Эротические рассказы

Millennium. David LagercrantzЧитать онлайн книгу.

Millennium - David Lagercrantz


Скачать книгу
kiedy nikt ci nie wierzy. Zwariować.

      – Co?

      – Człowiek się rozsypuje, kiedy go ciągle ignorują.

      – A więc gość popadł w bezdomność i w psychozę, bo osoby takie jak ja nie mają siły go słuchać? – spytała.

      – Nie miałem tego na myśli.

      – Ale tak to zabrzmiało.

      – W takim razie przepraszam.

      – Dziękuję.

      – Słyszałem, że tobie też nie było lekko.

      – A co to ma do rzeczy?

      – Pewnie nic.

      – Właśnie, dziękuję za wizytę – powiedziała.

      – Boże – mruknął. – Co się z tobą dzieje?

      – Co się ze mną dzieje? – powtórzyła za nim, wstając. Przez kilka sekund patrzyli sobie z wściekłością w oczy.

      Mikael miał absurdalne wrażenie, że uczestniczy w pojedynku, jakby byli pięściarzami na ringu, i nagle, nieświadomi, jak to się stało, znaleźli się tuż obok siebie. Poczuł jej oddech, zobaczył jej płonące oczy, uniesioną pierś, lekko przechyloną na bok głowę; i wtedy ją pocałował. Przemknęła mu myśl, że zrobił niewybaczalne głupstwo. Ale Catrin odwzajemniła pocałunek, przez kilka sekund patrzyli na siebie ze zdumieniem, jakby żadne z nich nie rozumiało, co się dzieje.

      A potem chwyciła go za kark i przyciągnęła do siebie, moment i stracili panowanie nad sobą, wylądowali na sofie, potem na podłodze, i w samym środku tego obłędu Mikael zdał sobie sprawę, że pożądał jej od chwili, kiedy pierwszy raz spojrzał na jej zdjęcia w sieci.

      ROZDZIAŁ 9

24 SIERPNIA

      W LABORATORIUM Zakładu Medycyny Sądowej Fredrika Nyman rozmyślała o swoich córkach, zastanawiając się, gdzie popełniła błąd.

      – Nie rozumiem – powiedziała, zwracając się do swego kolegi Mattiasa Holmströma.

      – Czego nie rozumiesz? – spytał.

      – Dlaczego tak się złoszczę na Josefin i Amandę. Aż się trzęsę.

      – A co cię tak denerwuje?

      – Że są takie aroganckie. Nawet nie mówią „cześć”.

      – O co ci chodzi, przecież są nastolatkami. To zupełnie naturalne. Nie pamiętasz, jaka byłaś w ich wieku?

      Fredrika pamiętała. Jako dziewczynka zachowywała się wręcz wzorowo: była świetną uczennicą, grała na flecie poprzecznym i trenowała siatkówkę, śpiewała w chórze, była uprzejma i dobrze wychowana. Zawsze uśmiechnięta i „tak, mamo, oczywiście, tato”, jak pogodny żołnierzyk. Na pewno zdarzało się, że bywała niemożliwa, ale jednak… Żeby nawet nie odpowiadać, kiedy do ciebie mówią?

      To wprost nie do pojęcia; nic dziwnego, że ciągle się złości, a wieczorami wydziera się na córki. Jest przemęczona. Powinna się wreszcie wyspać i zaznać trochę spokoju, a sobie wypisać coś na sen, najlepiej od razu jakiś lek narkotyczny. Skoro kiedyś była taką grzeczną nastolatką, to teraz mogłaby trochę zaszaleć z czerwonym winem i tabletkami przeciwbólowymi. Zaśmiała się do siebie. Odpowiedziała coś zdawkowo Mattiasowi, który uśmiechnął się tak miło, że na niego też miałaby ochotę nawrzeszczeć.

      Znów przypomniał jej się żebrak. W pracy tylko ta sprawa zajmowała ją naprawdę, udawała przed sobą, że policja wcale jej nie zlekceważyła. Zamówiła datowanie węglowe: analizę C14 zębów, która ustali wiek mężczyzny z dokładnością do dwóch lat, i C13, która ujawni nawyki żywieniowe w dzieciństwie, kiedy wykształcały się zęby, i określi stosunek izotopowy strontu i tlenu.

      Porównała autosomalne wyniki DNA z bazą danych internationalgenome.org i okazało się, że mężczyzna najprawdopodobniej pochodził z południowych rejonów Azji Środkowej. Jednak niewiele jej to dało i wciąż czekała na analizę segmentową włosów. W najgorszym razie odpowiedź będzie dopiero za parę miesięcy, więc jak tylko mogła, naciskała na Zakład Chemii i Toksykologii Sądowej, a teraz postanowiła jeszcze raz zadzwonić do swojej sekretarki medycznej.

      – Ingela, wiem, że zanudzam – zaczęła.

      – Z was wszystkich ty akurat zanudzasz najmniej. Dopiero ostatnio się poprawiłaś w tym względzie.

      – Są już wyniki analizy włosów?

      – Tego bezimiennego?

      – Właśnie.

      – Czekaj, zajrzę do raportów.

      Fredrika bębniła po stole, patrząc na zegar. Dwadzieścia po dziesiątej, a już by zjadła lunch.

      – Proszę, proszę – odezwała się po chwili Ingela. – Przyspieszyli. Już mam. Zaraz ci przyniosę.

      – Powiedz tylko, co tam napisali.

      – Napisali… Zaczekaj chwilę.

      Fredrika poczuła dziwne zniecierpliwienie.

      – Musiał mieć długie włosy – ciągnęła Ingela. – Mamy tu całe trzy segmenty i wszystkie są… negatywne. Ani śladu opiatów czy benzo.

      – Czyli nie był polinarkomanem.

      – Tylko najnormalniejszym, regularnym alkoholikiem. Nie, czekaj… tu mam… dawniej brał arypiprazol, czyli neuroleptyk, tak?

      – Właśnie, stosowany w schizofrenii.

      – Ale to jedyne, co tu widzę.

      Fredrika rozłączyła się i przez chwilę siedziała zamyślona. Zatem facet nie brał żadnych psychotropów, jeśli nie liczyć arypiprazolu. Jak to rozumieć? Przygryzła wargę i spojrzała ze złością na Mattiasa, który znów się głupio uśmiechnął. To chyba dosyć oczywiste, prawda? Albo facet nagle – może przypadkiem – trafił na takie mnóstwo tabletek nasennych i połknął wszystkie, albo ktoś pozbawił go życia, dodając mu te tabletki do flaszki. Tak czy owak, nie miała pojęcia, jak może smakować mieszanka zopiklonu z wódką. Pewnie nie najlepiej, choć domyślała się, że facet nie był wybredny. Z drugiej strony po co ktoś miałby go zabijać? Trudno powiedzieć, przynajmniej na tym etapie. Przyjmując ten scenariusz, i tak mogła wykluczyć nieumyślne zabójstwo. Bez wątpienia nie było to zabójstwo w afekcie. Potrzeba pewnej wiedzy, aby zmieszać tabletki z wódką i jeszcze doprawić opiatem. Dekstropropoksyfenem.

      Dekstropropoksyfen.

      Zrodziło to pewne podejrzenie. Z dodatkiem dekstropropoksyfenu ten koktajl stał się aż za dobry – jakby wyszedł spod ręki farmaceuty albo kogoś, kto konsultował się z lekarzem. Podekscytowała ją ta myśl i zaczęła się zastanawiać, co powinna zrobić. Mogła zadzwonić do Hansa Fastego i usłyszeć od niego kolejny wykład na temat zachowania takich pajaców. Nie, nie ma na to ochoty. Skończyła pisać raport i zadzwoniła do Mikaela Blomkvista. Skoro raz puściła farbę, równie dobrze może to kontynuować.

      CATRIN LINDÅS siedziała w domku Mikaela w Sandhamn, usiłując sklecić komentarzyk redakcyjny do „Svenska Dagbladet”. Nie za bardzo jej szło. Brakowało motywacji, miała dość deadline’ów i zniechęcała ją sama myśl o posiadaniu jakichś poglądów. Ogólnie rzecz biorąc, miała dość wszystkiego poza Mikaelem Blomkvistem, co rzecz jasna było idiotyczne. Ale nie mogła nic na to poradzić. Powinna pojechać do domu, zająć się kotem i swoimi kwiatkami, i w ogóle wykazać się samodzielnością.

      Nic z tego nie wychodziło. Przykleiła się do niego i – o dziwo – nawet się nie kłócili,


Скачать книгу
Яндекс.Метрика