Seksowny kłamca. Christina LaurenЧитать онлайн книгу.
dobrze.
Jak ona ładnie pachnie.
Jej dłonie przesuwają się po moich plecach, do szyi.
Logan milczy, ale widzę, że jej dobrze. Czuję to w jej palcach wplątanych w moje włosy, ruchach bioder i napiętych sutkach. Widać, że zaznała już przedtem dobrego seksu, wie, czego pragnie jej ciało. Chce, bym wszedł głęboko, chce, żebym mocno się do niej przycisnął i przesuwał. Teraz, jak już zaczęliśmy, Logan nie jest nieśmiała, wręcz przeciwnie, bierze, bierze i bierze to, co jej daję.
Kobiety czasami rozmawiają w łóżku, a jeśli nie one, to ja to robię. Teraz jednak słyszę tylko nasze oddechy; wciągane przez nią powietrze, silne wydechy i wspólne ruchy ciał. A potem mimowolne westchnienia nas obojga, kiedy przyśpieszam i zwiększam siłę nacisku. Jej piersi poruszają się pode mną, biodra unoszą się z kanapy. To ona posuwa mnie od dołu, narzuca tempo i rytm, jakiego potrzebuje.
Ponieważ zachowuje milczenie, jej orgazm całkowicie mnie zaskakuje; nadchodzi jak fala przyboju, a na wydany przez nią dźwięk – zduszony, pełen ulgi okrzyk – popadam w szaleństwo. Chcę go usłyszeć jeszcze raz, ale dłużej.
Nie przestaję, prowadzę ją dalej, aż dziewczyna jakby opada z sił pode mną, a wtedy ja staczam się na podłogę, pociągając ją za sobą – tym razem to ona siedzi na moich biodrach.
– Bierz – szepczę w nadziei, że zrozumie. Dzisiaj w nocy chcę, by poczuła całkowitą ulgę.
Blask jej oczu, kiedy na mnie spogląda, mówi mi, że tego właśnie potrzebuje. Uwielbia seks. Właściwie, do licha, wyjaśnienie, dlaczego kobieta z takim doświadczeniem i tak zmysłowa nie ma facetów na zawołanie, kompletnie mnie przerasta. Unosi biodra, zaczyna mnie ujeżdżać, po czym znów wpada w rytm, znów doprowadza się do punktu tuż przed końcem. Jej skóra błyszczy od potu, palce wbijają się w moją pierś, kark, chwytają mnie mocno. Niemal groźnie. „Za drugim razem ma być lepiej” – daje do zrozumienia jej ciało. „Bardziej. Dłużej. Mocniej”.
– O cholera – mówi, dysząc i w końcu – cholera – w końcu jest. Rozogniona, ściśnięta i wilgotna, tak cholernie wilgotna, że sama nabija się głębiej na mój penis. Z jękiem próbuję powstrzymać moje ciało, które chce się poddać i pragnie zakończyć tak gwałtownie, że pewnie zobaczyłbym wszystkie gwiazdy.
Ale wiem, że to jeszcze nie koniec.
Wpatruję się w gładki łuk jej szyi, wdzięczny prosty obojczyk, kiedy dziewczyna posuwa mnie teraz wolniej, opada niżej. Obserwuję jej szybko unoszące się i opadające piersi łapiące powietrze. Kompletnie się zatraciła. We mnie. Zaufała mi na jedną doskonałą chwilę.
Jest piękna, błyskotliwa, nieco nieufna, a mimo to jest tutaj, wpuściła mnie do siebie. Chcę na to zasłużyć. Boję się, że dojdę do końca gwałtownie i bez kontroli, że nie osiągnę spełnienia, bo ten lekki przedsmak, który mi właśnie daje, na pewno nie wystarczy.
– Dobrze? – wydobywam z siebie, przesuwając dłońmi po jej talii i wyżej, ujmując jej piersi.
Ona z wysiłkiem unosi głowę, w oczach ma pragnienie.
– Ustaw się za mną – mówi.
Bez słowa unoszę ją, pomagam uklęknąć, a potem znów się wsuwam, nie mogąc powstrzymać przeciągłego, niskiego jęku.
W pamięć zapadają mi linie mięśni na jej plecach, jej łechtaczka pod moimi palcami. Obsesyjnie próbuję zapamiętać sposób, w jaki się porusza, niezależnie od pozycji, dźwięk, jaki wydaje, dochodząc do końca.
Wiem, że po wszystkim odwiozę ją do domu, bo nie będzie chciała zostać. Ale w tej chwili seks jest dobry – doskonały – i za każdym razem, kiedy kontrolę nad jej mózgiem przejmuje ciało, które pada w chwili orgazmu, czuję, jak kruszy się kolejny kawałek mojej skorupy.
Chcę poznać ją od czułej strony.
Cholera. Od dawna nie pragnąłem czułości.
– Gdzie zniknąłeś wczoraj wieczorem? – pyta Dylan.
Zamykam drzwi samochodu i blokuję je pilotem.
– Pojechałem z kimś do domu. A wy co robiliście?
– Poszliśmy z powrotem do Dana. – Dylan otwiera drzwi do Freda. – Nie wiem, jak opisać to zioło, którym nas poczęstował, ale powiem ci tylko, że Jenny szczekała jak pies.
Idę za nim, niepewny, czy dobrze usłyszałem przez krzyki setki ludzi i dudnienie rytmicznej muzyki.
– Powiedziałeś, że Jenny szczekała jak pies?
Dylan kiwa głową, a jego blond czupryna podskakuje przy każdym ruchu. Prowadzi nas do baru. Na widok Logan za ladą serce mi podskakuje. Dziewczyna wygląda świetnie w wysoko, bezładnie upiętych włosach, z gołymi ramionami, w białej koszulce ukazującej doskonałe piersi, z twarzą bez makijażu oprócz lśniących ust. Nie przewidziałem, że może tu dzisiaj pracować, dlatego czuję się równocześnie jak idiota i dupek.
Mam nadzieję, że nie pomyśli, iż przyszedłem z jej powodu.
Ale cholera. Nie chcę, by myślała, że jej unikam. Nie chcę, żeby ona mnie unikała.
W myśli daję sobie mocny cios w szczękę.
– Hej, dziwaczko – wita się z nią Dylan, uśmiechając się szeroko.
Znają się?
Dziewczyna z uśmiechem unosi wzrok.
– Cześć, dziwaku.
Zachowuje się inaczej, niżbym oczekiwał po ostatniej nocy, więc chyba mnie nie zauważyła zza jego pleców… ale w tej chwili dziewczyna kładzie na ladzie dwie podstawki pod piwo; wtedy uświadamiam sobie, że wita mnie tak, jak każdego innego klienta. Czuję w środku dziwne napięcie, ale jednocześnie ulgę. Czego się spodziewałem? Że nagle z dziewczyny zdecydowanej na jednonocną przygodę zamieni się w miłośniczkę długich związków?
Dziewczyna kładzie dłonie na ladzie i spogląda na nas wyczekująco.
– Co wam podać?
– Coś na ząb – odpowiada Dylan. Dziewczyna śmieje się, sięga po czereśnię i rzuca ją w powietrze. Dylan łapie ją ustami i przeżuwa, mierząc ją rozbawionym wzrokiem.
A niech to cholera. Dylan nie tylko zna Logan, ale nawet ją lubi?
Przełyka i odzywa się:
– A teraz amaretto sour.
– Amaretto sour? – pytamy chórem Logan i ja.
– Jest doskonałe – upiera się Dylan.
– Odkryłeś w sobie wewnętrzną kobietę? – pytam.
Dylan kręci niedbale głową.
– London robi najlepsze amaretto sour. Poważnie. Spróbuj.
Otwieram usta, by zapytać, kto to jest London, kiedy Logan pochyla się i podaje mu kolejną czereśnię.
– O, dzięki.
Wszystkie mięśnie w moim ciele nagle przestają pracować, a mózg wyje na jałowym biegu.
Dziewczyna nie patrzy na mnie, lecz nie czekając na zamówienie, otwiera jakieś mało znane piwo IPA, stawia na barze i zabiera się do robienia drinka dla Dylana. Nawet gdyby po drugiej stronie pomieszczenia rozległ się huk wystrzału, nie byłbym w stanie oderwać od niej wzroku.
– London? – odzywam się, opierając łokcie na barze. Sięgam po piwo, upijam łyk, a ona unosi głowę i nalewa wstrząśnięty drink do szklanki.
– Hm? – odpowiada, rzucając szybkie spojrzenie