Człowiek nietoperz. Ю НесбёЧитать онлайн книгу.
pozwolono więc wybudować hotele wzdłuż Złotego Wybrzeża w stronę Brisbane i przywieźć tu japońskich dyrektorów, kucharzy i recepcjonistów, natomiast Australijczycy mogli pracować jako pokojówki i pikolacy. Taka sytuacja prędzej czy później musi wywołać reakcję. Nikt nie lubi być pucybutem we własnym kraju.
– Zakładam, że twój naród również?
Andrew uśmiechnął się z goryczą.
– Europejczycy nigdy nie złożyli u Aborygenów podania o zezwolenie na pobyt.
Harry spojrzał na zegarek. Do otwarcia The Albury, gdzie pracowała Inger Holter, pozostało jeszcze parę godzin.
– Może chcesz przedtem zajrzeć do domu? – spytał.
Andrew pokręcił głową.
– Ostatnio nie spotykam tam nikogo oprócz siebie.
– Ostatnio?
– Tak, w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Jestem rozwiedziony. Żona i córki mieszkają w Newcastle. Próbuję się z nimi widywać tak często, jak tylko mogę, ale to kawałek stąd, a dziewczynki niedługo już tak urosną, że same będą sobie organizowały weekendy. Wkrótce pewnie się przekonam, że nie jestem jedynym mężczyzną w ich życiu. To śliczne diabełki. Czternaście i piętnaście lat. Cholera, przegnałbym każdego chłopaka, który ośmieliłby się zbliżyć do drzwi.
Andrew uśmiechnął się szeroko. Harry nie mógł nie darzyć sympatią tego niezwykłego kolegi po fachu.
– Taka już kolej rzeczy, Andrew.
– Racja, stary. A jak jest u ciebie?
– Cóż, nie mam kobiety. Nie mam dzieci. Nie mam psa. Mam jedynie szefa, ojca i paru typków, których wciąż nazywam kumplami, chociaż telefonują coraz rzadziej. Ja podobnie.
– W tej kolejności?
– W tej.
Roześmiali się, a potem siedzieli, obserwując rozpoczynający się popołudniowy ruch. Andrew zamówił jeszcze jedną victoria bitter. Ze sklepów i banków wylewał się strumień siwowłosych Greków o orlich nosach, Azjatów w okularach i ciemnych garniturach, Holendrów i długonosych dziewcząt o rudych włosach, niewątpliwie brytyjskiego pochodzenia. Wszyscy podbiegali, żeby złapać autobus do Parramatta albo podziemną kolejkę do stacji przesiadkowej Bondi. Ludzie interesu w krótkich spodenkach – fenomen typowo australijski, jak powiedział Andrew – kierowali się do nabrzeży, żeby wsiąść na któryś z promów płynących na przedmieścia położone na północnym brzegu zatoki Port Jackson.
– I co teraz robimy? – spytał Harry.
– Idziemy do cyrku! Jest tu, kawałek dalej przy tej ulicy. Obiecałem przyjacielowi, że któregoś dnia tam zajrzymy. A dzisiaj też jest dzień, prawda?
W The Powerhouse niewielka trupa cyrkowa już rozpoczęła popołudniowe bezpłatne przedstawienie dla nielicznej, lecz bardzo młodej i entuzjastycznie nastawionej publiczności. Andrew wyjaśnił, że gdy po Sydney jeździły jeszcze tramwaje, w tym budynku mieściła się elektrownia i zajezdnia tramwajowa. Obecnie funkcjonował jako swoiste muzeum techniki. Para biuściastych dziewcząt zakończyła właśnie niezbyt spektakularny numer na trapezie, zebrała jednak gorące oklaski.
Potem na scenę wtoczono wielką gilotynę, a jednocześnie wszedł klaun. Ubrany był w kolorowy kostium i pasiastą czapkę zainspirowaną najwyraźniej przez rewolucję francuską. Ku wielkiej uciesze dzieci potykał się i przewracał. Po chwili dołączył do niego inny klaun w długiej białej peruce i Harry zrozumiał, że ma on przedstawiać Ludwika XVI.
– Przewagą jednego głosu skazany na śmierć! – obwieścił klaun w pasiastej czapce.
Skazańca zaprowadzono na szafot, gdzie ku nieustającemu zachwytowi dzieci po wielu krzykach i wrzaskach położył wreszcie głowę pod nóż. Rozległo się krótkie bębnienie, gilotyna opadła i ku zaskoczeniu wszystkich, włącznie z Harrym, obcięła monarsze głowę z odgłosem przypominającym uderzenie siekiery w lesie w pogodny zimowy ranek. Głowa w peruce odskoczyła i potoczyła się do kosza. Zgasło światło, a gdy się ponownie zapaliło, bezgłowy król stał w kręgu reflektorów z własną głową pod pachą. Zachwyt dzieci nie miał końca. Potem światło znów zgasło, a gdy zapaliło się ponownie, na scenie stała już cała trupa, kłaniając się widzom. Przedstawienie dobiegło końca.
Gdy strumień ludzi ruszył ku wyjściu, Andrew i Harry skierowali się za kulisy. W prowizorycznej garderobie artyści już zdejmowali kostiumy i zmywali szminki.
– Otto, przywitaj się z moim kolegą z Norwegii! – zawołał Andrew.
Jedna z twarzy się obróciła. Ludwik XVI wyglądał nieco mniej majestatycznie bez peruki i ze szminką rozmazaną na twarzy:
– Tuka!
– Harry, to jest Otto Rechtnagel.
Otto eleganckim ruchem wyciągnął rękę, nadstawiając grzbiet dłoni, a kiedy Harry, nieco zmieszany, poprzestał na jej lekkim uściśnięciu, zrobił urażoną minę.
– Nie pocałujesz, przystojniaczku?
– Otto uważa się za kobietę, w dodatku kobietę szlachetnego rodu.
– Co za bzdury, Tuka. Otto zawsze wiedziała i wie, że jest mężczyzną. Wyglądasz na zdezorientowanego, młody człowieku, może chciałbyś się sam przekonać? – Otto roześmiał się perliście i kobieco.
Harry poczuł, że czerwienieją mu koniuszki uszu. Tymczasem para sztucznych rzęs zatrzepotała z wyrzutem w stronę Andrew.
– Czy ten twój przyjaciel umie mówić?
– Przepraszam. Nazywam się Harry… hm… Holy. Wspaniały numer. Świetne kostiumy. Bardzo… żywy. I niezwykły.
– Ten numer z Ludwikiem XVI? Niezwykły? Przeciwnie, to klasyka. Został po raz pierwszy wykonany przez klaunów ze słynnej rodzinnej trupy Jandaschewskych, zaledwie w dwa tygodnie po prawdziwej egzekucji w styczniu 1793. Widzowie to uwielbiali. Ludzie zawsze kochali publiczne egzekucje. Wiesz, ile powtórek z zabójstwa Kennedy’ego pokazują ogółem rocznie amerykańskie stacje telewizyjne?
Harry pokręcił głową.
Otto zamyślony popatrzył w sufit.
– Całkiem sporo.
– Otto uważa się za spadkobiercę wielkiego Jandaschewsky’ego – wyjaśnił Andrew.
– Ach, tak? – Słynne rodziny klaunów nie były specjalnością Harry’ego.
– Wydaje mi się, Tuka, że twój przyjaciel nie jest do końca oświecony. Rodzina Jandaschewskych była wędrowną trupą muzykujących klaunów, którzy przybyli do Australii na przełomie wieków i tu się osiedlili. Urządzali przedstawienia cyrkowe aż do śmierci Jandy’ego w 1971. Zobaczyłem go po raz pierwszy, kiedy miałem sześć lat. Już od tamtej pory wiedziałem, kim zostanę. I tak właśnie jest.
Otto uśmiechnął się spod warstwy szminki smutnym uśmiechem klauna.
– Skąd wy dwaj się znacie? – spytał Harry.
Andrew i Otto wymienili spojrzenia. Harry dostrzegł drgania w kącikach ust i zrozumiał, że znalazł się w kłopotach.
– Chodzi mi tylko o to, że… policjant i klaun… to dość…
– To długa historia – powiedział Andrew. – Można w zasadzie powiedzieć, że dorastaliśmy razem. Otto oczywiście sprzedałby swoją matkę za mój tyłek, ale ja już w młodym wieku