestwa śmierci kobiet. „To mu się nigdy nie uda” – twierdzili. „Istnieje osobne miejsce dla kobiet i osobne miejsce dla mężczyzn”.
W końcu do ogniska przyszła pewna staruszka. „Mylicie się” – powiedziała. „On po prostu zatopił się w myślach o tym, w jaki sposób ma pomścić swoją ukochaną. Wydaje się wam, że starczy wziąć włócznię i zabić Bubbura, wielkiego brunatnożółtego węża? Nigdy go nie widzieliście, ale ja w młodości raz go spotkałam. I tego dnia posiwiały mi włosy. To najstraszniejszy widok, jaki można sobie wyobrazić. Uwierzcie moim słowom, Bubbura można pokonać tylko na jeden sposób: odwagą i przebiegłością, a tego, jak sądzę, młodemu wojownikowi nie brakuje”.
Następnego dnia Walla podszedł do ogniska. Oczy mu błyszczały, wydawał się niemal uradowany, kiedy pytał, kto wybierze się z nim zbierać gumę. „Przecież mamy gumę” – odparli zaskoczeni takim dobrym humorem Walli. „Możemy ci dać”. „Chcę mieć świeżą gumę” – oświadczył. Śmiejąc się z ich przerażenia, powiedział: „Chodźcie ze mną, pokażę wam, do czego mi potrzebna guma”. Zaciekawieni ruszyli za nim, a kiedy już nazbierali gumy, Walla zaprowadził ich do doliny z wielkimi kamieniami. Tam na najwyższym drzewie zbudował podest, a towarzyszom kazał wycofać się do ujścia rzeki. Na drzewo zabrał tylko swego najlepszego przyjaciela. Stamtąd zaczęli wzywać Bubbura po imieniu, aż echo potoczyło się przez dolinę, a słońce wzeszło na niebie.
I nagle pojawiła się brązowożółta głowa, która kołysała się w przód i w tył, szukając miejsca, z którego dochodziło wołanie. Wokół niej roiło się od mniejszych żółtobrązowych węży, które najwyraźniej wykluły się z jaj widzianych przez Moorę. Walla i jego przyjaciel ugnietli z gumy wielkie kule. Kiedy Bubbur ujrzał ich na drzewie, otworzył paszczę, wysunął język i wyciągnął się do nich. Słońce stało teraz w zenicie i biało-czerwona paszcza Bubbura aż lśniła. W momencie kiedy wąż zaatakował, Walla cisnął największą gumową kulę wprost w otwartą gardziel węża, który odruchowo zamknął paszczę, wbijając zęby w gumę.
Bubbur opadł na ziemię, lecz nie mógł pozbyć się gumy, która skleiła mu pysk. Walli i jego przyjacielowi udało się powtórzyć tę samą sztuczkę ze wszystkimi mniejszymi wężami i wkrótce wszystkie zostały unieszkodliwione. Wtedy Walla wezwał pozostałych mężczyzn. Ci nie okazali litości, uśmiercili wszystkie węże. Bubbur zabił przecież najpiękniejszą dziewczynę plemienia, a potomstwo węża mogło pewnego dnia osiągnąć takie same rozmiary jak on. Od tego dnia groźnego brązowożółtego węża Bubbura rzadko można spotkać w Australii, ale ludzki strach z każdym upływającym rokiem czyni go dłuższym i grubszym.
Andrew wypił resztę swojego ginu z tonikiem.
– I jaki z tego morał? – spytała Birgitta.
– Że miłość to większe misterium niż śmierć. I że należy wystrzegać się węża.
Andrew zapłacił za drinki, wesoło poklepał Harry’ego po plecach i wyszedł.
MOORA
6. SZLAFROK, STATYSTYKA I RYBKA AKWARIOWA
Otworzył oczy. Zza okna, w którym leniwie powiewała zasłona, dochodził szum budzącego się miasta. Harry leżał i przyglądał się absurdowi na ścianie po drugiej stronie pokoju: zdjęciu szwedzkiej pary królewskiej. Królowej ze spokojnym, dodającym otuchy uśmiechem i królowi, który wyglądał tak, jakby ktoś przyłożył mu do pleców nóż. Harry rozumiał, jak król musiał się czuć. Jego również w trzeciej klasie podstawówki nakłoniono do wystąpienia w roli księcia w bajce o pięknej księżniczce.
Rozległ się szum lejącej się wody i Harry przesunął się na drugą stronę łóżka, żeby powąchać poduszkę. Na prześcieradle leżał długi rudy włos – a może parzydełko meduzy?
Czuł się lekki, dosłownie jak piórko. Tak lekki, że miał obawy, iż powiew zasłon podniesie go z łóżka i wyciągnie za okno, a unosząc się nad Sydney w porannych godzinach szczytu odkryje, że nie ma na sobie ubrania. Doszedł do wniosku, że ta lekkość bierze się stąd, iż jego ciało w ciągu nocy pozbyło się