Antropologia pamiÄ™ci. ОтÑутÑтвуетЧитать онлайн книгу.
ciała. A gdy zamknę oczy, nie wiem nawet, gdzie znajduje się moja prawa noga; z jakiegoś niezrozumiałego powodu wydaje mi się, że znajduje się gdzieś powyżej pleców, a nawet wyżej niż głowa. I jeszcze zdarza mi się doznawać (choć wtedy mogę zapanować nad sobą) takich przykrych stanów, jak na przykład: siedzę na krześle i nagle staję się straszliwie wysoki, tułów krótki, a głowa mała, malusieńka jak u kurczaka; trudno to sobie wyobrazić”.
I tak nie może odnaleźć części swojego ciała – rozpadło się ono na kawałki, których nie udaje mu się od razu odszukać: gdzie jest jego ręka? Gdzie noga? Gdzie plecy? Musi długo i uporczywie ich szukać. Jakże to niepodobne do czasów sprzed zranienia, kiedy każda część jego ciała znajdowała się na właściwym miejscu i kiedy o żadnych „poszukiwaniach ich” nie mogło być mowy!
„Często zapominam, w jakim miejscu mego ciała znajduje się przedramię czy pośladek. Często zapominam znaczenia tych dwu słów i ponownie usiłuję je zrozumieć. Wiem, co to ramię, i wiem ponadto, że blisko niego jest przedramię, ale znowu zapomniałem, gdzie się ono znajduje: czy w pobliżu szyi, czy też ręki? To samo odnosi się do słowa „pośladki”. Też zapomniałem, gdzie one się mieszczą: czy w mięśniach nogi powyżej kolan, czy też w okolicach miednicy? Podobnych zagadek w moim ciele kryje się więcej, a nadto nie mogę przypomnieć sobie nazw części ciała. „A teraz proszę mi pokazać swoje plecy” – mówi profesor. Dziwna sprawa, ale w żaden sposób nie mogę tego zrobić. Wiedziałem już, że słowo „plecy” dotyczy mojego ciała, ale gdzie znajduje się ta część ciała, w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć, tak jakby od czasu zranienia w ogóle przestała istnieć. Takich sytuacji, że zapomniałem nazw części ciała, było niemało. To samo powtarza się, gdy profesor prosi: „Pokaż, gdzie masz oko”. Znowu długo zastanawiam się, co oznacza słowo „oko”, i w końcu przypomina mi się jego znaczenie. To samo zdarza się przy słowie „nos”. Pytania padają coraz częściej, coraz bardziej kategorycznie brzmią polecenia: „Pokaż szybko swój nos? Gdzie masz oko? Gdzie ucho?”. Ale wówczas słowa zaczynają mi się plątać: nos, ucho, oko – chociaż bezustannie je sobie powtarzam. Z jakichś powodów nie mogę jednak szybko przypomnieć sobie tego lub innego znanego mi słowa. Zwraca się do mnie lekarz: „Proszę, ręce w bok!” A ja stoję i zastanawiam się, czego on chce? Albo mówi mi: „Ręce w dół”. I znowu zastanawiam się, a nawet szepczę po cichu: „Ręce w dół… ręce w dół… ręce w dół”… Co to oznacza?”
Niekiedy pojawiają się wręcz zaskakujące symptomy: nie tylko utracił orientację w rozmieszczeniu części swojego ciała, ale nawet zapomniał, jak się nimi posługiwać.
Oto jedno z wcześniejszych wspomnień, z pierwszych tygodni po zranieniu, z okresu pobytu w jednym ze szpitali gdzieś w okolicach Moskwy. Zjawisko dość niezwykłe.
„Obudziłem się nagle w środku nocy czując dziwny ucisk w brzuchu. Tak, w moim brzuchu coś się działo, nie odczuwałem potrzeby oddania moczu, ale jakaś inna niewyraźna potrzeba nie dawała mi spokoju, ale o co chodziło?
W żaden sposób nie mogłem uświadomić sobie, w czym rzecz, a ucisk w brzuchu ciągle wzrastał. I nagle zrozumiałem, że muszę wyjść „na stronę”, długo zastanawiałem się jednak, jak to zrobić. Już wiedziałem, że posiadam odpowiednie miejsce służące do wydalania moczu z organizmu, ale tu chodziło o coś innego, w innym miejscu brzucha czułem ucisk”.
[…]
Przestrzeń
Do dziwactw ciała szybko przywykł; dokuczały mu jednak ataki. Pojawiły się także inne niezwykłe stany, które nazwał dziwactwami przestrzennymi, i od nich, niestety, nigdy już nie mógł się uwolnić. Na przykład zbliża się lekarz, wyciąga rękę, a on nie wie, którą rękę należy podać; chce usiąść na krześle i pada, krzesło bowiem stoi bardziej na lewo, niż mu się wydawało; zaczyna jeść – nie może trafić widelcem w potrawę, uderza nim obok kawałka mięsa. A łyżka? Z łyżką dzieją się rzeczy niewiarygodne: nie chce zachowywać się tak jak u innych ludzi – ustawia się zawsze na sztorc, a zupa się z niej wylewa… Zaczęło się to dawno, jeszcze w szpitalu, trwa nadal i ciągnie się przez długie, długie lata…
„Poznawszy moje imię, lekarz mówi: „Jak się masz, Lowa!” – i wyciąga rękę. A ja w żaden sposób nie mogę trafić swoją ręką do jego dłoni. Wtedy znowu mówi do mnie: „Cześć, Lowa!” – i podaje ponownie rękę. A ja podaję mu lewą rękę… Zorientowałem się, zaczynam wyciągać rękę prawą, ale z niewiadomych przyczyn nie mogę tego zrobić, w końcu trafiam jako tako – łapię za jeden palec. Wtedy on znowu uwalnia swoją rękę i mówi: „Cześć, spróbuj jeszcze raz, Lowa!”. Podaje ponownie rękę, próbuję znowu bez widocznych efektów. Wówczas bierze moją rękę i pokazuje mi, jak należy się witać… Po wypadku staram się siadać na krześle bardzo wolno, najpierw oglądam miejsce, na którym chcę usiąść, a kiedy już siadam, nagle z przestrachem próbuje złapać krzesło rękoma, boję się, że upadnę na podłogę. Czasami bywa tak, że w trakcie siadania padam, a to dlatego, że – jak się okazuje – krzesło stoi za daleko ode mnie”.
Wyjątkowo dokuczliwe były następstwa „dziwactw przestrzennych” w momencie siadania przy stole. Oto siada przy stole i chce pisać, a ołówek nie chce go słuchać – nie wie, jak się nim posługiwać; siada do obiadu i pojawia się problem, jak wziąć nóż, widelec, jak trzymać łyżkę?
Niestety, zapomniał najprostszych czynności nawykowych.
„Trzymam w ręku ołówek, ale zupełnie nie wiem, co z nim zrobić. Utraciłem umiejętność posługiwania się ołówkiem… Próbuję jeść łyżką pierwsze danie, ale ani ręka, ani łyżka, ani nawet usta nie chcą mnie słuchać, ciągle się mylę. Wolno poruszam ręką, łyżką, talerzem, oblewam się, brudzę… podsuwam rękę trzymającą łyżkę to do brody, to do nosa, a do ust w żaden sposób nie mogę trafić! Zauważam też, że łyżka w mojej ręce zachowuje się jak zaczarowana, w żaden sposób nie mogę prawidłowo jeść, obracam łyżkę na wszystkie strony, chcąc poznać prawidła posługiwania się nią. Niestety, nie mogę z nią dojść do ładu w momencie, kiedy zabieram się do jedzenia – w trakcie posiłku przestaje mnie słuchać! Czynność jedzenia, prowadzenie łyżki od talerza do ust i z powrotem w sytuacji, gdy widzę tylko fragment powierzchni talerza lub łyżki, jest niezwykle męczące. Wydawało mi się to dziwne, że choć minęło tyle czasu, nie mogłem przyzwyczaić się do łyżki, talerza czy widelca. Nie mogę utrzymać równowagi w przypadku wychylenia pod kątem od 45 stopni. A gdy zamknę oczy, w żaden sposób nie mogę uprzytomnić sobie, w jakim położeniu znajduje się talerz, łyżka; to już nie wina wzroku, a czegoś innego, co nastąpiło po zranieniu”.
To samo występowało w warsztatach szpitalnych, do których uczęszczał na „terapię zajęciową”, chcąc ponownie włączyć się do jakiejkolwiek pożytecznej pracy, przekonać się, że może być człowiekiem pożytecznym, że ciągle jest coś wart. Tam napotykał te same trudności, przeżywał te same męczące stany.
„Majster wręcza mi igłę, kłębek nici, kawałek materiału z wyszytym deseniem, poleca wyszyć podobny wzór, a następnie odchodzi do innych chorych, którzy po wypadkach nie mają nóg, rąk czy też są połowicznie sparaliżowani. A ja?… Trzymam w ręku kłębek, igłę, wyszyty wzór i nie mogę zrozumieć, po co mi dali to wszystko?
Długo siedzę bez ruchu. Nagle podchodzi do mnie majster i mówi: „Dlaczego siedzicie i nic nie robicie? Weźcie nitkę i nawleczcie igłę”. Wziąłem w palce jednej ręki igłę, w drugiej trzymam nitkę, ale w żaden sposób nie mogę zrozumieć, co mam z tym zrobić, w jaki sposób nawlec igłę. Obracam ją na wszystkie strony i nie mogę pojąć, jak się z nią obchodzić… Póki nie brałem tych przedmiotów do ręki, a tylko spoglądałem na nie, wydawały mi się znajome, ale kiedy teraz znalazły się w moich rękach, nie mogłem zrozumieć, do czego one służą.