Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały. Joanna FaberЧитать онлайн книгу.
mówić: „Zapnij pasy albo nie zawiozę cię do kolegi”,
udziel informacji: „Przepisy mówią, że każdy musi zapiąć pasy, zanim samochód ruszy”.
Zamiast mówić: „Co ty sobie myślisz? Nie zostawiaj sera na krześle”,
udziel informacji: „Pies może zjeść ten ser”.
Urok tego narzędzia polega też po części na tym, że człowiek się nie irytuje, kiedy metoda nie zadziała. Gdy wydajesz dziecku bezpośrednie polecenie – „Natychmiast zapnij pasy!” – a ono nie reaguje, od razu wpadasz w złość. Ale gdy udzielasz informacji i pozostaje to bez echa, możesz użyć innego narzędzia i nie masz wrażenia, że dziecko cię zlekceważyło. Będziesz w lepszym nastroju, żeby wypróbować coś innego.
Wracaliśmy do domu i Benjamin chciał wyjąć pocztę ze skrzynki. Wniósł papiery do środka i natychmiast wyrzucił wszystko w powietrze. Zamiast mówić: „Hej, tak się nie robi! Pozbieraj to zaraz”, powiedziałam: „Benny, pocztę odkładamy na biurko”.
Pozbierał wszystko i odłożył na biurko.
Kontrolując zachowanie dzieci, powtarzamy do znudzenia te same kwestie. Już to wszystko słyszeli. I to wiele razy! Spójrzmy prawdzie w oczy, dzieci są głuche na nasze marudzenie. Zresztą podobnie zachowują się dorośli. Co byście woleli usłyszeć, kiedy będziecie wychodzić z sali po zakończeniu tych zajęć?
„Znowu nie zasunęliście krzeseł. Ile razy mam wam to powtarzać? Nie ma tu służącej, która posprząta po was klasę”.
Albo:
„Krzesła!”.
– Gdybyś powiedziała to pierwsze, to miałabym pokusę, żeby walnąć cię tym krzesłem w głowę – przyznała Toni.
– Będę o tym pamiętać!
– Powiedziałam tylko, że miałabym pokusę – zapewniła mnie Toni. – Prawdopodobnie nie zrobiłabym tego. Ale mówiąc serio, czuję różnicę. Kiedy mówisz: „Krzesła!”, dajesz nam chwilę do namysłu. Zakładasz, że jeśli tylko zasygnalizujesz problem, to chętnie go rozwiążemy. Tym pierwszym sposobem okazujesz brak szacunku. Sugerujesz, że jesteśmy leniwymi, bezmyślnymi osobami.
– Tak! Trafiłaś w samo sedno. To nie jest tylko proste narzędzie, ale zupełnie inne nastawienie. Zakładasz, że twoje dziecko samo sobie powie, co ma zrobić.
Co się dzieje, kiedy powiesz do czterolatka: „Ogryzek!”? Musi pomyśleć. „Ogryzek? Co z ogryzkiem? Och, zostawiłam go na kanapie. Chyba powinnam go wyrzucić do śmieci”. Dziecko samo sobie mówi, co ma zrobić. Nie odczuwa, że ktoś mu rozkazuje. I nie będzie miało ochoty walnąć cię tym ogryzkiem w głowę.
Uważaj tylko, aby tym pojedynczym słowem był rzeczownik, a nie czasownik. Czasownik może zabrzmieć jak rozkaz. Siadaj! Chodź! Ucisz się! To się nadaje do tresowania psów, a nie wychowywania dzieci.
Poprosiłam grupę o podanie przydatnych przykładów. Propozycje popłynęły szeroką falą:
„Pasy”. (Zamiast: „Natychmiast zapnij pasy”).
„Kurtka”. (Zamiast: „Podnieś kurtkę z podłogi i odwieś ją na wieszak”).
„Światło”. (Zamiast: „Ile razy mam ci powtarzać, żebyś zgasił światło, kiedy wychodzisz z łazienki?”).
Gest mycia zębów.
Gest przyłożenia palca do ust.
Gest mycia rąk.
Najprzyjemniejsze w tej metodzie jest to, że można jej używać niezależnie od nastroju: kiedy człowiek ma dobry humor i kiedy jest zły. Jeśli setny raz prosisz dziecko, żeby nie zostawiało na kanapie ogryzka od jabłka, a tymczasem właśnie usiadłeś na oślizgłym, zgniłym ogryzku i czujesz, jak wilgoć przenika przez spodnie, możesz wstać i ryknąć: „OGRYZEK OD JABŁKA!”. Dla rodzica to rodzaj terapii, a u dziecka nie spowoduje długotrwałych szkód psychologicznych. Wyraziłeś dosadnie, co czujesz, nie uciekając się do atakowania, przezywania czy gróźb.
Z wielkim trudem przychodzi mi rezygnowanie z wygłaszania kazań, kiedy dzieci zostawiają na wierzchu jedzenie. Wyjątkowo mnie to denerwuje. Chcecie wiedzieć, co mówię? „Znowu nie schowałeś mleka. Już ci mówiłam, że jeśli jesteś dostatecznie duży, żeby wyjąć jedzenie z lodówki, to możesz też sam je schować. A tak to cały karton skwaśnieje. Wiesz, ile kosztuje mleko?”. Mogę tak bez końca!
Czasami pojedyncze słowo nie wystarczy i trzeba wypowiedzieć kilka. Dziecko może dobrze zareagować, jeśli potrafisz ograniczyć się do prostego opisu, nie dodając pełnego złości polecenia albo oskarżenia.
Zamiast mówić: „Nie zostawiaj kurtki na podłodze. Nie mam zamiaru po tobie sprzątać”,
opisz: „Kurtka leży na podłodze”.
Zamiast mówić: „Robisz wielki bałagan. Posprzątaj to albo schowam farby”,
opisz: „Farba cieknie”.
Zamiast mówić: „Wracaj tu zaraz! Jesteś na pół goły!”,
opisz: „Widzę chłopca, który biega w niekompletnej piżamie. Ma na sobie koszulkę i zaraz włoży… spodnie!”.
W ostatnim przykładzie można było zauważyć, że kiedy opisujesz, co widzisz, to skupiasz się na pozytywnych aspektach. Opisz postępy, które dostrzegasz, zanim wskażesz, co jeszcze trzeba zrobić. Zamiast mówić: „Widzę, że nie skończyłeś sprzątania”, możesz powiedzieć: „Widzę, że odłożyłeś na miejsce prawie wszystkie samochody i klocki! Została tylko jedna wywrotka i kilka klocków”.
Jako rodzice i nauczyciele wymagamy od siebie nieskończonej cierpliwości do dzieci. Oczekujemy, że wystarczy wziąć głęboki oddech, policzyć do dziesięciu, zwizualizować sobie jakieś rajskie miejsce, aby zawsze zachowywać spokój i kontrolować sytuację. To zupełnie oderwane od życia! Jesteśmy ludźmi, a nie robotami. Udawanie, że wciąż zachowujemy spokój, to bardzo zły pomysł, bo większość z nas i tak w końcu eksploduje.
Dziecko powinno wiedzieć, co odczuwa druga osoba. To bywa pomocne. Dzieci muszą wiedzieć, kiedy ich rodzice czy nauczyciele są przerażeni, sfrustrowani, rozgniewani. Trudno im pojąć, co się dzieje, gdy nasze słowa nie współgrają z emocjami.
Kiedy opisujesz, co czujesz, nie tylko dajesz dziecku ważną informację, ale również kształtujesz słownik emocjonalny, którym może się posłużyć, kiedy samo będzie przeżywać całą gamę uczuć.
Prasowałem właśnie koszulę, kiedy Jamie poprosił mnie, żebym mu pomógł zrobić kanapkę z masłem orzechowym i dżemem. Zazwyczaj w takiej sytuacji przerwałbym prasowanie, żeby mu pomóc. Musiałbym odłączyć żelazko od prądu i odstawić w takie miejsce, żeby Kara nie mogła go dosięgnąć. Ale tym razem zdałem sobie sprawę, że wcale nie mam ochoty tego robić, więc powiedziałem do syna:
– Wyprasuję najpierw tę koszulę, bo inaczej będę nie w humorze. Pomogę ci, jak tylko skończę prasować